VI

1.9K 287 77
                                    

 Yuta wszedł do klasy i rozejrzał po niej, szukając wolnego miejsca, gdyż doskonale wiedział, że to, które zajmował na ostatniej lekcji, jest już zajęte przez innego ucznia

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Yuta wszedł do klasy i rozejrzał po niej, szukając wolnego miejsca, gdyż doskonale wiedział, że to, które zajmował na ostatniej lekcji, jest już zajęte przez innego ucznia. I nie mylił się, ławka była okupowana przez głośno rozmawiających ze sobą chłopaków o imionach nie wartych zapamiętania, przynajmniej według Japończyka. Nawet rzędy pod samą tablicą i biurkiem nauczyciela, ku jego zdziwieniu, nie świeciły pustkami.

Z cichym westchnieniem powędrował wzrokiem na tył klasy, przynajmniej raz mógł sobie pozwolić na złamanie swojej małej zasady odgrywania roli kujona i usiąść w miejscu, gdzie nikt nie będzie zwracał na niego uwagi.

I oto była, wymarzona, w miarę czysta i nie popisana długopisem, na czterech prostych nogach, zupełnie jakby na niego czekała. Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę ławki, będąc jeszcze bardziej uradowanym z faktu, iż nikogo przy niej nie było. Usiadł wygodnie na krześle, wyciągnął potrzebne rzeczy z torby i czekał, opierając podbródek o wierzch dłoni.

Jeszcze raz spojrzał na osoby, z którymi chodził na zajęcia i z ulgą stwierdził, że pewne dwie nadal są nieobecne, mimo tego, iż dzwonek dzwonił już dawno, a nauczyciel rozpocznie lekcję lada moment. Może Taeyong po tych kanapkach poczuł się na tyle źle, że musieli aż we trójkę odprowadzać go do domu? Albo olali szkołę i poszli na wagary, bo wielkiej czwórce zawsze wszystko uchodzi na sucho? Yuta nie miał pojęcia, ale bez narzekania delektował się brakiem Sichenga i Jaehyuna.

Lekcja trwała w najlepsze. Starsza już nauczycielka postanowiła zacząć nowy dział matematyczny, zapowiadając test z poprzedniego z tygodniowym wyprzedzeniem. Yucie oczy zapłonęły z ekscytacji. Kolejny sprawdzian i kolejna okazja do pokazania swoich umiejętności w liczeniu.

Prawdę mówiąc Japończyk nie znał takich słów jak „nie rozumiem", „nie potrafię" czy „nie zdam". Można powiedzieć, że mężczyzna idealny. Niektórzy uczniowie obdarzali go czasami przestraszonym spojrzeniem i można było usłyszeć plotki, jako iż Yuta to tak naprawdę jakiś czarodziej, któremu pomagają moce nieczyste i bez problemów wszystko zdaje na pierwszym miejscu.

Nagle drzwi klasy otworzyły się z głuchym hukiem i do środka wszedł Sicheng z groźną miną. Zza niego wyszedł Jaehyun, już robiąc idealny ukłon w stronę nauczycielki i przepraszając za małe spóźnienie. Yuta spojrzał na zegar wiszący nad tablicą. Jeśli dla niego przyjście w połowie lekcji to małe spóźnienie, to musi mieć naprawdę dobre usprawiedliwienie, zwłaszcza u niej, pomyślał nieco rozbawiony.

- Przewodniczący szkoły, Dongyoung, nie dawał sobie rady z kilkoma sprawami i chciał pomocy - mówił, szturchając wyprostowanego kolegę w bok, żeby również pokazał jakąś skruchę. - Zastępca dyrektora to potwierdzi.

Brwi Yuty powędrowały ku górze. Naprawdę dobre to usprawiedliwienie i zupełnie nie takie o jakim niedawno myślał.

Sicheng w końcu również pochylił się do przodu i po chwili oboje zaczęli iść w jego kierunku, na co Japończyk otworzył szerzej oczy. Próbował szybko odszukać jakąś wolną ławkę stojącą przynajmniej po przeciwległej stronie klasy. Niestety, ogromnie rozczarowany, znalazł jedną, której nie zauważył na początku, chociaż znajdowała się dokładnie przed nim.

Wbił spojrzenie w blat swojej, kiedy spóźnieni zajmowali miejsca. Doskonale wiedział, że jego głowa jest przewiercana przez wzrok jednego z nich, chociaż Yuta nie miał zielonego pojęcia co zrobił kiedykolwiek nie tak względem Sichenga. Ale, żeby nie pogarszać sytuacji, wolał nie zwracać na niego uwagi, przynajmniej podczas lekcji.

- Hej. - Usłyszał szept gdzieś z przodu. Podniósł głowę i zobaczył uśmiechającego się miło do niego Jaehyuna. - Co nas ominęło?

- S-s-sprawdzian za tydz-dzień z po-poprzedniego działu-u - wydukał, równocześnie ośmieszając się przed jednym z wielkiej czwórki, gdyż zupełnie nie spodziewał się, że w ogóle coś do niego powie. Poczuł też nieznośny gorąc na policzkach.

Jaehyun spoważniał natychmiast, lekko wystraszony taką reakcją.

- Spokojnie, przecież cię nie zjem - powiedział cicho, próbując jakoś chłopaka uspokoić. Przygryzł delikatnie dolną wargę, żałując bycia w tej szajce w czarnych mundurach, na widok której wszyscy czują przerażenie. Przecież ani on, ani Dongyoung, ani tym bardziej Taeyong, nie pasowali do opisów, jakie czasami słyszeli.

Zerknął przelotnie na siedzącego obok niego Sichenga, nadal mającego minę, jakby ktoś przed chwilą powiedział mu, iż rozwiązuje wielką czwórkę. Co zrobili temu słodkiemu chłopczykowi, że teraz tak szaleje? Nigdy nie mówił im o swoich problemach, więc chyba najwyższy czas, żeby zaczął.

- Dzięki - odparł i już miał się odwrócić, ale pewien mały pomysł wpadł mu do głowy. - A te kanapki były świetne. Zrobisz takie trzy?

dobry wieczór, tęskniliście? ;)

❝bookworm❞ [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz