R̷o̷z̷d̷z̷i̷a̷ł 16

2K 161 60
                                    

- Ty pierwszy. - Odezwała się po chwili, dając mu pierwszeństwo. Miała nadzieje, że to on zacznie TEN temat, oczywiście o ile czuł to co ona. Mentalnie odetchnęła wymawiając te dwa słowa.

- To dla mnie dość dziwne, bo pierwszy raz nie wiem co powiedzieć dziewczynie, w której jestem zakochany. - Spodziewała się takiego wyznania, jednak dopiero teraz głęboki supeł, w który zacisnął się jej żołądek znacznie się rozluźnił. Na jego miejscu poczuła łaskotanie tysięcy skrzydeł motyli. Czuła "Motyle w brzuchu".

W tym momencie cieszyła się, że chłopak jest tak prostolinijni i po prostu powiedział co mu leży na sercu.

- Tetsu... - Wyszeptała z uśmiechem, który po chwili zagościł na jej ustach.

- Odpowiedz mi! - Krzyknął nagle, zaskakując ją swoją gwałtownością. Odskoczyła lekko w tył otwierając szerzej źrenice. Teraz ona potrzebowała głębokiego wdechu. Dla niego każda sekunda, w której nie odpowiadała była jak piekło, jakby musiał czekać na odpowiedź kilka lat.

- Kocham Cię.

Siłą woli powstrzymywał się przez ten cały czas odkąd u niego zamieszkała, jednak teraz wszystkie hamulce puściły. Poczuł to w jej spojrzeniu i szczerym, radosnym uśmiechu. Po prostu do niej podszedł i pochylił się nad siedzącą na krześle dziewczyną przyciskając spragnione wargi do jej delikatnych ust.

Można powiedzieć, że wcześniej był głodny, chciał po prostu jej, całej.

Według Cerise na początku pocałunek był po prostu przyjemny, wypełniony milionami przygasłych iskier przywodzących na myśl przyjemny letni dzień. Wystarczyła sekunda by każda z iskier zmieniła się w porażający wybuch wulkanu. Spokój ni z stąd ni z zowąd przemienił się w coś innego, bardziej namiętnego i porażającego. Czuła się tak jakby uderzył w nią piorun, a wyładowania elektryczne nie chciały stworzyć dziury wylotowej i błąkały się w jej organizmie tak, że czuła każdą jego cząstkę.

Kuroo całował tak jakby mieli stopić się w jedność, jakby nigdy nie miał wypuszczać jej już z rąk, może tak właśnie było, bo ona czując jego uczucia odpowiadała tymi samymi, coraz bardziej się zatracając.

W końcu płuca nastolatków nie wytrzymały domagając się pobrania tlenu. Niechętnie się od siebie oderwali. Obydwoje oddychali szybciej.

Blondynka zastanawiała się jak teraz wygląda. Czy tak jak bohaterą książek świecą jej się oczy, a na twarzy pojawiają się rumieńce. Ale to nie było ważne. Ważny był tak naprawdę on.

- Zostaniesz moją dziewczyną? - Spytał w przerwie między kolejnymi pocałunkami. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję i złożyła na jego wargach krótkiego przelotnego całusa.

- Czy to wystarczy jako odpowiedź? - Spytała szczerząc się jak głupi do sera.

- To znaczy "Tak"?

- Tak.

Chyba jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy jak teraz, na jego ustach nieustannie błądził uśmiech.

Rozmawiali bardzo bardzo długo, do późnych godzin nocnych, ale nie przejmowali się sennością, bo wreszcie mogli się sobą naprawdę cieszyć. Nie musieli udawać przed sobą obojętności, chociaż pragnęli rzucić się sobie w ramiona. Usnęli na kanapie wtuleni w siebie.

Następnego dnia byli umówieni z Bokuto i Akaashim na wspólny trening. Kenma nie mógł z nimi iść gdyż po szkole miał dodatkowe lekcje, gdzie musiał nadrabiać zaległości z czasu kiedy był chory. Nie żeby tego potrzebował, ale nauczyciele postanowili siłą wtłoczyć w niego wiedzę.

W szkolę zachowywali się normalnie, przegadali wszystkie lekcje przeszkadzając nauczycielom, razem chodzili wszędzie gdzie się dało i razem jedli lunch. Czyli zachowywali się normalnie. Zaraz po lekcjach opuścili szkołę i udali się do liceum Fukurodani, gdzie przy otwartych drzwiach dobrze znanej Kuroo sali czekali na nich siatkarze.

- Bro! Usa-chan! - Krzyknęła sówka przybijając piątkę z czarnowłosym.

- Bro! - Odpowiedział mu tym samym.

- Ohayo, Kou-chan, Keiji.

- Usagi-san. - Przywitał się Akaashi.

Kiedy tylko skończyli gadać każdy z nich poszedł do szatni, oczywiście zielonooka do oddzielnej. Ona też miała dzisiaj z nimi grać, pomimo, że porzuciła siatkówkę i realizowała się tylko jako menadżerka dalej bardzo lubiła grać.

- To... jak się dzielimy? - Spytała zdylematyzowana (takie słowo nie istnieje - chyba - i zostało wymyślone na potrzeby opowiadania) sowa. Bardzo dobrze grało mu się z jego rozgrywającym Akaashim, byli bardzo zgrani. Chciał jednak grać też z Cerise, bo bardzo ją lubił i bardzo dobrze się rozumieli. Z Kuroo grać nie chciał, bo zawsze kłócili się o piłkę, w końcu obaj byli atakującymi.

- Jak to jak? - Zawtórował mu Kuroo. - Ty grasz z Akaashim, a ja ze swoją dziewczyną.

- Ha! Tym razem się na to nie nabiorę! - Krzyknął Bokuto pamiętając o ostatnich żartach chłopaka, zawsze się nabierał i wychodził na idiotę. Tym razem postanowił, że będzie inaczej. - Nie zrobisz ze mnie idioty, Kuroo!

- To prawda, Kou-chan! - Powiedziała uśmiechnięta, a jej "chłopak" potarmosił ją po złocistych włosach.

- Nie traktuj mnie jak dziecko, Tetsurou.

Akaashi i Bokuto dalej otrząsali się z szoku. Chociaż u młodszego ucznia Fukurodani ten szok objawiał się tylko i włącznie podniesioną brwią, nawet powieka mu nie drgnęła. Był całkowitym przeciwieństwem rozgrywającego. Złapał się dłońmi za twarz otwierając usta w niemym krzyku. Przypominał teraz postać z obrazu "krzyk" autorstwa Edvarda Muncha.

- Aleeeeee jakkkkkkk?! - Spytał przeciągając wyrazy w swój własny specyficzny sposób.

- Normalnie. - Odpowiedziała blondynka. - No wiesz, najpierw się poznaliśmy, zakochaliśmy się, wyznaliśmy sobie miłość i zostaliśmy parą.

- Czemu mi nie powiedziałaś? - Zaszlochał. ~ Nim zrobiłem z siebie idiotę. - Dodał w myślach. - Koniec końców i tak zawsze wychodzę na idiotę. - Macie moje błogosławieństwo.

Właśnie teraz wszyscy spojrzeli na niego na idiotę.

- Dziękujemy. - Mruknął Kuroo. - Nie obylibyśmy się bez niego.

- Jeśli się pobierzemy możesz odprawić mi błogosławieństwo przed ślubem w zastępstwie moich rodziców. - Pomimo, że powiedziała to żartem chłopak wyczuł nutę smutku, kiedy wspominała o swoich rodzicach. Jakoś nie potrafił sobie jednak wyobrazić tego, że Bokuto odprawia im tradycyjne błogosławieństwo, a w jednym pokoju jest Masaya, jego ojciec i oni. W dodatku jak znał ich relacje Masaya wolałaby odprawiać błogosławieństwo jemu niż rodzonej córce.

- Jak to "jeśli"? Pobierzemy się na pewno! - Zapewnił ją chłopak. Niby nie mówił tego poważnie, ale tak jakby podobała mu się ta wizja.

- I co jeszcze? Trójka dzieci, kot, chomik i dom jednorodzinny? - Spytała z sarkazmem.

- No nie całkiem, wolałbym piątkę.

- A urodzisz 90% z nich?

- Dla ciebie wszystko, ale z tego co mówisz wynika, że jedno dziecko rodziny na spółkę.

F̷r̷a̷n̷c̷u̷s̷k̷a̷ K̷o̷c̷i̷c̷a̷ || K̷u̷r̷o̷o̷ T̷e̷t̷s̷u̷r̷o̷u̷ x̷ O̷C̷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz