Fighting for a trust. Epilog

397 27 9
                                    

- Tom, it's time! - krzyknęłaś spanikowana

- Take it easy, love, everything will be fine. - uspokajał cię, ale widziałaś, że sam jest przerażony

W końcu za chwilę wasza mała rodzina miała się powiększyć.

- It's natural, don't worry. - mówił spokojnym głosem

- Tom, I've never experienced something like that in my life! What if there will be some complications?

- Everything will be alright. My sister is a midwife, I know what to do.

- Seriously, are you sure that it's genetic? Stop talking and give me some towels!

- I'm going. - poderwał się, biegnąc do łazienki i wracając po chwili z czystymi, przygotowanymi wcześniej ręcznikami

- Look, it's coming! - krzyknęłaś - Oh, Lord. I was never so excited in my entire life.

- Take it easy. We can always call a vet, in case.

Twoja suczka dyszała szybko. Po chwili zaczęła skamleć, gdy z jej wnętrza wyskoczyło szczenię, otoczone workiem owodniowym. Podałaś je jej, by mogła uwolnić szczenię. Potem podałaś malucha Tomowi, który wytarł go ręcznikiem.

- Look, Bobby. - powiedział do psa, który trzymał się w bezpiecznej odległości - You're a father.

To nie był koniec. Chow chow w sumie wydała na świat sześć szczeniąt.

- Oh, God. She's bleeding. - jęknęłaś, przykładając ręcznik

- It should stop any moment, don't worry.

Na szczęście, miał rację. Suczka po chwili przestała krwawić. Dokładnie wylizała szczenięta, a potem podsunęłaś jej je, do karmienia.

- Wow... New life. - westchnęłaś, kręcąc głową z niedowierzaniem, gdy Bobby okrążał Snowflake i szczeniaki, obwąchując je - It's amazing.

- Indeed. - Tom objął cię ramieniem i pocałował w czoło - It's amazing.

Delikatnie zsunął lewą dłoń, na której błyszczała obrączka, na twój lekko zaokrąglony brzuszek. Westchnął z uśmiechem, zamykając oczy z błogim spokojem i szczęściem.


"My crown is in my heart, not on my head;
Not decked with diamonds and Indian stones,
Nor to be seen: my crown is called content:
A crown it is that seldom kings enjoy."*

Kiedy ją poznał, jego życie całkowicie się odmieniło. Początkowo wystarczało mu to, że jest blisko. Że może ją widywać, słuchać jej głosu. Wystarczał mu krótki uścisk na powitanie, muśnięcie jego policzka jej ustami... Potem jednak zapragnął więcej i wtedy pojawił się ból. Bo pomimo tego, że byli blisko, między nimi istniał niewidzialny mur. Usiłował walczyć z tym uczuciem. Odmienić swoje serce. Ale chociaż kochał każdą z kobiet, z którą spotykał się w ciągu tych wielu lat, to jednak nie potrafił całkowicie o niej zapomnieć... Przerwa w karierze była też dla niego czasem, by odnaleźć siebie. By zrozumieć czego tak naprawdę chce i potrzebuje. Postanowił zawalczyć. Zaczął ją adorować w sposób, jaki znał. Kiedy oddała mu bukiet sądził, że go przejrzała, że nie chce rujnować przyjaźni i w ten sposób daje mu do zrozumienia, by przestał. Ale potem zdał sobie sprawę, że ona albo nie wie, albo nie dopuszcza do siebie myśli, że mógł je wysłać jej ktoś, kogo zna. Próbował więc dalej. Spotkanie na lunchu nie zmieniło się w randkę, nie pozwoliła na to, od razu studząc wszelkie ewentualne zapędy. Wysłał jej najpierw książkę, a potem film, by zmienić nieco jej sposób postrzegania mężczyzn. By jakoś przebić się przez ten mur nieufności. Chciał, by obejrzeli go razem, chciał jej wyznać wtedy co czuje, wierząc, że go nie odtrąci... Życie pomieszało plany, ale sądził, że to miejsce w którym się poznali, jest nawet lepsze. I w momencie, gdy już sądził, że się uda... gdy trzymał ją w swoich ramionach... czuł jej zapach... jej bliskość... Ona go odtrąciła. W tamtym momencie miał dwa wyjścia: rzucić się w przepaść, którą miał za plecami, lub pójść dalej. Wybrał drugą opcję. Postanowił zerwać z nią wszelkie kontakty w nadziei, że w ten sposób uda mu się zapomnieć. Pozbyć się tego bólu, który odczuwał. Dopiero w drodze do jej domu zdał sobie sprawę, że mógł ją wystraszyć. Rodzina była dla niej pojęciem abstrakcyjnym, nie wiedziała jak wygląda zwyczajna rodzina. To mogło oznaczać, że nie odczuwała potrzeby jej posiadania. Pożegnał się listem, pisząc to, co czuł. Z głębi serca. A potem wrócił do Londynu. Tej nocy po raz kolejny płakał, obiecując sobie, że to po raz ostatni z jej powodu. Nie miał pojęcia, że to prorocze słowa. Następnego dnia biegał do utraty tchu. Po prysznicu postanowił, że przygotuje domowy obiad, a dopiero potem pojedzie po Bobbiego. Kiedy wracał z osiedlowego sklepu, znieruchomiał. Poznał samochód jej ojca, stojący przy ulicy pod jego domem. W pierwszej chwili chciał odwrócić się i odejść. Prosił ją, by pozwoliła mu się jakoś uleczyć. Nie chciał jej widzieć. Nie umiał... Zobaczył jednak jak wysiada z samochodu i podchodzi do bramy. Podszedł w jej stronę machinalnie, jakby coś ciągnęło go w jej stronę, podczas gdy rozum podpowiadał, by uciekał. Słyszał jej słowa... Jeśli to nie było z jej strony wyznanie miłości, to znaczyło, że w ogóle jej nie znał, a ostatnie lata były jedynie iluzją. Była zdenerwowana, jego obecność wprawiła ją w zakłopotanie. Znał to uczucie. Tak czuł się w jej obecności.

- I was asking only for a bit of trust. A bit of faith... - wyrzucił z siebie

W tym momencie po raz pierwszy spojrzał na nią, jak na obcą osobę. Przez krótką chwilę zgubił gdzieś te uczucia, której do niej żywił. Nie wiedział, czy będzie w stanie jej wybaczyć to, że tak brutalnie go odrzuciła. Ale kiedy usłyszał z jej ust, że go potrzebuje... Mur, który sam stworzył dla własnej ochrony, pękł, a wszystkie uczucia wybuchły na nowo. I wiedział, że jeśli znów poczuje jej ciepło, jeśli znów będzie mógł trzymać ją w ramionach to jego rany się uleczą, a ból zniknie na zawsze. I tak się stało. Dokładnie w momencie, gdy znów poczuł w nozdrzach jej zapach, gdy znów trzymał ją w ramionach, ból zniknął i już nigdy nie powrócił.


- I love you. - wyszeptał

- I love you, too. - odparłaś natychmiast, przyciągając go do siebie, by móc go pocałować

Zsunęłaś swoją dłoń, na jego i wasze palce splotły się w miejscu, gdzie biło maleńkie serduszko waszego dziecka.


"But Oh, how bitter a thing it is to look into happiness through another man's eyes."**

Wiedziałaś już jak słodkim uczuciem jest miłość. Codzienność nie zmieniła tego, że Tom był jedynym mężczyzną, którego darzyłaś pełnym zaufaniem. Rozłąka nie wzbudzała podejrzeń, a ponowne spotkanie było wyczekiwanym momentem. Wasz ślub stał się dopełnieniem szczęścia. Twój ojciec poprowadził cię do ołtarza, przekazując cię Tomowi pod opiekę. To był wzruszający moment dla was wszystkich. W ostatnich miesiącach, poprzedzających ślub, ty i twój ojciec bardzo się do siebie zbliżyliście. Mężczyzna wreszcie znalazł w sobie siłę, by przeżyć czas żałoby. By przetrwać ból, który do tej pory zagłuszał. Sprzedał firmę i zajął się zarządzaniem pałacem. Zamieszkał tam, w części hotelowo-restauracyjnej i na co dzień, oprócz zarządzania, zajmował się ogrodami. Nie miałaś pojęcia, że twój tata kocha kwiaty. Wielu rzeczy o nim nie wiedziałaś... Nie wiedziałaś na przykład, że twoje podobieństwo do matki sprawia, że czuje wyrzuty sumienia. Gdy wreszcie otworzył się przed tobą i pozwolił ci go zrozumieć, wylaliście wiele łez, ale przez to zbliżyliście się do siebie. Opowiadał ci o twojej matce, podarował ci jej biżuterię, robił wszystko, by nadrobić to, co powinien był zrobić dużo wcześniej. Nie upijał się i nie umawiał z kobietami. Uspokoił się i powoli nauczył się radzić sobie z bólem, zamiast go blokować. Często odwiedzał was w domu, który urządziliście z Tomem po swojemu. Poza jednym pokojem, który pozostał niezmieniony. Niegdyś wchodziła tam tylko pokojówka, by posprzątać kurz, teraz drzwi były otwarte i często Tom znajdował cię tam z książką, lub rodzinnym albumem. Lubiłaś to miejsce. Udało ci się również odnaleźć drugą połowę siebie. Spotkałaś się z dziadkami i rodziną ze strony matki. Dowiedziałaś się o niej więcej, poznałaś miejsce, gdzie dorastała... Poczułaś spokój. Teraz w ramionach Toma byłaś najszczęśliwsza na świecie. Oczyma wyobraźni widziałaś swojego męża uczącego waszego syna jazdy konnej... Waszą córkę biegającą wśród psów, śmiejącą się radośnie... Twojego ojca, trzymającego wnuki na kolanach i opowiadającego im bajki. Siebie, piekącą ciastka dla wszystkich... Uśmiechnęłaś się wiedząc, że tak właśnie będzie wyglądała twoja przyszłość.


Koniec


* „The Third part of King Henry the Sixth", W. Shakespeare

** „As you like it", W. Shakespeare


Imaginy Tom HiddlestonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz