Rozdział 3

1.2K 129 91
                                    

Słowa: 3724

Weekend spędziłem na nauce i jakoś bardzo się nad tym nie zastanawiałem. Było to po prostu moją rutyną. Zawsze w wolnej chwili sięgałem po książke i myślę, że po tylu latach zakuwania było już to dla mnie odruchem. I mimo, że byłem z materiałem sporo do przodu względem klasy, nauki nigdy przecież nie było za wiele, bo wiadomo, iż nie pójdzie ona na marne, a przyda się w przyszłości, na przykład na maturze, która zbliżała się do mnie wielkimi krokami.

Nie wiedziałem jeszcze na jaką uczelnię chciałem się dostać w przyszłości. Ważniejsze było dla mnie to, żeby pójść na medycynę w dogodnym miejscu. Nie mogłem wyprowadzić się bowiem od cioci, gdyż nie mieliśmy pieniędzy na to, żeby opłacić wynajmowanego mieszkania. Moim marzeniem kiedyś było dostać się na Harvard, lecz wyjazd do stanów był kompletnie nierealny. I nie chodzi tutaj o to, że bym się nie dostał, bo z moim zapałem sądze, iż byłoby to możliwe. Po raz kolejny wiązało się to z kwestią finansową. Nie mieliśmy wystarczającej ilości pieniędzy na to, abym mógł wyjechać poza miasto. Mimo wszystko jakoś się tym nie przejmowałem. Zdąrzyłem pogodzić się ze swoją rzeczywistością, a życie nauczyło mnie za równo pokory jak i tego, że nie można mieć wszystkiego na co się zapragnie. Właśnie dlatego zacząłem aspirować do dostania się na Imperial College London, gdzie również mogłem spełnić się w swoim fachu.

Ale przejdźmy do rzeczy. Był poniedziałek, a ja ze słuchawkami na uszach wracałem ze szkoły.
Jak zwykle szedłem na piechotę, gdyż nie było to wcale tak daleko. Trzydzieści minut spacerem. Dobre dla zdrowia i rozruchu.
Poprawiłem rękaw od bluzy, wsłuchując się w piosenkę Coldplay'a „The Scientist" i przypominałem sobie dzisiejszy dzień w szkole ze łzami w oczach. Po raz kolejny poczułem tę samotność, która ogarniała mnie każdego dnia po stracie rodziców.
A było tak dlatego, że Max się do mnie nie odzywał. I nie chodzi nawet o to, że mnie ignorował czy też był zły. On po prostu nie powiedział do mnie nawet najgłupszego „cześć", będąc zbyt zajętym spekulowaniem na temat imprezy z Georgem, Finnem i Michaelem, z którymi jak widać się nieźle zakumplował. I naprawdę nie miałem nic przeciwko ale po prostu zrobiło mi się smutno, że historia się powtarza i po raz kolejny ktoś mnie opuścił.

Przyspieszyłem kroku, chcąc jak najszybciej być w domu, żeby móc się rozpłakać bez zbędnej publiczności.
Przez całą drogę czułem duszność w klatce piersiowej i czekałem tylko na to, żeby dostać ataku paniki.

Pociągnąłem nosem i zacisnąłem usta w wąską linię, skręcając w boczną uliczkę będącą trzy przecznice od mojego domu.

Nagle usłyszałem trąbienie samochodu, który zajechał mi drogę. Uniosłem brwi, lustrując Alpha Romeo w kolorze kości słoniowej. Wyjąłem słuchawki z uszu i zajrzałem do środka, kiedy drzwi samochodu się otworzyły.

- Hej Louis! - Krzyknęła radosnym tonem Laura wychylając się z pojazdu. Otworzyłem usta w zaskoczeniu, zastanawiając się przez chwilę dlaczego dziewczyna się w ogóle zatrzymała. - Wskakuj! Podwiozę Cię. - Dodała, a ze względu na to, że jak najszybciej chciałem znaleźć się w domu, nie widziałem powodu, dla którego miałbym się nie zgodzić.

- Cześć. - Rzekłem beznamiętnie, będąc nadal przygnębionym dzisiejszym dniem. Zdjąłem plecak z ramion i położyłem go na kolanach, usadawiając się na miejscu przy kierowcy. Rzuciłem jej mały uśmiech, w odpowiedzi na to jak złożyła mi buziaka w policzek i zastanawiałem się, w którym tak właściwie momencie zostaliśmy „znajomymi" skoro jeszcze kilka dni temu ze sobą nie rozmawialiśmy.

- A więc gdzie dokładnie mieszkasz? - Spytała, odpalając ponownie silnik. Wskazałem palcem boczną ulicę.

- Trzy przecznice stąd, na Avenue Street. - Powiedziałem, czekając tylko aż dziewczyna skomentuje fakt, że była to dzielnica biedy, jednak kiedy wyszeptała „okej" i po raz kolejny się uśmiechnęła doszedłem do wniosku, że chyba nie zamierza tego zrobić. Była bardziej w porządku niż się tego spodziewałem.

Delirium • LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz