Rozdział 14

918 115 127
                                    

Słowa: 5162

Mój kolejny tydzień był całkowicie pozbawiony kolorów. Próbowałem wytrzymać od jednego, do drugiego wieczoru, gdy mogłem po prostu położyć się spać, odrywając się tym samym od rzeczywistości. Właściwie zapomniałem czym był uśmiech na twarzy, codziennie będąc potwornie przygnębionym. Ostatnie wydarzenia totalnie przerosły mnie swoim ciężarem. Dlatego byłem teraz naprawdę nie do życia. Na przerwach w szkole snułem się bezcelowo po korytarzu, a na lekcjach potrafiłem zasypiać, bądź też głęboko się zamyślać co skutkowało tym, że nic z nich nie wyciągałem.

Co jednak mogłem poradzić na to, iż najzwyczajniej w świecie ogarniała mnie tęsknota i poczucie samotności? Nie wiedziałem nawet kim jest osoba, której mi brakowało... Czułem się jakbym w ogóle jej nie znał ale też bardzo jej potrzebował. Jej brak sprawiał, że nie mogłem normalnie funkcjonować i czułem się potwornie samotny.

Kiedy powiedziałem o tym Belli od razu rozjaśniła mi tę sytuację, mówiąc, że doskonale znam tę osobę i jest nią Harry. I może rzeczywiście miała racje. Mimo, że starałem się zapomnieć o chłopaku, myśli o nim bez ustanku zakrzątały mój umysł. Nie miałem pojęcia co powinienem był zrobić, żeby to przeszło. W końcu nie widziałem się z brunetem od niecałego tygodnia i nie zapowiadało się na to, byśmy mieli się niedługo spotkać.

Powinienem był odpuścić, dać sobie spokój... Jednak w jakiś niewyjaśniony sposób, chłopak był moją pierwszą i jak na razie jedyną miłością. Nadal nie mogłem powiedzieć, że go kochałem. Znaliśmy się zbyt krótko, a nasze relacje były za bardzo burzliwe, by można było tak to nazwać. Jednak nie mogłem zaprzeczyć tego, iż mimo wszystko byłem w nim zakochany i nawet myśli o nim powodowały mrowienie w moim podbrzuszu.

Nie chciałem tego. Próbowałem się w jakiś sposób wzbraniać... Lecz to uczucie z początku powoli i niepozornie osypywało się na mnie, niczym drobny pyłek ze stropu, aby potem runąć mi na głowę. A najgorsze było to, iż dałem mu się przygnieść.
Wiedziałem też, że jest już za późno na to, by coś z tym zrobić. Byłm skazany na dopisanie w kartach swojego losu niespełnionej miłości do chłopaka, który tak naprawdę przez cały ten czas pociągał za linki, bawiąc się mną jak marionetką. Co gorsza powinienem był się tego domyśleć. Ale chyba po prostu chciałem głęboko wierzyć w to, że na świecie istnieją tylko dobrzy ludzie.
W ostatnim czasie przekonałem się jednak jak bardzo się myliłem.

Nie miałem na myśli jedynie bruneta, którego nie do końca uważałem za złą osobę. A przynajmniej nie chciałem tak o nim sądzić, próbując łudzić się, iż musiał pogubić się we własnych uczuciach gdy się mną bawił.
Mowa tutaj o stalkerze, który podrzucał mi liściki z groźbami i szantażem. Zapomniałem wcześniej wspomnieć o tym, że po spaleniu motoru mulata dostałem od niego kolejny liścik, w którym ten pochwalił mnie za dobrą robotę, dodając, że to jeszcze nie koniec. Byłem „uradowany" tą wieścią, która jeszcze bardziej poprawiła mój i tak już cudowny humor.

Mimo wszystko dni bardzo szybko mi mijały, a dzisiaj był już piątek. Nie miałem na niego żadnych konkretnych planów, nie będąc z nikim umówionym i niespecjalnie mając ochotę na jakiekolwiek wyjścia. Siedziałem właśnie na kanapie w salonie, grając na telefonie w Angry Birds. Szczerze powiedziawszy, nie miałem siły na to by zrobić ze swoim życiem coś produktywnego. Ostatnio coraz częściej dopadał mnie stan bezczynności i całkiem odpowiadało mi „nic nie robienie", szczególnie ze względu na moje złe samopoczucie.

Dlatego też byłem bardzo zawiedziony, słysząc rozbrzmiewający w moim domu dzwonek do drzwi. Zmarszczyłem czoło, podnosząc się niechętnie z kanapy i powolnym krokiem skierowałem się do wejścia. Przekręciłem zamek, a moim oczom ukazał się Zayn. Przełknąłem gulę w gardle, mając przed oczami jego płonący motor. Jednocześnie uśmiechnąłem się do niego na powitanie, nie chcąc wystraszyć go moją spłoszoną miną.

Delirium • LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz