10

351 57 15
                                    

Kris zaczynała odczuwać, że jej spokój powraca. Ludzie już nie obracali się jak szła przez stołówkę w czasie wtorkowego lunchu. Ciepły obiad to jednak ciepły obiad i choć wszyscy wkoło narzekali na przypalone kotlety z podejrzanego mięsa, rozgotowane warzywa i wodnisty budyń, jej nie bardzo to wszystko przeszkadzało. Oderwała plastikową słomkę od kartonika z sokiem i przebiła go od góry po tym jak usiadła na brzegu jednego ze stolików. Były prostokątne z kolorowymi, zaplamionymi blatami, nie miały pojedynczych krzesła, ale przyspawane ławy. Kris siadała tam gdzie jest pusto i gdzie jest najbliżej, więc dziś akurat padło na sześcioosobowy stolik, na którym leżał plaster rozgotowanej marchewki. Nie zwracając na nią uwagi zaczęła jeść, ale kalafior stanął jej w gardle, kiedy ktoś obok niej usiadł. Norting, który zajął miejsce na sąsiednim miejscu długiej ławy nawet na nią nie spojrzał. Nie odezwał się. Po prostu usiadł, a naprzeciw niego usiadło jeszcze dwóch chłopaków. Jeden był wysoki i wyjątkowo wychudzony, z przygarbionymi ramionami. Twarz miał zdecydowanie nie grzeszącą urodą. Podłużną, z szpiczastym podbródkiem i wystającymi kośćmi policzkowymi, które nadawały jego twarzy jakiegoś takiego nieprzyjemnego wyrazu. Jasne oczy były wąskie, jakby cały czas je mrużył. Blond, rozczochrane włosy opadały mu na czoło, przykrywając nieudolnie długą bliznę. Obok niego usiadł niższy chłopak, mniej więcej wzrostu Kris, o azjatyckiej urodzie i ciemnych skośnych oczach. Można go było określić nawet mianem przystojnego. Krótko ścięte włosy miał gładko zaczesane do tyłu, a zęby, które Kris ujrzała gdy odrywał nimi wieczko budyniu, były niemal oślepiająco białe.

Odwróciła szybko wzrok nie chcąc by którykolwiek spostrzegł, że tak dokładnie się im przyjrzała. Wlepiła wzrok w kotleta, przebierając w warzywach widelcem.

-Zrobiłeś pracę domową z angielskiego?- zapytał Azjata, patrząc kątem oka na siedzącego obok niego blondyna.

Ten tylko pokręcił głową wpatrując się nieufnie w marchewkę, którą trącił nożem, a później wywalił z talerza. Wylądowała zaraz obok tej na środku blatu.

-Nie baw się jedzeniem.- upomniał go Azjata.

-To nawet nie jest jedzenie.- mruknął Dorian, ale połowa jego warzyw już zniknęła z talerza.

-Wybrzydzacie jak zwykle. Szkoła prezentuje zbalansowany posiłek, który...

-Co ci się stało w rękę?- przerwał mu Dorian.

Kris dopiero po chwili zorientowała się, że to do niej skierowane było pytanie i podniosła wzrok znad marchewki na blacie, do której blondyn dołożył kolejny plaster, robiąc z nich wieżę.

-Moją rękę?- zapytał Azjata patrząc na dłoń, a później na Doriana.

Ale ten wcale nie patrzył na niego, ale na obwiązaną bandażem rękę Kris, która zmarszczyła brwi.

-Znacie się?- zapytał jeden z siedzących naprzeciw chłopaków, a drugi oderwał wzrok od marchewek by też spojrzeć na dziewczynę.

-Co ci się stało w rękę?- powtórzył Norting i tym razem spojrzał na jej twarz.-Głucha jesteś?

-Czekaj... To ona tak? Ta co rozwaliła ci mordę?- zapytał Azjata, a na twarzy blondyna wykwitł kpiący, złośliwy uśmiech co upodobniło jego twarz do zdjęcia z kartoteki policyjnej.

Kris spuściła wzrok znów na tace i ukroiła kawałek kotleta. Dorian niecierpliwie zastukał piętą w podłogę, ale ona nie zareagowała. Dokończyła obiad pod czujnym wzrokiem trzech chłopaków, ale nie spojrzała już na żadnego, a i oni milczeli. Wstała od stołu i prawie wyrwało jej się dziękuje za wspólny posiłek. Było to coś nowego, że ktoś dosiadł się do niej i to po prawdzie z własnej woli. Nie mówiąc już o jakiekolwiek konwersacji podczas posiłku co nie zdążało się nawet w domu. Chociaż ciężko nazwać czynną konwersacją, rozmowę w której nie bierze się udziału.

W szkole została do szesnastej, znów podnosząc ciśnienie pani Turner. Kiedy weszła do domu, ojciec już stał w korytarzu od razu niemal pytając o zranioną rękę. Kris może potraktowała by uprzejmie to pytanie gdyby nie tlący się papieros pomiędzy palcami mężczyzny. To od razu ją jakoś zniechęciło. Zastygła pochylona nad rozwiązanym trampkiem i zaraz zaczęła go znów zawiązywać.

-Coś się stało?- zapytał zdziwiony odpychając się ramieniem od ściany, o którą wcześniej się oparł.-Wychodzisz? Przecież dopiero przyszłaś... Odgrzeje ci zaraz...

-Idę do sklepu.- mruknęła i rzuciła plecak w stronę stojącej w korytarzu komody.

-Do sklepu? Wczoraj byłaś...

-Tak, ale zapomniałam... Szamponu...- zmyśliła na poczekaniu i poklepała się po kieszeni sprawdzając czy ma portfel.

-Szamponu.- powtórzył kiwając głową ze zrozumieniem.

Nie była to prawda, nie musiała go kupować bo i tak zwykle jak się kończył korzystała z męskiego szampono-żelu pod prysznic ojca, ale nagle poczuła silną potrzebę wyjścia z zadymionego domu.

-A jak już idziesz to może kupisz mi papierosy?- zapytał, kiedy już położyła rękę na klamce.

Kris spięły się chyba wszystkie możliwe mięśnie ciała. Ojciec musiał to zauważyć, bo usłyszała jak nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Obróciła jedynie głowę, patrząc na niego przez ramię. Znów dostrzegła poczucie winy na jego szarej, zapadniętej twarzy.

-Zapomnij, że spytałem...- powiedział szybko.

-Kupię.- powiedział praktycznie w tym samym czasie i wyszła z domu, trzaskając głośno drzwiami.

Kris będąc w miejscach publicznych często marszczyła nos na zachowania innych ludzi. Na przykład będąc teraz w osiedlowym sklepie skrzywiła się na chłopaka, który brał sześciopak piwa. Wyglądał nam młodszego od niej, więc jej niezadowolenie i dezaprobata w jej mniemaniu były całkowicie uzasadnione. A w szczególności, że było to ulubione piwo jej ojca. Wyminęła młodszego od siebie, niby przypadkiem zahaczając metalowym koszykiem o jego bok. Nawet nie przeprosiła. Nie czuła takiej potrzeby.

Mogła spokojnie utożsamić się z starszymi paniami, które stały przy lodówkach sprawdzając datę ważności i cenę sera, bo Kris również zawsze sprawdzała datę ważności i cenę... Nie tylko sera. Zajmowało to więcej czasu, ale jej nigdzie się nie spieszyło. Co więcej nie mogła sobie pozwolić na to by coś co kupiła szybko się przeterminowało, a tym samym zepsuło. Dodatkowo dochodziła oczywiście jej oszczędność. Po prawdzie zbierała pieniądze, ale jeszcze nie wiedziała na co.

Ludzie beztrosko wkładali różne rzeczy do koszyka z myślą O... Mam na to ochotę. Kris też miała takie myśli, ale zazwyczaj wyglądało to tak: O to bym zjadła... Patrzy na cenę... Ale jest tak samo drogie jak w zeszły m tygodniu... I odkładała daną rzecz z powrotem na półkę.

W osiedlowym sklepie była mała lada przy jednej z kas, do której Kris po cichu się śliniła. Stawała bardzo często w kolejce do tej kasy, tylko i wyłącznie po to by popatrzyć przez grubą szybę na ustawione na dużych tacach ciasta. Szczególnie zawsze urzekały ją małe tartaletki z dużą ilością kremu i truskawkami albo borówkami na wierzchu. Przycisnęła rękę do brzucha, który burknął zachęcająco, ale w tym momencie kasjerka powiedział następny proszę.

Kris wypakowała z koszyka pojedynczy szampon i podała go kobiecie do skasowania.

-To wszystko?- zapytała kasjerka.

-I jeszcze papierosy. Mentolowe... Pall Mall.- wskazał obojętnie zielona paczkę na końcu regału za plecami kobiety.

Kris odmówiła na pytanie czy doliczyć reklamóweczkę i wpakowała szampon do jednej, a papierosy do drugiej kieszeni kurtki. Na zewnątrz zaczął padać drobny deszcz, więc dotarła z powrotem do domu lekko przemoczona. Zamknęła za sobą drzwi słysząc grający telewizor z salonu, gdzie zaraz poszła po tym jak ściągnęła buty.

Ojciec spał na kanapie z dłońmi pod głową. Dla Kris już odruchem było branie koca z oparcia tapczanu i przykrywanie nim ojca. Ściszyła tylko trochę telewizor i wyszła przymykając drzwi pokoju. Poszła do łazienki i odstawiła szampon na półkę przy prysznicu, a kurtkę rozwiesiła na brodzikiem by obeschła. 

Droga od obojętności, przez ludzi, do życia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz