-Ładny ma pan dom, panie Collins -usłyszałem, a w progu stał gruby mężczyzna w garniturze.
Próbowałem wstać, ale zaraz zająłem z powrotem swoje miejsce dzięki dwóm gorylom mojego gościa. Mimo wszystko, starałem się zachować zimną krew i spokojnie opadłem na fotel słuchając co ma do powiedzenia grubas.
-Proszę się nimi nie przejmować, nie są groźni - powiedział zajmując miejsce przede mną i wskazując na dwóch łysych za nim. Na jego słowa uniosłem jedną brew sugerując mu jak bardzo głupio to zabrzmiało.
-Zajmują się po prostu moim bezpieczeństwem. Każdy potrzebuje kogoś do obrony prawda? - powiedział po czym, złapał za fotografię, którą kilka minut temu trzymałem ja.
-Ach pana żona - powiedział zachwycając się Madelaine - te delikatne rysy twarzy i hipnotyzujące spojrzenie, kobieta marzenie - mówił - a to zapewne pana Holly.
-Cheryl- poprawiłem
-Ach tak, to Cheryl, cudowne dziecko. Słyszałem, że miewa kolki, czy to uciążliwe również dla rodzica?
-Dziecko nigdy nie jest uciążliwe - powiedziałem stanowczo, starając się nie panikować tym, że mężczyzna zaskakująco dużo wie o mojej rodzinie.
-Widzi pan, panie Collins, jak mówiłem każdy z nas potrzebuje kogoś do obrony. Pan broni te dwie cudowne kobiety - powiedział odkładając zdjęcie na miejsce - ale bezskutecznie- dokończył patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. Mężczyzna oparł się o fotel i złożył dłonie, uważnie przyglądając się mojej reakcji. Z początku nie dotarło do mnie to co powiedział, ale potem zrozumiałem.
-Gdzie one są!- poderwałem się, ale goryle zaraz powstrzymały moje ruchy prowokując do ponownego zajęcia miejsca - gdzie one są?- wycedziłem wściekły z łzami w oczach.
-Spokojnie, Pani Collins poszła z nami na ugodę więc nic jej nie grozi.
-Czego chcesz?
-Pana.
W tym samym czasie w domu Hektora.
Hektor
-Luke?! -krzyknąłem szukając czegoś co mogłoby nam pomóc.
-Nie mam jeszcze nic.
-Nick jak mogłeś nam tego nie powiedzieć wcześniej.
-Wybacz, ale regulacja brwi była ważniejsza, oki? Tania przyjmuje dwa razy w tygodniu, wiesz jaka musi być zabiegana?
-Przysięgam Ci, że w końcu się...- powiedziałam, łapiąc chłopaka za koszulkę.
-Mam - odciągnął mnie głos chłopaka, siedzącego przy komputerze.
-Pokazuj.
-Nowa lista gości.
-Brakuje.
-Kogo?
-Ruskiej szychy, zamiast niego pojawił się Roman Koniuszczenko, ukraiński magiel forsy.
-Mamy kogoś u niego?
-Mamy, nawet dwóch - powiedział, odsłaniając ekran. Na monitorze pojawiał się profil Dantego, mojego starego przyjaciela, którego musiałem prosić w tej sytuacji o pomoc i Collinsa, który należał do nas.
-Zdrajca.
-Uważaj na słowa Nick, to jeszcze nic nie znaczy.
-Poważnie? to jak niby to wytłumaczysz?
-Ich lokalizacja - rzuciłem, szukając szczegółów na tablecie.
-To do Willa.
-Co? Nie wpuściłby ich do siebie, nie do domu- zacząłem powoli, przyglądając się zdjęciu naszego kumpla.
-Nie musiał ich wpuszczać. Jego chip został aktywowany jakieś cztery minuty temu.
-Przeszedł na ich stronę! Pięknie, najlepszy strzelec. Zajekurwabiście - nie panikuj.
-Nie panikuj? Mam delikatną skórę, a to ja ostatnio wykradłem mu z domu masło orzechowe, więc błagam Cię nie mów mi żebym nie panikował!
-Ukradłeś mu masło orzechowe? - spytał Luke.
-Tak, matka ostatnio wprowadziła zdrowe odżywianie, a Mad kupiła sporo dobrych rzeczy...
-Możecie się skupić. Dzieje się coś.
-Jego chip się przemieszcza.
-Możesz ustalić ilu ludzi będzie łącznie z obstawą na tym przyjęciu?
-Jasne, ale trochę z tym zejdzie.
-Więc bierz się do pracy.
Will
-Panie Collins nie będę owijał w bawełnę. Chcę przeszmuglować tu sporą sumę pieniędzy i zależy mi na czasie, gdyż nie zamierzam się bawić w wojnę gangów jaką oferuje jeden z ulicznych złodziejaszków.
-Nie zamierzasz dołączyć do...
-Ależ skąd, to głupie. Mnóstwo osób się na to nie zgodzi, każdy przyjechał ukręcić swój interes, w tym ja.
-Czego więc chcesz ode mnie?-spytałem.
-Jest pan synem dyrektora bardzo dużej korporacji.
-Nie utrzymuje dobrego kontaktu z ojcem - nie mal od razu rzuciłem.
-Nie musi pan. Wystarczą geny, trochę sprytu i kradzież legitymacji. Przeleje pan pieniądze na dwanaście różnych kont, tak aby każdy myślał, że jest to inwestycja w małe przedsiębiorstwa, my zaś wyślemy fałszywe pieniądze na firmę, które będzie musiał pan podmienić w sejfie.
-Tylko tyle?
-Dokładnie, tylko tyle i aż tyle. Radzę się panu śpieszyć, pana żona długo nie wytrzyma - Powiedział, a następnie podsunął mi mały magnetofon, z którego wydobywał się głos Madelaine, błagającej o pomoc.
-Co jej zrobiłeś?CO JEJ KURWA ZROBIŁEŚ?- poderwałem się, za co dostałem od jednego z łysoli.
-Pani Collins, myślałem, że jest pan profesjonalistą, a nie chłopaczkiem z rozchwianymi hormonami. Ma pan 3 dni na załatwienie tego, potem wie pan co się z nimi stanie.
-Przysięgam Ci, że jeżeli spadnie chociaż jednej głos z głowy...
-To zależy tylko od pana- powiedział uśmiechając się drwiąco - zaprowadźcie pana Collinsa do Sally, niech mu wszystko wytłumaczy.
-Kim jest Sally?- Nie uzyskałem, jednak odpowiedzi na to pytanie.
Piszcie komentarze co myślicie i jak może wyglądać dalsza część opowiadania. Wasze pomysły bardzo pomagają przez co znacznie łatwiej się pisze. Im więcej was tym większa chęć do pisania <3
CZYTASZ
Dla Was Wszystko!
RomanceDruga część opowiadania pod tytułem "Wymarzony Kłopot". ⚪Mogą pojawiać się błędy. ⚪ Występują sceny dla dorosłych. ⚪ Pojawiają się zdjęcia. Serdecznie zapraszamy do czytania! #Wattys2017