XV

1.6K 237 73
                                    

 Jeśli myśleliście, że cały wysiłek Yuty związany z uciekaniem przed damskimi ciuszkami na coś się zda to już rozjaśniam wasze umysły — jego uniki tylko pogarszały sprawę i wielka trójka, działająca tak w ukryciu przed Sichengiem oraz Taeil, wodze...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Jeśli myśleliście, że cały wysiłek Yuty związany z uciekaniem przed damskimi ciuszkami na coś się zda to już rozjaśniam wasze umysły — jego uniki tylko pogarszały sprawę i wielka trójka, działająca tak w ukryciu przed Sichengiem oraz Taeil, wodzeni wyobrażeniem chłopaka w tych niezwykłych ubraniach, chodzili za nim krok w krok, szczerząc sprzedajność. Licytowali jeden drugiego co mogliby zrobić bądź kupić za uratowanie Sichenga. Yuta był tak zdenerwowany, że zaczął w pewnym momencie rzucać japońskimi przekleństwami na prawo i lewo, wywołując tym ciekawość dużej ilości uczniów akurat obok niego przebywających.

Siedzieli jednego dnia w stołówce podczas przerwy śniadaniowej. Yuta mierzył każdego kto tylko odważył się przejść obok groźnym spojrzeniem, natomiast Taeil niewzruszony konsumował kanapki. Jedna noga Japończyka przez cały czas była w tak energicznym ruchu, że o mało co nie wywrócił stolika.

— Widzę, że już się przygotowujesz do bycia dziewczyną — stwierdził Taeil spokojnym tonem, patrząc na kolegę zza swojego zdrowego i pożywnego śniadania. Za wszelką cenę próbował ukryć jakoś rozbawienie, żeby tylko nie zdenerwować chłopaka do tej niebezpiecznej granicy równym zburzeniu budynku, w którym byli.

— Chcesz chyba zarobić w mordę — odpyskował Yuta, łypiąc na niego raz po raz spode łba. Pochylił się nagle do przodu tak, że cała jego klatka piersiowa przyległa do blatu, a twarz zatrzymała zaledwie kilka centymetrów od tej rozbawionego Taeila. — Ile razy mam powtarzać, że tego nie zrobię? — spytał z jadem w głosie, dobitnie akcentując każde słowo.

Chłopak tylko wzruszył ramionami, zaś jego twarz jeszcze bardziej się rozpromieniła, kiedy zobaczył kogoś za Yutą. Japończyk niechętnie odwrócił głowę i jak tylko zauważył zmierzającą w ich kierunku wielką trójkę, jęknął rozpaczliwie i całkiem położył się na stoliku, próbując schować głowę w ramionach niczym struś w piasku. Miał nadzieję, że dzięki temu nikt go nie dostrzeże.

— Yuta, żeby cię jakoś odciążyć — zaczął Taeyong, biorąc z sąsiedniego stolika wolne krzesło i siadając na nim tuż obok swojego nowego rozmówcy — próbowałem wymyślić ładne imię dla twojej kochanej siostrzyczki.

Mówiąc to pogładził włosy Yuty, a następnie zjechał dłonią z nich na plecy i tak pozostał. Oczywiście każdy jego ruch był dokładnie rejestrowany przez bystre oczy dziewczyn. Uszom chłopaków nie umknęły także ciche piski i westchnienia. Taeyong jak zawsze pierwszy w kolejce do droczenia się z sercami niewinnych uczennic, nawet jeśli było to w geście czysto koleżeńskim.

— Ja nie mam siostry — wymamrotał Japończyk, na powrót opierając się o oparcie krzesła i omiatając wzrokiem wszystkie już cztery osoby siedzące przy nim. Dziękował gorąco w duchu, że Sicheng wybrał sobie akurat dzisiejszy dzień, żeby nie przyjść i tym samym pozwolić Yucie trochę pooddychać świeżym, pełnym swobody i krótkotrwałej wolności, powietrzem.

— Ale niedługo będziesz ją miał — odparł Taeyong, przysuwając stołek bliżej stolika. W jego oczach nagle rozbłysnęły radosne iskierki. — Otwierajcie notesy, bo będę rzucał najpiękniejszymi imionami japońskimi idealnymi dla najpiękniejszych japońskich dziewczyn.

Reszta poszła w jego ślady i teraz praktycznie wszyscy przy stoliku byli do siebie pochyleni. W końcu wszystko musiało być dokładnie dopracowane, nie dopuszczano pozostawiania luk.

— Chitose, Miho, Suzue, Nanami, Yukari, Naoko — powiedział Taeyong na jednym wdechu, na co Yuta tylko prychnął i spojrzał nań z politowaniem.

— Ty wiesz co ja ci mogę na oko — skwitował, jednak jego zabawna uwaga nie zwróciła niczyjej uwagi. Chłopaki wyglądali, jakby bardzo głęboko zastanawiali się nad wyborem imienia, analizując wszystkie swoje indywidualne za i przeciw.

— Suzue — stwierdził Jaehyun z poważnym wyrazem twarzy.

— Ja bym wolał zachować jakieś, nie wiem, podobieństwo do imienia Yuty — zaczął Dongyoung, który jako najstarszy powinien w tym całym cyrku być głosem rozsądku, a przynajmniej Japończyk bardzo by chciał, aby tak było, zamiast knuć — ale zgaduję, że nie znajdziemy niczego lepszego.

— Yukari coś tam ma, ale ja bym nie szedł w tym kierunku — odezwał się Taeil rzeczowym tonem. — Nikt nie może o tym wiedzieć, więc lepiej wybrać mniejsze zło.

Yuta miał ochotę płakać. Zamiast tego zaciskał tylko mocno zęby, próbując się uspokoić.

— Jesteście okrutni.

— Jeszcze nam za to podziękujesz.

 — Tak w ogóle — zaczął Jaehyun, kierując spojrzenie na Taeila — jak masz zamiar wprowadzić ten plan w życie? Chyba nie masz zamiaru pewnego pięknego dnia przebrać go w te fatałaszki i ściemnić, że Suzue zaczyna tutaj naukę, podczas gdy Yuty w ogóle nie będzie, choć powinien.

Zapadła między nimi cisza. Pytanie zadane przez chłopaka było dosyć trafne i szczerze zaciekawiło wszystkich, nawet chcącego stąd uciec Yutę. Taeil oparł podbródek o wierzch dłoni, udając, że się poważnie nad nim zastanawia, ignorując fakt, iż odpowiedź miał gotową już dawno temu. Wtem skrzyżował spojrzenie z każdym z osobna i uśmiechnął szeroko.

— Przez przypadek zyskałem dostęp do pewnych — zerknął znów na zdezorientowanego Japończyka — tajnych informacji.

Przy stoliku dało się słyszeć ciche chodź pełne uznania „uuu".

— Ptaszki ćwierkają, że niedługo pewien śmiałek zorganizuje imprezę dla całej szkoły — dokończył dumny z siebie i swojej mowy, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — Każdy, dosłownie każdy na niej będzie. Nawet taki nerd jak ja.

 — Coś wadliwe masz chyba te źródła — powiedział Yuta, zaczynając powoli domyślać się kto mógł sprzedać mu takie bajeczki i żałować, że w ogóle cokolwiek kiedykolwiek mu mówił. — Jak mówiłem, na nic nie daję zgody.

Taeyong westchnął teatralnie.

— A ty znów o tym? — mruknął, patrząc na niego przenikliwie; zupełnie tak jak podczas pierwszego, niefortunnego spotkania w bibliotece. — Jak cię przekupić?

— Dajcie mi spokój.

— Wiem — powiedział nagle Dongyoung. — Załóżmy, że ci się uda zrobić jakąkolwiek rzecz, żeby Sicheng oprzytomniał. W nagrodę mógłbyś mieć od niego dożywotni spokój i brak jego obecności w bibliotece do końca szkoły.

Japończyk zastanowił się chwilę, chociaż ta propozycja śmierdziała fałszem na kilometr. Doskonale wiedział, że już jest za późno na wszelakie negocjacje; klamka zapadła praktycznie bez jego wiedzy, mimo grania w całym tym cyrku głównej roli.

— Wolałbym zakaz zbliżania się do mnie do końca życia — stwierdził, przypominając sobie tę poranną scenę z biblioteki, przez którą na samo przywołanie ma nieprzyjemne dreszcze na całym ciele i o której nie wie kompletnie nikt prócz niego i całkowicie nieświadomego szykujących się wydarzeń Sichenga.

Dongyoung w milczeniu rozłożył ręce. Ktoś westchnął po raz kolejny. Ktoś usiadł wygodniej dla czerpania lepszych wrażeń z tej rozmowy.

 — Dobra — jęknął Yuta, poddając się całkowicie. — Róbcie co chcecie.

Taeyong, chyba najbardziej uradowany z nich wszystkich, potarł dłońmi ramiona chłopaka z szerokim uśmiechem.

— Grzeczna dziewczynka.

Gdyby Japończyk miał jeszcze jakiekolwiek siły, to w tym momencie ktoś zarobiłby w twarz, ale zamiast tego zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec przerwy śniadaniowej.


nie znam dnia ani godziny jak wena mnie zaskoczy (tak samo nie znam dnia i godziny comebacku exo ok)

❝bookworm❞ [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz