XII

1.7K 252 11
                                    

 Yuta przesiedział całą sobotę w domu, co jakiś czas ruszając się z pokoju po jedzenie albo skorzystanie z łazienki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 Yuta przesiedział całą sobotę w domu, co jakiś czas ruszając się z pokoju po jedzenie albo skorzystanie z łazienki. Nauka go dostatecznie uspokoiła, więc mógł z czystym umysłem zająć się prezentem od Youngho.

Taeil przyszedł niedzielnym popołudniem, bez pukania bądź dzwonienia wchodząc do domu kolegi. Już od progu widać było, że jest tym wszystkim bardzo podekscytowany. Rodziców Yuty jak zawsze nie było, przez co mogli w spokoju usiąść w kuchni bez obaw o niekomfortowe pytania.

Nowo przybyły jak tylko zobaczył kartki, jednocześnie zapisane długopisem lub ołówkiem oraz zadrukowane, co wskazywało, że chłopaki na bieżąco wszystko uzupełniali, porwał je i spojrzał na Yutę ze złowieszczym błyskiem w oku. Japończyk zaś westchnął, pokręcił przecząco głową i zaczął wlewać wodę do czajnika.

— Ciekawe czemu dał ci aż cztery — zaczął Taeil, siadając przy małym stoliku pod oknem z zamyślonym wyrazem twarzy.

Yuta usadowił się na przeciwko niego, co jakiś czas zerkając w stronę kuchenki.

— Zawsze warto wiedzieć więcej — stwierdził, odbierając od kolegi papier. Przez chwilę badał go wzrokiem, budując napięcie, by znów móc spojrzeć na Taeila, który przełknął głośno ślinę. — Czuję się jakbym zaraz rozbił bank.

— Ach! Dawaj to.

Tym razem Taeil nie wytrzymał, wyrwał Yucie kartki i swoimi drżącymi rękami rozłożył je, patrząc na pierwszą z nich. Momentalnie przymrużył oczy, wczytując się w tekst i przekrzywiając głowę za każdym razem, jak słowa dopisywane były w różnych wolnych miejscach. W tym czasie Yuta zalał herbatę i postawił kubki na stoliku, oddychając głęboko.

— I co? — spytał po dłuższej chwili ciszy.

— Nic ciekawego.

Chłopak położył jedną kartkę przez kolegą, sam zaczynając czytać kolejną. Yuta pochylił się, szeroko otwartymi oczami badając zapisane na niej informacje. „Kartoteka" przewodniczącego szkoły mimo wszystko nie okazała się być tak obszerna, jak sobie wyobrażał. Chyba każdy chciałby wiedzieć kilka niestosownych rzeczy z przeszłości nienagannego i dobrze wychowanego Dongyounga, ale on nawet takich nie miał. Albo chłopakom nie udało się dotrzeć do tego typu wiedzy, albo on naprawdę jest aniołem. Jego uwagę przykuło czerwone zdanie na samym dole.

— „Jest w wielkiej czwórce tylko z grzeczności"? — przeczytał z niedowierzaniem i spojrzał na Taeila, marszcząc brwi. — Nie rozumiem.

— U Jaehyuna jest napisane to samo — odparł chłopak, kładąc kolejną kartkę na blacie. Yuta przebiegł po niej spojrzeniem, będąc mało zainteresowanym treścią. Jaehyun był razem z Dongyoungiem najmniej szkodliwymi osobami z wielkiej czwórki i mógłby przyznać w duszy, że nawet trochę ich polubił.

Podobny napis również był widoczny w tym samym miejscu.

Nagle Taeil zaczął się śmiać, na co Yuta odpowiedział niemym pochyleniem głowy do przodu.

— Napisali, że Taeyong już w przedszkolu łamał serca. Ale głupoty — dodał i westchnął, siadając wygodniej na krześle. — Mam wrażenie, że to jest robione dla jaj. Tu nie ma kompletnie nic.

— Wyglądali na pewnych siebie i tego co robią — stwierdził Yuta, biorąc następną kartkę. — Przynajmniej fakt, że nie ma pojęcia jak wygląda grzebień jest raczej prawdziwy.

Nastała chwila ciszy.

— Ciekawi mnie ta ich grzeczność.

— Myślisz, że wielka czwórka istnieje tylko z dobroci dla Sichenga? W końcu on jest tam szefem.

— To by tłumaczyło przepaść między ich zachowaniem a jego. — Yuta podparł podbródek wierzchem dłoni i spojrzał przez okno. Jesienne słońce trochę raziło go w oczy, jednak to nie przeszkodziło mu w podziwianiu opadających liści z drzew. Mogli wyjść na zewnątrz, przynajmniej myślałby wtedy dwa razy szybciej niż teraz.

— Nie miałem pojęcia, że Sicheng ma starszych braci. Zobacz. — Taeil położył kartkę na stoliku i pokazał palcem na linijkę tekstu. — „Nie ma z nimi dobrego kontaktu, bo już od małego ze sobą rywalizowali" albo „Już w podstawówce dochodziło do różnych starć między nim a nauczycielami, przez co rodzice wychowywali go bardzo surowo". „Stworzył wielką czwórkę, żeby poczuć się ważnym".

— Paradoks, bo i tak znów jest najmłodszy — powiedział Yuta, parskając głośnym śmiechem. Jednak nieco posmutniał, dowiadując się o nie za wesołej przeszłości Chińczyka, chociaż nie powinien w nią od razu wierzyć, gdyż nie miał pojęcia czy to wszystko na pewno pokrywa się z rzeczywistością.

— To by się zgadzało — stwierdził Taeil, upijając łyk herbaty. — W domu znów jest kiepsko i stary Sicheng wrócił.

Yuta pokiwał głową w zgodzie. Może to też jest główny powód dlaczego Chińczyk tak go traktuje...

— Nie zauważyłem tego, bo jest tak malutkim druczkiem napisane — odezwał się znów Taeil, przerywając moment rozmyślań Japończyka. — „Nienawidzi kujonów".

Spojrzeli na siebie wyczekująco, chociaż jeden z nich starał się za wszelką cenę ukryć szeroki uśmiech rozbawienia. Yuta schował twarz w dłoniach.

— Już myślałem, że zmienię do niego nastawienie — wymamrotał i westchnął ciężko, nie wracając już do tamtych myśli i puszczając je w niepamięć.

Popołudnie minęło szybko, a oni jeszcze wytrwale analizowali wszystkie cztery kartki, próbując wyciągnąć z nich jakiekolwiek przydatne informacje.

— Mam pewien pomysł — odezwał się Taeil, kiedy już wychodził z domu Yuty. Spojrzał na kolegę przez ramię z tajemniczym błyskiem w oku, na co po ciele chłopaka przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

— Oczywiście nie zdradzisz mi go? — spytał Japończyk, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Taeil nie odpowiedział. Jak gdyby nigdy nic ruszył przed siebie, jeszcze kilka razy zerkając na Yutę, zanim zniknął za rogiem.


dobry wieczór, bardzo was przepraszam za tak nudny rozdział :( a tak w sekrecie powiem wam, że szykuję coś nowego i mam nadzieję fajnego, stay tuned~

❝bookworm❞ [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz