Czy ktoś wiedział, że Helga Hufflepuff miała syna, który dał początek nowej gałęzi w drzewie genealogicznym rodu Hufflepuff? Jak potoczą się losy najmłodszej potomkini Helgii Hufflepuff?
Po wejściu do Wielkiej Sali, razem z Laurą usiadłyśmy przy stole puchonów, czekając na Teda lub nasze współlokatorki. Nie musiałyśmy czekać długo, gdyż po zaledwie pięciu minutach pojawiły się Mads i Ruth. Porozmawiałyśmy chwilę i niecierpliwie czekałyśmy na rozpoczęcie nowego roku szkolnego, przez panią dyrektor McGonagall.
-Ojejku! Idzie!- zapiszczała Ruth
-Kto idzie?- zapytałam się jej z ciekawością
-James!- zapiszczała ponownie miodowooka blondynka
-Potter?- ponownie spytałam się dziewczyny, lecz nie oczekując od niej odpowiedzi obróciłam głowę w stronę ogromnych drzwi. Faktycznie przechodził przez nie James, który gdy spostrzegł, że spoglądam na niego, pomachał do mnie, na co mu odmachałam i wraz z Tobiasem i Willem, ruszył ku mnie i moim towarzyszkom. Kątem oka dostrzegłam, że Ruth próbuje szybko i niemalże niezauważalnie poprawić swój wygląd. Troje gryfonów zdawało się tego nie widzieć, gdyż nadal kroczyli prosto w stronę naszego stołu.
-Charlotte, Laura, czemu tak szybko wyszłyście?- spytał się James
-Poprawka: wybiegłyście?- poprawił go blondyn
-Chciałyśmy jak najszybciej trafić do zamku- wytłumaczyła nas obie Longbottom
-Powiedzmy, że wam wierzymy- odezwał się Tobias, na co nasza piątka się zaśmiała. Moje dwie pozostałe współlokatorki zdawały się nie rozumieć, o co zbytnio chodzi. Nasi przyjaciele (czyt. moi i Laury), widząc ich zakłopotane miny, pożegnali się z nami. Odeszli i usiedli przy stole, nad którym zwisał herb domu Godryka Gryffindora, wyhaftowany na czerwonym materiale. W podobny sposób zostało udekorowane całe pomieszczenie. Nad naszym stołem zawisł borsuk wyhartowany na żółtym płótnie, nad stołem krukonów orzeł na niebieskim tle, a nad stołem należącym do domu Salazara Slytherina, znajdujący się na zielonym tle srebrny wąż. Te gobeliny zdobiły Wielką Salę od wielu lat na Rozpoczęciu i Zakończeniu Roku Szkolnego w Hogwarcie, lecz mnie to nie nudziło, wręcz przeciwnie, gdyż z każdym rokiem budziły u mnie co raz większy zachwyt. Pochłonięta rozmyślaniami, byłam „nieobecna" w rozmowie z współlokatorkami. Nawet nie zauważyłam, kiedy drzwi zostały zamknięte...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Niedługo później, kiedy wszyscy nauczyciele zajęli już swoje miejsca (nie licząc oczywiście profesor McGonagall, która zawsze wprowadzała pierwszorocznych), masywne drzwi Wielkiej Sali otworzyły się ponownie, ukazując kroczącą w stronę stołu nauczycielskiego dyrektor Hogwartu, która trzymała w rękach taboret, a na nim stała pewna, stara, obszarpana, wielokrotnie cerowana czapka czarodzieja – Tiara Przydziału. Za nauczycielką transmutacji i dyrektorką szkoły (w jednym), szła grupka jedenastolatków. Byli widocznie zdenerwowani i przestraszeni. Niewielu pierwszorocznych weszło do Wielkiej Sali pierwszy raz bez najmniejszego lęku, o to, w którym z czterech domów się znajdą. Zawsze (czyli od zeszłego roku) lubiłam obserwować jak odbywa się Ceremonia Przydziału, a kiedy ktoś trafiał do Hufflepuffu, gwizdałam i biłam brawo najgłośniej ze wszystkich puchonów. Tak też było i w tym roku. Ilekroć Tiara krzyknęła donośnie „Hufflepuff!", a jakaś świeżo upieczona czarownica z mugolskiej rodziny, lub bardzo niski, śmiesznie idący chłopiec, szedł w stronę stołu, nad którym wisiał gobelin z wyhaftowanym borsukiem, cieszyłam się najbardziej i najgłośniej. Kiedy ostatni czarodziej został przydzielony do odpowiedniego domu (w jego przypadku był to Ravenclaw), rozpoczęła się uczta. Kiedy wszyscy najedli się do syta, przemówiła do nas (czyt. uczniów) profesor McGonagall i uroczyście otworzyła nowy rok szkolny i zakończyła ucztę. Gdy jej przemowa się skończyła, razem z Laurą jak najszybciej opuściłyśmy Wielką Salę, kierując się w stronę Pokoju Wspólnego Hufflepuff'u.
*****
Kiedy nareszcie znalazłyśmy się w naszym dormitorium, padłam na swoje łóżko. Nie, żebym była zmęczona, czy coś, ale tak po prostu. Kiedy podniosłam się z wygodnego łoża, podeszłam do stojącego przy nim kufra i otworzyłam go. Zaczęłam się rozpakowywać, chcąc zrobić to jak najszybciej. Ubrania ułożyłam w zajmowanej przeze mnie niewielkiej szafie, która, pomimo niewielkich rozmiarów, zmieściła wszystkie moje ubrania. Następnie wyciągnęłam z kufra książki i lampki ledowe o kształcie kuli, które ułożyłam na półce nad łóżkiem. Później ułożyłam pod nim wszystkie zabrane przeze mnie buty, a dwie kosmetyczki znalazły się w łazience. Kiedy wszystko rozpakowałam, Laura dalej porządkowała rzeczy zabrane ze sobą z domu. Mads i Ruth jeszcze się nie pojawiły, zatem postanowiłam napisać list do rodziców, z zamiarem wysłania go następnego ranka przed lekcjami. Gdy list był gotowy, Laura skończyła się rozpakowywać, lecz dalej nie wiedziałyśmy, gdzie są nasze współlokatorki.
-Ciekawe, gdzie się podziały...- powiedziała moja przyjaciółka, na co skinęłam głową i wzruszyłam lekko ramionami
-Pewnie próbują flirtować z jakimiś chłopakami. Nie zdziwiłabym się, gdyby Ruth podrywała Jamesa. Widziałaś, jak się na niego patrzyła? – spytałam się przyjaciółki
-Tak, na pewno Potter jej się podoba. Ma słynnego tatę, całkiem przystojny, wysportowany, jedna z lepszych partii w naszym wieku. Ale wątpię, żeby to była miłość...- stwierdziła Longbottom
-Zgadzam się. A z resztą, niech go tylko lepiej pozna, a przekona się, że jest głupkiem i tyle. – odparłam, na co obie się zaśmiałyśmy, a Laura rzuciła we mnie poduszką, na wskutek czego, rozwinęła się wojna na poduszki. Kiedy byłyśmy w samym środku bitwy drzwi dormitorium otworzyły się, a przez nie przeszły Mads i Roth.
-Co tu się wyrabia?!- krzyknęła brązowowłosa Maddie, podchodząc do swojego łóżka, a to samo zrobiła jej najlepsza przyjaciółka – Wojna na poduszki tak bez nas?!- krzyknęła ponownie, lecz teraz już trzymając w rękach poduszkę, i włączając się do walki
-A ja?!- powiedziała Ruth, po czym i ona dołączyła się do starcia. Okładałyśmy się poduszkami kilka dobrych minut, a nasze dormitorium było wypełnione śmiechem, lecz po jakimś czasie zmęczyło nas to i znudziło. Potem chwilę rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Plotkowałyśmy, rozmawiałyśmy o kosmetykach i książkach. Jadłyśmy fasolki wszystkich smaków Bartieggo Botta, wszelakie smakołyki kupione w Magicznych Dowcipach Wesleay'ów. Każda z nas po kolei szła wziąć kąpiel lub prysznic w przylegającej do dormitorium łazience, a następnie po powiedzeniu sobie „Dobranoc" poszłyśmy spać. Już jutro zaczynają się zajęcia. Już od jutra, pochłonie nas szkolna rutyna. Na szczęście, do jutra jeszcze daleko. A może jednak bliżej niż dalej? Może tak..., a może nie...? A z resztą... kto to wie?