V

2K 291 120
                                    

 Wielka czwórka zajmowała już dłuższą chwilę swoje miejsca przy ich stoliku

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Wielka czwórka zajmowała już dłuższą chwilę swoje miejsca przy ich stoliku. Trzy pary oczu obserwowały Taeyonga, który ze smakiem pożerał podarowane mu wcześniej jedzenie, zwracając tym uwagę zafascynowanych nim dziewczyn, będących obok. Jaehyun oparł podbródek na dłoni i patrzył na kolegę, w duchu dopingując mu, żeby jadł jak najwięcej. Dongyoung co chwila podrywał wzrok znad papierkowej roboty, czyli wypełniania ważnych obowiązków przewodniczącego, aby sprawdzić, czy chłopak za bardzo się nie pobrudził. Zaś Sicheng tupał nerwowo nogą pod stołem, wodząc spojrzeniem od Taeyonga po całej sali i z powrotem.

— Muszę go jakoś groźnie spytać o przepis — wymamrotał czerwonowłosy między kęsami. — To był naprawdę zajebisty pomysł z tym żarciem.

— To jest tylko kanapka — upomniał go Dongyoung, pisząc coś szybko w jednej z rubryk na kartce zadrukowanej małymi literkami.

— Ale jaka pyszna — odparł, podtykając koledze jedzenie pod nos. — Spróbuj.

Przewodniczący rozejrzał się, aby sprawdzić, czy tym co zamierza zrobić nie przykuje przez przypadek uwagi połowy sali. Na szczęście nikt w tej chwili na nich nie patrzył, więc wykonał polecenie Taeyonga, by po dokładnym skosztowaniu stwierdzić, że mówi całkowitą prawdę.

Oczywiście Jaehyun też dołączył i właśnie cała trójka zachwycała się dobrą kuchnią ich biednej i niczego nieświadomej ofiary.

— Chcesz? — spytał Taeyong Sichenga. — To zaraz magicznie zniknie.

Chłopak pokręcił głową z lekkim grymasem na twarzy.

— Poproś go o trzy takie — powiedział Dongyoung, wracając do wcześniej wykonywanej czynności.

— Przecież wiesz, że nie mogę. Wtedy przestanie się mnie bać.

Smutny pomruk wydobył się z ich gardeł. Mimo posiadania tak naprawdę miłych i przyjaznych charakterów, dalej byli zmuszeni odgrywać role chłodnych, szkolnych postrachów w czarnych mundurach, patrzących na każdego z wyższością. A przynajmniej tak o całej tej przykrywce myślała trójka chłopaków, gdyż Sicheng był całkiem innego zdania — najbardziej zależało mu na wykreowaniu takiej postaci i najwyraźniej zbytnio się w to wkręcił.

Popatrzyli na niego pytająco. Zauważyli, iż dobry humor opuścił Sichenga już w dniu, kiedy to Taeyong postanowił zagadać do Taeila.

— Co jest? — zapytał Jaehyun.

— Nie wiem czym wy się tak podniecacie — wypalił nagle nieco głośniej niż powinien, przez co uczniowie siedzący najbliżej spojrzeli na nich. — Powinniśmy czyścić tymi nerdami podłogi, a nie się litować i jeszcze jeść coś, co wyszło spod ich ręki.

Co takiego miały w sobie te dwa kujony, że magicznie zmienili nastawienie jego kolegów, pragnących nagle się z nimi bratać. Sicheng nie miał pojęcia, ale wiedział doskonale, iż to nie wyjdzie nikomu na dobre. Nie tego oczekiwał, gromadząc obok siebie najlepszych kandydatów do wybranych dla nich ról — chciał, żeby wszyscy o nich wiedzieli i bali się wypowiedzieć imię choćby jednego z wielkiej czwórki. Może to zabawne i dziecinne wytłumaczenie, ale chłopak naprawdę uwielbiał, gdy inni czuli przez niego strach.

— Zważaj na słowa, młody — odparł Dongyoung, mrożąc jego cały zapał spojrzeniem. — Za bardzo się zapędzasz.

— Ale Taeyong jeszcze niedawno chciał wręcz zamordować Taeila za akcję z piłką. — Sicheng próbował jakoś tłumaczyć swoje zdenerwowanie.

— Wtedy byłem za bardzo zajarany twoją wizją bycia niegrzecznymi chłopcami, ale teraz już trochę mnie to męczy — powiedział Taeyong, uśmiechając się szczerze do kolegi. — Poza tym widziałeś jaki był blady wczoraj? Miałem nadzieję, że chociaż ten drugi ma pod ręką wbity numer na pogotowie.

— Jak mu było?

— Nakamoto Yuta — odezwał się Sicheng, wypowiadając każdą literę imienia oraz nazwiska chłopaka z gniewem i jadem. Reszta przyjęła to z niemałym zaskoczeniem. — Szczerze go nienawidzę.

— Stary — rzekł Jaehyun, kładąc na jego ramieniu dłoń. — Nie wiem co ten biedny mól książkowy ci zrobił, ale serio, nie szalej tak. Twierdzę też, że prędzej czy później ci się odmieni.

— Zgaduję, że na zakończeniu roku będziemy żegnać kochającego wszystkie pszczółki i kwiatuszki Sichenga. — Dongyoung zaśmiał się, zakrywając twarz kartką. Pozostała dwójka mu zawtórowała, na co chłopak tylko przewrócił oczami.

— W waszych snach.

Westchnęli zrezygnowani.

— Jak uważasz, ale szczerze radzimy ci zmienić nieco do nich nastawienie. — Przewodniczący pomachał w kierunku Sichenga palcem wskazującym. — W końcu nie wiadomo ile czasu Taeyong ma zamiar bulić od tej biedaczyny kanapki.

— Wystarczająco długo, żeby odpokutował targnięcie się na moje życie.


proszę; szczerze nie wiem kiedy znów cokolwiek ode mnie dostaniecie, gdyż nie mam za bardzo czasu i siły myśleć o fabułach (szczerze wydaje mi się, że wykorzystałam wszystko w the florist's, ale może się mylę), ale mimo wszystko mam nadzieję, że ktoś będzie dzielnie czekał

❝bookworm❞ [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz