Rozdział VI

14 2 0
                                    

      Wchodzimy do środka, gdzie znajduje się mnóstwo żołnierzy. Każdy jest czymś zajęty, spełnia wyznaczone zadanie. Po kątach tłoczą się zwyczajni mieszkańcy, wzajemnie dodają sobie otuchy. Ściska mnie serce na myśl, jaka tragedia dosięgła ten pozornie bezpieczny zakątek świata. Nie wyobrażam sobie, co musi się teraz dziać w mieście. Obdarzeni są silniejsi. Mają przewagę nie tylko pod względem liczności, ale również umiejętności bojowych. Gwieździści mimo wyjątkowych zdolności nie są w stanie obronić się przed dobrze wyszkoloną gwardią bezlitosnych obdarzonych.

      Zmierzamy w kierunku metalowych drzwi na końcu jednego z korytarzy. Srebrny łańcuch pada na ziemię, kiedy Przywódca przecina go ostrym mieczem. Przestępujemy próg i trafiamy wprost do biblioteki, wypełnionej niezliczoną liczbą książek, papierów, zdjęć i danych liczbowych. Na środku pomieszczenia stoi drewniany stół, którego powierzchnię pokrywa duża mapa. Robię krok w jej kierunku. Z pozoru przypomina tę, którą sama przez wiele tygodni kreśliłam. Jednak, gdy przypatruje się jej dłużej, dostrzegam fragmenty określające tajne przejścia i tunele. Długa, czerwona strzałka wyznacza drogę spod zamczyska aż pod wulkan Helios. Stożek znaczy wyraźny znak „x". Miejsce, gdzie mieści się pradawny, szkarłatny miecz.

      – Musicie wypłynąć już dziś – odzywa się dowódca. – Mapa doprowadzi was do broni. Do czasu waszego powrotu spróbujemy powstrzymać ten szturm. Twój brat również wkrótce tu będzie. Miejmy nadzieję, że wspólnymi siłami uda nam się przetrwać.

      Kiwam głową, nie mogąc zdobyć się na żadne słowa. Składam kartkę papieru, wskazówkę odnalezienia ratunku dla świata. Chowam ją do kieszeni spodni. Czas się pożegnać.

      – Przywódco – zaczynam, ale ten natychmiast mi przerywa.

      – Mów do mnie Lionel. – Bierze głęboki oddech. - To bardzo niebezpieczna misja, Rose. Jeśli uda ci się znaleźć szkarłatny miecz ocalisz nas wszystkich. Trzymaj się blisko Nicholasa. Uważajcie na siebie.

      Ściska mnie przelotnie. Wychodzimy, pozostawiając Lionela samego. Ciężar odpowiedzialności mocno przygniata moje barki. Jednak wiem, że jestem w stanie zrobić wszystko, żeby uratować niewinnych i przywrócić równość rozsypanemu światu.

      W końcu trafiamy do kolejnego z tuneli. Tym razem wyjście z niego prowadzi tuż na otwarte morze. Woda wpadająca do środka delikatnie obmywa moje stopy. Wspinam się na jedną z umieszczonych tu łodzi. Nick podaje mi dłoń i pomaga stanąć na pokładzie.

      – Wulkan Helios znajduje się kilka mil stąd – mówi. – Postaram się, żebyśmy znaleźli się tam jak najszybciej. – Przerywa na chwilę. – Rose, przepraszam, że cię w to wpakowałem.

      – Nicholas – staram się brzmieć poważnie – niczego nie zrobiłeś. Tak po prostu miało być. Choć wciąż jestem bardzo sceptyczna wobec tych całych przepowiedni.

      Przelotnie się uśmiecha. Odsuwa kosmyk włosów z mojej twarzy i mocno mnie przytula. Delikatnie go obejmuje. Ten gest sprawia, że choć przez chwilę czuję się rozluźniona. Nie chcę go puszczać. Cicho wzdycham.

       Chłopiec wyplątuje się z moich ramion i siada za sterami. Zajmuję miejsce obok. Silnik zaczyna cicho warczeć. Ukryte wrota się rozsuwają, łódź wpada wprost w rozbudzone morze.

***

      Płyniemy, nie odzywając się do siebie. Co jakiś czas do naszych uszu docierają odgłosy wystrzałów. Na ten dźwięk kulę się w sobie zupełnie przerażona. Walczą i giną. Ilu niewinnych zginie przez nienawiść?

Szkarłatny mieczWhere stories live. Discover now