Kris podczas całego swojego pobytu w tej szkole, rzadko kiedy widywała pana Anwara – dyrektora szkoły. Wcale na to nie narzekała bowiem wiadomym było, że jeśli ląduje się w gabinecie dyrektora to ma się krótko mówiąc przesrane. Pan Anwar wyglądał na jakieś sześćdziesiąt lat i podobno uczył kiedyś fizyki. Miał zakola, siwą brodę i nawyk noszenia przyciasnych kamizelek, które opinały się mu na wydatnym brzuchu. Wzrok miał bardzo surowy i Kris unikała go, specjalnie wlepiając wzrok w podłogę.
Trafiło jej się jak cholera. Stała tuż pośrodku niewielkiego pomieszczenia, przed biurkiem z komputerem, teczkami i nazwiskiem dyrektora na pokaźnej plakietce. Sam pan Anwar stał przy drzwiach i przyciszonym głosem rozmawiał z panem Ravinem, kiedy to bliska płaczu pani Blakey stała obok nich z drżącymi dłońmi splecionymi przy piersi.
Kris stała sztywno pomiędzy młotem, a kowadłem. A raczej pomiędzy Calebem, a Dorianem. Cała trójka milczała, nawet na siebie nie patrzyli. Jakby się nie znali, a już tym bardziej nikt by nie pomyślał, patrząc na nich, że bili się ze sobą. Oczywiście Kris miała rozciętą wargę, Caleb stał przygarbiony, wciąż przyciskając dłoń do brzucha, ze zlepionymi krwią włosami i opuchniętym prawym okiem, a Dorian co chwila dotykał nosa, sprawdzając czy nie jest złamany, ale nic nie wskazywało by bili się ze sobą. Cała agresja wparowała.
Dyrektor Anwar westchnął i kręcąc głową ruszył do swojego biurka, za którym usiadł. Obrotowe krzesło zaskrzypiało, jak każde w tej szkole. Zaplótł dłonie na blacie i odchrząknął jakby szykował się do długiej przemowy. Jednak jego surowe oczy padły tylko na stojącą pośrodku Kris, która jakby niewidzącym wzrokiem wpatrywała się teraz w okno.
-Webster.- powiedział ostro, a dziewczyna spojrzała na mężczyznę. Dostrzegła w jego oczach niezadowolenie, a nawet jakby coś podobnego zawodowi.-Chcesz, żeby wszystko się powtórzyło?- zapytał, marszcząc krzaczaste brwi.
-Ja się nie biłam.- zaprzeczyła Kris cicho i znów przeniosła wzrok na okna.
-Nie?- zapytał pan Ravin z kpiną w głosie.-To bardzo ciekawe skąd masz rozciętą wargę i krew na wierzchu dłoni, co?
Kris odruchowo zerknęła na rękę i zmarszczyła brwi.
-Jak to skąd?- odezwał się nagle Caleb z wyraźnym rozbawieniem.-Bo ściągnęła ze mnie tego frajera...- wychylił się zza Kris i wskazał na stojącego po jej drugiej stronie Doriana, który odwrócił się natychmiast w jego stronę.-A później tak mu lutneła w gębę, że...
-Caleb!- przerwała mu pani Blakey z niedowierzaniem.
-Tak?- warknął ostro Dorian i zmrużył oczy.-Nawet dobrze nie udało ci się wstać, kiedy kopnęła cię w jaja!
-Dorian!
-W żebra.- poprawiła Kris dla przyzwoitości.
-Właśnie! W żebra! W jaja to ja cię kopnę jak tylko...
-Dosyć! Milczeć! Wystarczy tych durnych pogaduszek! Cała wasza trójka jest winna!- krzyknął Ravin.
-Ale...- odezwali się równocześnie Caleb i Dorian.
-Milczeć!- warknął dyrektor i wstał gwałtownie od biurka po czym oparł się o nie, pochylając w ich stronę.
Odchylili się odruchowo wszyscy, łącznie z panią Blakey.
-Każdy z was miał już coś na karku i wszyscy powtarzacie klasy z takich, a nie innych powodów, co już was z miejsca ustawia na wylocie ze szkoły.
Kris zwiesiła głowę patrząc w podłogę podczas gdy zarówno Caleb jak i Dorian spojrzeli na nią, a później na siebie nawzajem.
Do drzwi ktoś zapukał i po głośnym proszę dyrektora do pomieszczenia wszedł kolejny nauczyciel. Pan Matthey, wuefista, powszechnie w szkole nazywany po prostu Trenerem. Ciężko powiedzieć ile miał lat, ale wyglądał dość młodo. Wysoki, szeroki w ramionach i wysportowany, co było po prawdzie rzadkością wśród wuefistów. Krótko ścięte, ciemne blond włosy były zaczesane do tyłu, a cień przystojnego zarostu na kwadratowej szczęce pasował by zapewne bardziej do garnituru niż niebieskiego ortalionowego dresu.
CZYTASZ
Droga od obojętności, przez ludzi, do życia.
Teen FictionKris jest dziewczyną z przemyśleniami i wewnętrznymi problemami, które na niej ciążą. W nowej szkole jest od roku i jakoś udaje jej się utrzymać spokój w koło siebie. Zmienia się to jednak po wakacjach, kiedy to do jej klasy przeniesiony zostaje jed...