Yuta poczuł przyjemną miękkość pod sobą, a do jego uszu dopłynął dźwięk kropel uderzających o szybę. No tak, pomyślał, już jesień, więc przyszedł najwyższy czas na taką pogodę. Stwierdził również, iż jego łóżko jest dzisiaj nadzwyczaj wygodne i raczej szybko z niego nie wyjdzie.
Zmarszczył nagle brwi i przestał chwilowo oddychać.
Jak to w łóżku?
Otworzył szeroko oczy i rozejrzał szybko dookoła, orientując się, że magicznie znalazł się we własnym pokoju, nadal będąc jednak w ubraniach z wczoraj. Najdziwniejszy był w tym wszystkim fakt, oprócz tego jak tutaj dotarł, iż wyczuwał obok siebie jeszcze czyjąś obecność. Czarna peleryna zasłaniała praktycznie całą sylwetkę nieznajomego, prócz czubka głowy i rozczochranych blond włosów, które Japończyk zdążył doskonale poznać.
Milion pytań cisnęło mu się w tym momencie na usta, a najważniejsza osoba, prawdopodobnie znająca na nie odpowiedzi, spała sobie w najlepsze.
Jak to w ogóle możliwe, że kompletnie nic nie pamiętał, skoro nie miał w ustach ani kropli alkoholu.
— Uh — zaczął, tykając delikatnie palcem ramię chłopaka — Sicheng?
Chińczyk zamruczał i przeciągnął w taki sposób, że Yucie ciężko było oderwać wzrok, szczególnie od jego odkrytego brzucha, co na pewno nie było specjalnie zrobionym manewrem, by wreszcie odwrócić się przodem do Japończyka z pięknym uśmiechem. Podparł dłonią głowę i wbił w niego zaspane spojrzenie, już nie ukryte za maską.
— Dzień dobry — powiedział, na co Yuta prychnął.
— Ja ci dam dzień dobry — skwitował, uderzając go w twarz poduszką i prawie przy tym spadając z łóżka. Nakrywając się szczelniej kołdrą, zobaczył ślady makijażu na niej i jęknął boleśnie na myśl o swoim aktualnym wyglądzie. Już całkiem zapomniał o dalszym odgrywaniu roli siostry, bo Sicheng i tak o wszystkim doskonale wiedział, a źródło tego nadal pozostało owiane tajemnicą. — Co tu robisz?
— Nie pamiętasz? — spytał zdziwiony Sicheng.
— Gdybym wiedział to bym nie pytał — odparł Yuta, przewracając oczami i wreszcie czując piekący ból w ich okolicach, jak nie na całej twarzy. — Nic nie piłem, więc czemu...
— Bo upiłeś się mną.
Japończyk posłał mu zażenowane spojrzenie i wstał, a gdy stanął w drzwiach, pogroził chłopakowi palcem.
— Zanim wrócę, ma cię tu nie być.
Poszedł prosto do łazienki, żeby móc wreszcie uwolnić twarz od makijażu i porządnie zastanowić nad swoim zapomnianym oraz dopiero nadchodzącym losem. Jak wrócił? Czy Taeil i reszta w ogóle żyją? Co działo się po pocałunku...
Yuta pisnął mimowolnie na samo wspomnienie przyjemnego uczucia na ustach, które miał okazję przeżyć po raz pierwszy, i tych dreszczy. Wypuścił z brzucha chmarę robali, chociaż wcale tego nie chciał. Na jego twarzy wykwitł obfity rumieniec. Po szybkim jej przemyciu dużą ilością wody i mydła oraz porządnym wytarciu ręcznikiem, zostawiając na nim mały ślad resztek makijażu, wystrzelił z łazienki niczym z procy do swojego pokoju, mając cichą nadzieję, że Sicheng nadal będzie na swoim miejscu.
CZYTASZ
❝bookworm❞ [1]
Fanfiction- historia, w której mól książkowy i przywódca najsławniejszej grupy w szkole nie za bardzo za sobą przepadają ship: yuwin; tags: high school!au, falling in love, from enemies to lovers, yuta as bookworm, sicheng as sicheng straight from boss mv, bu...