ROZDZIAŁ 5

12 3 0
                                    

*****

Po wejściu do Wielkiej Sali, razem z Laurą usiadłyśmy przy stole puchonów, czekając na Teda lub nasze współlokatorki. Nie musiałyśmy czekać długo, gdyż po zaledwie pięciu minutach pojawiły się Mads i Ruth. Porozmawiałyśmy chwilę i niecierpliwie czekałyśmy na rozpoczęcie nowego roku szkolnego, przez panią dyrektor McGonagall.

-Ojejku! Idzie!- zapiszczała Ruth

-Kto idzie?- zapytałam się jej z ciekawością

-James!- zapiszczała ponownie miodowooka blondynka

-Potter?- ponownie spytałam się dziewczyny, lecz nie oczekując od niej odpowiedzi obróciłam głowę w stronę ogromnych drzwi. Faktycznie przechodził przez nie James, który gdy spostrzegł, że spoglądam na niego, pomachał do mnie, na co mu odmachałam i wraz z Tobiasem i Willem, ruszył ku mnie i moim towarzyszkom. Kątem oka dostrzegłam, że Ruth próbuje szybko i niemalże niezauważalnie poprawić swój wygląd. Troje gryfonów zdawało się tego nie widzieć, gdyż nadal kroczyli prosto w stronę naszego stołu.

-Charlotte, Laura, czemu tak szybko wyszłyście?- spytał się James

-Poprawka: wybiegłyście?- poprawił go blondyn

-Chciałyśmy jak najszybciej trafić do zamku- wytłumaczyła nas obie Longbottom

-Powiedzmy, że wam wierzymy- odezwał się Tobias, na co nasza piątka się zaśmiała. Moje dwie pozostałe współlokatorki zdawały się nie rozumieć, o co zbytnio chodzi. Nasi przyjaciele (czyt. moi i Laury), widząc ich zakłopotane miny, pożegnali się z nami. Odeszli i usiedli przy stole, nad którym zwisał herb domu Godryka Gryffindora, wyhaftowany na czerwonym materiale. W podobny sposób zostało udekorowane całe pomieszczenie. Nad naszym stołem zawisł borsuk wyhartowany na żółtym płótnie, nad stołem krukonów orzeł na niebieskim tle, a nad stołem należącym do domu Salazara Slytherina, znajdujący się na zielonym tle srebrny wąż. Te gobeliny zdobiły Wielką Salę od wielu lat na Rozpoczęciu i Zakończeniu Roku Szkolnego w Hogwarcie, lecz mnie to nie nudziło, wręcz przeciwnie, gdyż z każdym rokiem budziły u mnie co raz większy zachwyt. Pochłonięta rozmyślaniami, byłam „nieobecna" w rozmowie z współlokatorkami. Nawet nie zauważyłam, kiedy drzwi zostały zamknięte...

 Nawet nie zauważyłam, kiedy drzwi zostały zamknięte

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Niedługo później, kiedy wszyscy nauczyciele zajęli już swoje miejsca (nie licząc oczywiście profesor McGonagall, która zawsze wprowadzała pierwszorocznych), masywne drzwi Wielkiej Sali otworzyły się ponownie, ukazując kroczącą w stronę stołu nauczycielskiego dyrektor Hogwartu, która trzymała w rękach taboret, a na nim stała pewna, stara, obszarpana, wielokrotnie cerowana czapka czarodzieja – Tiara Przydziału. Za nauczycielką transmutacji i dyrektorką szkoły (w jednym), szła grupka jedenastolatków. Byli widocznie zdenerwowani i przestraszeni. Niewielu pierwszorocznych weszło do Wielkiej Sali pierwszy raz bez najmniejszego lęku, o to, w którym z czterech domów się znajdą. Zawsze (czyli od zeszłego roku) lubiłam obserwować jak odbywa się Ceremonia Przydziału, a kiedy ktoś trafiał do Hufflepuffu, gwizdałam i biłam brawo najgłośniej ze wszystkich puchonów. Tak też było i w tym roku. Ilekroć Tiara krzyknęła donośnie „Hufflepuff!", a jakaś świeżo upieczona czarownica z mugolskiej rodziny, lub bardzo niski, śmiesznie idący chłopiec, szedł w stronę stołu, nad którym wisiał gobelin z wyhaftowanym borsukiem, cieszyłam się najbardziej i najgłośniej. Kiedy ostatni czarodziej został przydzielony do odpowiedniego domu (w jego przypadku był to Ravenclaw), rozpoczęła się uczta. Kiedy wszyscy najedli się do syta, przemówiła do nas (czyt. uczniów) profesor McGonagall i uroczyście otworzyła nowy rok szkolny i zakończyła ucztę. Gdy jej przemowa się skończyła, razem z Laurą jak najszybciej opuściłyśmy Wielką Salę, kierując się w stronę Pokoju Wspólnego Hufflepuff'u.

***** 

Kiedy nareszcie znalazłyśmy się w naszym dormitorium, padłam na swoje łóżko. Nie, żebym była zmęczona, czy coś, ale tak po prostu. Kiedy podniosłam się z wygodnego łoża, podeszłam do stojącego przy nim kufra i otworzyłam go. Zaczęłam się rozpakowywać, chcąc zrobić to jak najszybciej. Ubrania ułożyłam w zajmowanej przeze mnie niewielkiej szafie, która, pomimo niewielkich rozmiarów, zmieściła wszystkie moje ubrania. Następnie wyciągnęłam z kufra książki i lampki ledowe o kształcie kuli, które ułożyłam na półce nad łóżkiem. Później ułożyłam pod nim wszystkie zabrane przeze mnie buty, a dwie kosmetyczki znalazły się w łazience. Kiedy wszystko rozpakowałam, Laura dalej porządkowała rzeczy zabrane ze sobą z domu. Mads i Ruth jeszcze się nie pojawiły, zatem postanowiłam napisać list do rodziców, z zamiarem wysłania go następnego ranka przed lekcjami. Gdy list był gotowy, Laura skończyła się rozpakowywać, lecz dalej nie wiedziałyśmy, gdzie są nasze współlokatorki.

-Ciekawe, gdzie się podziały...- powiedziała moja przyjaciółka, na co skinęłam głową i wzruszyłam lekko ramionami

-Pewnie próbują flirtować z jakimiś chłopakami. Nie zdziwiłabym się, gdyby Ruth podrywała Jamesa. Widziałaś, jak się na niego patrzyła? – spytałam się przyjaciółki

-Tak, na pewno Potter jej się podoba. Ma słynnego tatę, całkiem przystojny, wysportowany, jedna z lepszych partii w naszym wieku. Ale wątpię, żeby to była miłość...- stwierdziła Longbottom

-Zgadzam się. A z resztą, niech go tylko lepiej pozna, a przekona się, że jest głupkiem i tyle. – odparłam, na co obie się zaśmiałyśmy, a Laura rzuciła we mnie poduszką, na wskutek czego, rozwinęła się wojna na poduszki. Kiedy byłyśmy w samym środku bitwy drzwi dormitorium otworzyły się, a przez nie przeszły Mads i Roth.

-Co tu się wyrabia?!- krzyknęła brązowowłosa Maddie, podchodząc do swojego łóżka, a to samo zrobiła jej najlepsza przyjaciółka – Wojna na poduszki tak bez nas?!- krzyknęła ponownie, lecz teraz już trzymając w rękach poduszkę, i włączając się do walki

-A ja?!- powiedziała Ruth, po czym i ona dołączyła się do starcia. Okładałyśmy się poduszkami kilka dobrych minut, a nasze dormitorium było wypełnione śmiechem, lecz po jakimś czasie zmęczyło nas to i znudziło. Potem chwilę rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Plotkowałyśmy, rozmawiałyśmy o kosmetykach i książkach. Jadłyśmy fasolki wszystkich smaków Bartieggo Botta, wszelakie smakołyki kupione w Magicznych Dowcipach Wesleay'ów. Każda z nas po kolei szła wziąć kąpiel lub prysznic w przylegającej do dormitorium łazience, a następnie po powiedzeniu sobie „Dobranoc" poszłyśmy spać. Już jutro zaczynają się zajęcia. Już od jutra, pochłonie nas szkolna rutyna. Na szczęście, do jutra jeszcze daleko. A może jednak bliżej niż dalej? Może tak..., a może nie...? A z resztą... kto to wie? 

Córka HufflepuffWhere stories live. Discover now