Cztery

100K 3.9K 2.1K
                                    


- Błagam cię, musimy pójść na imprezę do Beniamina! - usłyszałam po raz kolejny głos Vanessy.

- Mówiłam ci, Van. Nie chodzę na imprezy - odparłam znużonym tonem, bawiąc się papierowym kubkiem.

Chodzenie na imprezy sprawiało mi największą przyjemność, gdy byłam na nich zupełnie niewidoczna. Od czasu, gdy połowa szkoły widziała mnie w dwuznacznej sytuacji - unikam ich szerokim łukiem. Nie śni mi się pójść zabawić się poza domem, co dopiero w gronie osób, które niedawno śmiały mi się prosto w twarz. Sam widok ich przyprawiał mnie o nieprzyjemny ból w okolicy żołądka.

Zaczynając liceum nie sądziłam, że kiedykolwiek znienawidzę je tak mocno.

- Hej, wszyscy już zapomnieli o twojej wpadce na imprezie noworocznej! Poza tym, mogę ci zapewnić, że nic złego się nie wydarzy. 

- Wcale mnie nie rozumiesz, Vanessa. Chodzi o to, że...

- Proszę, Mal! Tak strasznie chciałabym gdzieś z wami wyjść - oczy Vannesy zaświeciły się, a moje serce natychmiastowo zmiękło.

- To będzie jedyny i ostatni raz, okej? - rzuciłam, po chwili uśmiechając się szeroko.

Asertywność i Maley Watson to największe antonimy, jakie widział świat.

- Jesteś cudowna! - ścisnęła mnie z całych sił, nie pozwalając mi na oddech.

Często zgadzam się na coś, co jest wbrew mnie. Przykładem tego jest zdarzenie osiem lat wstecz, gdy skończyłam dziesięć lat. Megan Farrow po raz drugi w moim całym życiu zaprosiła mnie w imieniu Adama na jego urodziny. Wspominałam, że Megan zawsze była dla mnie jak druga matka, więc odmowa zupełnie nie wchodziła w grę. Poszłam tam, czego żałuję do dzisiaj. Adam nie odezwał się do mnie wtedy ani słowem. Właściwie, na każdej imprezie traktował mnie jak powietrze, od zawsze. Fakt, idzie mi na rękę z milczeniem i udawaniem, że mnie nie zna, jednak jeśli przychodzę s p e c j a l n i e dla niego oczekuję, że chociaż mi podziękuje, powie cześć, cokolwiek.

Poza tym lubię, gdy Vanessa jest szczęśliwa. Zupełnie nie chciałam się zgadzać, jednak zwyczajnie nie potrafiłam jej odmówić.

- Bardzo cudowna - zadrwiłam, uwalniając się z zabójczego objęcia. - Zdajesz sobie, że musimy się za coś przebrać? W końcu to halloween.

- Jasne, że tak - opowiedziała szybko, siadając naprzeciw mnie i patrząc wprost w moje oczy. - Zaczęłam szyć kostium już tydzień temu - mówiła z dozą ekscytacji w głosie.

- Zawsze możesz też iść beze mnie. Lepsze to niż towarzystwo osoby, która zupełnie nie będzie się tam dobrze bawić - powiedziałam nużącym głosem, opierając leniwie łokcie na stole. - Słyszałam, że Olivia chciała iść.

- Nie wyplączesz się, klamka zapadła - uśmiechnęła się znacząco, wyjmując swój lunch.

Spoglądałam przed siebie, błądząc wzrokiem po pobliskich stolikach. Dostrzegłam zbliżającą się blondynkę, o której zdążyłam niedawno wspomnieć. Pomachałam do niej, wskazując puste miejsce obok Vanessy. 

- Hej, idziecie na tę imprezę? Wszyscy o niej mówią - spytała z nieco mniejszym zainteresowaniem niż Van.

- O, cześć Olivia. Jasne, że tak. Nawet udało mi się namówić na nią Mal, wiesz? - sprostowała jej szybko, biorąc do buzi kilka migdałów.

- Nie żartuj sobie ze mnie Vanessa - spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.

- To prawda - westchnęłam, wciąż gubiąc się wzrokiem między uczniami.

Blondynka nieco rozpogodziła się na moje słowa, następnie uderzając się w czoło i wydając z siebie cichy pisk.

- Zapomniałabym! - wrzasnęła, zwracając na siebie niemałą uwagę. Dziewczyna poczerwieniała na policzkach, czując niejeden wzrok na sobie. Zgarnęła włosy z czoła, nachyliła się do nas i zaczęła znowu mówić, jednak ściszając już ton głosu. - Spójrzcie, Farrow już nie ma gipsu.

Przekierowałam wzrok na Adama, który siedział kilka stolików na prawo od nas. Nie był sam, to oczywiste. Od zawsze otaczał się niemałą grupką znajomych, którzy siedzieli z nim na lunchu, chodzili za nim na przerwach i przychodzili na jego treningi. Teraz siedział z Jacobem, który zawzięcie notował coś w notatniku, Deanem i dziewczyną, która od jakiegoś czasu siedziała mu na kolanach, bawiąc się jego kasztanowymi lokami.

- Adam Farrow wraca do drużyny, znowu będzie trenował. Jak myślicie, zostanie kapitanem czy Ben go prześcignie? - uniosła zabawnie jedną brew, owijając kosmyk włosów wokół palca.

Vanessa prychnęła, przegryzając kolejną dawkę orzechów.

- To jasne, że Ben wygra.

- Adam zawsze był dobrym kapitanem, stawiam na niego - wzruszyła ramionami blondynka.

- Jeśli ma zamiar zajmować się kilkoma, rzeczami na raz - przekierowałam spojrzenie na stolik Adama. - Tak, z pewnością wygra.

- Chodzi ci o tę dziewczynę, która siedzi na jego kolanach? -  Vannessa zaśmiała się, doskonale znając odpowiedź na to pytanie. - Sophia White, pierwszoroczniak - stwierdziła szybko, popijając sok marchewkowy.

Nie, żebym była niemiła. Po prostu myślę, że chłopak, który aktualnie znajduję się na językach całej szkoły to sam problem, prawda?

_____

Po lekcji angielskiego, która była ostatnia w planie na ten dzień, spakowałam swoje rzeczy do torby, zgarniając włosy za ucho. Klasa była tego dnia niemalże pusta, większość osób pojechało kibicować szkolnej drużynie szachistów dlatego lista obecności świeciła pustkami, tak samo, jak sale lekcyjne. Westchnęłam głęboko, sięgając po plecak z łyżwami.

Wtem ktoś pociągnął mnie za ramie, przyciągając do siebie.

- Panno Watson i panie Farrow. Poczekajcie chwilę - spostrzegłam surowy wyraz twarzy trenera drużyny hokeja. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać. W mojej głowie gromadziło się zbyt wiele myśli, bym mogła racjonalnie myśleć.

- Coś się stało, trenerze? - spytał, nie kryjąc zaskoczenia Farrow, marszcząc czoło.

- Ty się stałeś, Farrow - mężczyzna wziął głęboki oddech, skacząc po nas wzrokiem. - Jesteście mi potrzebni.

- Niech Pan nie mówi o nas, jak o czymś wspólnym - mruknęłam pod nosem, przewracając oczami.

 - Tak się składa, że nie unikniecie tego, nawet wam się nie śni - powiedział ze szczęściem w głosie.

- Co masz na myśli, trenerze? - spytał podirytowany Adam, strzelając kośćmi w dłoniach.

- Ty, Watson. Będziesz od dzisiaj dawać dodatkowe lekcje Adamowi w jeździe. Dam ci kilka ćwiczeń rozpisanych na papierze, które będziesz musiała z nim poćwiczyć - mówił ze stoickim spokojem.

- Ani mi się śni. Przepraszam, ale jestem zmuszona odmówić - odpowiedziałam niemalże od razu, wchodząc nieco w zdanie mężczyzny.

- Nie wiedziałem, że kiedykolwiek to powiem, ale popieram cię Watson. Działa pan cuda, trenerze. Naprawdę muszę już iść, mogę?

- Tak dokładnie, spieszy nam się.

- Jeśli się nie zgodzisz, Farrow, jesteś wykluczony z kandydatury na kapitana. A ty, Watson, nie zdobędziesz wystarczającej liczby punktów do oceny rocznej. Teraz wyjaśniłem się jaśniej? - powiedział stanowczo, marszcząc swoje siwe brwi.

- Dlaczego akurat ona? Czemu to nie mogła być Sophia? Ona też jeździ na łyżwach - pytał z wyczuwalną złością. - Nawet lepiej, sto razy lepiej - dodał niepewnie po chwili.

Ukuło mnie coś w żołądku. Zakładam, że to irytacja i wstręt do Adama Farrow, który nie widział nic poza czubkiem swojego nosa. Zacisnęłam pięści, przełykając szybko ślinę.

- Okej, nie ma problemu.

Żaden Farrow nigdy nie będzie porównywał mnie do kogoś takiego, jak Sophia White.

Perfectly Wrong - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz