VII

1.9K 278 41
                                    

 „Zrobisz"?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

 „Zrobisz"?

Yuta przez chwilę nie miał pojęcia co odpowiedzieć, gdyż w głowie widział tylko miliony znaków zapytania, każdy w innych kolorach i wielkościach. Skąd on wie? Jak się dowiedział? Przecież to jest totalnie niemożliwe! Chłopak próbował za wszelką cenę nie pokazać po sobie ogromnego zdezorientowania i szoku.

Szkoda, że Jaehyun trochę zbyt późno zauważył swoje przejęzyczenie.

— Ach, nie — zaczął, obserwując Yutę uważnie i nie rozumiejąc jego zachowania. — Przecież to nie ty jesteś ofiarą Taeyonga. Przepraszam. Już wszystko dobrze.

Wyciągnął z kieszeni telefon.

— W razie czego zadzwonię na pogotowie — dodał, śmiertelnie poważnie.

Yuta wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu. Wyślą go do wariatkowa i tyle będzie z tej miłej konwersacji.

— Czemu? — odparł, siląc się na w miarę spokojny i cichy ton, chociaż bardziej na usta cisnął mu się przeraźliwy pisk.

— Nie masz pojęcia jaki jesteś blady. Normalnie jak ściana za tobą. Siedzisz na jej tle i cię prawie nie widzę. — Jaehyun kiwnął głową, żeby znów podziękować za małą pomoc i przyjął właściwą pozycję, czyli już przodem do tablicy, zostawiając Yutę i jego palpitację serca samych sobie.

Chłopak położył dłoń na klatce piersiowej, zamknął oczy i odetchnął kilka razy głęboko. Z jednej strony wybranie ostatniej ławki było najlepszym pomysłem, na jaki wpadł w całym swoim życiu, bo nauczycielka nic nie zauważyła, co było nieco dziwne, zaś z drugiej okropnym, gdyż lekcja prawie minęła, a kartki w zeszycie, które powinny być dokładnie zapisane, są całkowicie puste. Dokładnie pozostało już tylko pięć minut do końca.

Yuta przesunął powoli spojrzeniem po innych uczniach. Co chwila zerkali na zegarek, co pokazywało jak bardzo mieli już dość i chcieli opuścić tę salę jak najszybciej. Szepty były doskonale słyszalne na końcu klasy. Do jego uszu zaczęły docierać też strzępki słów nauczycielki.

Nagle zaległa cisza. Yuta poderwał głowę i spojrzał na kobietę, by zaraz schować się za chłopakami i zostać naleśnikiem na ławce. Pierwszy raz nie za bardzo miał ochotę iść do tablicy i rozwiązać zadanie, gdyż zdążył już przeżyć zbyt wiele dzisiejszego dnia, więc postanowił skorzystać z okazji i wykorzystać ostatnią ławkę do maksimum.

— Dong Sicheng, zapraszam — powiedziała, a wszystkie pary oczu przeszły płynnie z niej na wywołanego chłopaka.

Odsunął niedbale krzesło i z rękami w kieszeniach przeszedł przez klasę, tupiąc przy tym mocno. Stojąc przy kobiecie, spojrzał nań z góry, bo była ona od niego niższa o co najmniej dwie głowy, oczekując dalszych poleceń. Najwidoczniej odebrała jego zachowanie za zbyt wyniosłe, gdyż Yuta zobaczył na jej twarzy grymas zdenerwowania.

— Widziałam, że uważnie słuchałeś, więc teraz chciałabym cię prosić o pokazanie nabytej wiedzy kolegom.

Sicheng spojrzał na tablicę, ogromnie zniechęcony. Dwie dziewczyny, siedzące akurat w miejscu, do którego nauczycielka była odwrócona tyłem, starały się jakoś mu pomóc, nie zwracając tym najmniejszej uwagi.

— Nie wiem.

Zabrzmiał dzwonek, jednak nikt nie wstał. Uczniowie wydali z siebie ciche „uuu", obserwując, jedni z przerażeniem, inni z ogromną ciekawością, starcie pod tablicą. Yuta usłyszał gdzieś z boku, że zaraz pójdą za szkołę i będzie ustawka. Już ktoś zbierał zakłady. Niemożliwe.

— Co znaczy „nie wiem"? — spytała nauczycielka. — Po prostu rozwiąż ten przykład, nie mam całego dnia na ciebie.

Przy każdym kolejnym słowie jej szczęka coraz bardziej się zaciskała. Prawie syczała, jak wąż. Natomiast Sicheng, niewzruszony, zrobił w tył zwrot, dotarł do swojej ławki, zabrał plecak i jak gdyby nigdy nic wyszedł z klasy, zostawiając wszystkich w wielkim szoku. Nawet Jaehyun odwrócił głowę w stronę Yuty z szeroko otwartymi oczami, co pokazało, że on też zupełnie się tego nie spodziewał.

📚

Ledwo Yuta zrobił kilka kroków na korytarzu, a już Taeil ciągnął go za ramię do jednego z wielkich okien. Patrzył nań wyczekująco, chociaż Japończyk nie miał mu już co mówić, bo chłopak mógł usłyszeć przed chwilą pięć innych wersji wydarzeń z tego śmiesznego incydentu sprzed zaledwie paru minut.

Po całkowicie milczącym unikaniu spojrzenia kolegi wreszcie skapitulował. Oparł łokcie o parapet i spojrzał na widok za oknem.

— Jeśli chcesz znać moje szczere do bólu zdanie — zaczął — to myślę, że Dong Sicheng jest kompletnym idiotą.

— Ty mi lepiej mów co tam się stało, a nie. — Taeil uderzył go lekko trzymanym w ręce zeszytem, zwiniętym w mały rulon. — Zdążyłem usłyszeć, że po pierwsze, Sicheng chciał rzucić się na nauczycielkę z pięściami; po drugie, nauczycielka prawie go udusiła; po trzecie, już pół szkoły obstawia zakłady o to kto wygra; po czwarte, że przez to w ogóle nie zda do kolejnej klasy; po piąte, żeby odpokutować winę będzie pomagał w bibliotece przez jakiś miesiąc — mówił, wyliczając wszystko na palcach.

Yuta zmarszczył brwi.

— Nie; nie, chociaż jeszcze trochę i by tak było; tak, sam słyszałem; bardzo możliwe, nie zdziwiłbym się; że co proszę? W mojej bibliotece?

Taeil wzruszył ramionami.

— Powiedziałem ci tylko to, co usłyszałem — odparł.

— Na żadną bibliotekę się nie zgadzam — powiedział, czując, jak po plecach spływają mu zimne kropelki potu. Jego jedyny azyl w tym miejscu zostanie mu tak brutalnie odebrany. Nie na żadnej warcie. Yuta musiał się dowiedzieć, czy ta informacja na pewno nie jest wyssana z palca. Ale od kogo? Westchnął głośno.

— Prawie dostałem zawału — przyznał.

— Który to już raz w tym tygodniu?

— To nie jest śmieszne — oburzył się, wreszcie patrząc na Taeila. — Jaehyun prawie dowiedział się, że to ja zrobiłem te kanapki, a nie ty. Na szczęście to było tylko przejęzyczenie, ale podobno prawie stałem się jednością ze ścianą za mną.

Teraz już żadnemu z nich do śmiechu nie było. Chłopak otworzył szerzej oczy i przełknął głośno ślinę.

— Jebać — powiedział Taeil po chwili ciszy. — Ja zacznę robić te kanapki, bo jeśli ktoś serio ogarnie jaki przekręt zrobiliśmy to...

— Nakamoto Yuta! — Dobiegło ich kobiece wołanie z końca korytarza. Spojrzeli w tamtym kierunku i ich oczom ukazali się starsza nauczycielka od matematyki, wykrzywiająca usta w szerokim, pełnym jadu, uśmiechu oraz Dong Sicheng we własnej osobie.

chyba do was wróciłam z dużą dawką energii i rozdziałów, więc witam was serdecznie, dobry wieczór! wiem, że byłoby lepiej napisać to pod the florist's, ale mimo wszystko dziękuję wam za aktywność tam, gdyż niedawno wybiło tam ponad 3 tysiące wyświetleń i ponad tysiąc gwiazdek! to jest naprawdę duży sukces dla mnie i cieszę się, że moja twórczość się wam podoba <3 zmieniłam też nieco okładkę do tego ff i dodałam wycinki zdjęć nieba, bo lubię być czasami aesthetic

❝bookworm❞ [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz