Sześć

82.3K 3.6K 632
                                    

- Uszyłaś już coś?

- A ty? - spytałam, w duchu modląc się o to, że ja i moja blokada twórcza nie jesteśmy same.

- Jasne, że tak. Kocham szycie nad życie - zaśmiała się Vanessa, odpinając zapięcie od roweru, po chwili trzymając go za kierownicę.

- Zupełnie mi to nie wychodzi - prychnęłam, powtarzając ruchy dziewczyny. - Nie lubię szyć, nigdy nie lubiłam.

- Mówiłaś, że pani Farrow umie szyć - zauważyła. - Nie chcesz, żeby ci pomogła?

- Chcę - skinęłam głową. - Problem tkwi w tym, że ma za dużo kłopotów na głowie. Wiesz, Adam miał nogę w gipsie, musiała przy nim chodzić, wozić na rehabilitacje i takie tam. Totalnie nie chcę jej zawracać tym głowy. W przeciwieństwie do Farrowa, naprawdę ją lubię.

- Ah, no tak - westchnęła. - Tak w ogóle, Watson - spojrzała na mnie z przymrużonymi oczami. - Wydaje mi się, że mieszkanie obok rodziny Farrow nie jest wcale takie złe, co?

Zachwiałam się, skręcając rowerem gwałtownie w stronę Vanessy.

Mimo wszystko, zawsze wiedziałam, że Vanessa w pewnym stopniu lubi Farrowa niczym większość dziewczyn z naszego liceum. Adam nosi plakietkę szkolnego łamacza serc, lecz na pierwszym miejscu głównie uchowała się jego dobra reputacja kapitana drużyny, który zawsze doprowadza nas do zwycięstwa i w ogóle jest cudowny.

- Wow, Vanessa. Chcesz mnie zabić? - prychnęłam śmiechem, po chwili z powrotem stawiając się do pionu.

- Czasami - wypuściła głośno powietrze nosem. - Mówię serio, Mal. Chodzi o to, że...

- Cholera - zatrzymałam się w miejscu, uderzając się w czoło i przerywając Vanessie. - Adam! - niemalże krzyknęłam, gwałtownie hamując rowerem.

- Tak, wiem że nie lubisz, gdy o nim mówię - westchnęła.

W głowie przelatywało mi tysiące myśli na raz, które wcześniej wypadły mi z głowy.

- Zupełnie zapomniałam, Vanessa. Muszę trenować tego pacana do eliminacji, a teraz mamy pierwszy trening. Nie to, że zgodziłam się z własnej woli. Wiesz, trener mnie zmusił. Dziękuję ci, że mi przypomniałaś, serio! - mówiłam z zawrotną prędkością, niestarannie konstruując zdania.

Przyjaciółka spojrzała na mnie z politowaniem, głośno wypuszczając powietrze.

- Powiedzmy, że zupełnie mnie to nie dziwi.

- Widzimy się jutro, Van - rzuciłam w biegu siadając na rower, a następnie pedałując ile sił starcza mi w nogach.

Tak właściwie, nie martwiłam się o to, czy się spóźnię dla Adama. Bałam się, że na lodowisku jest także trener, który odlicza mi moje punkty z każdą minutą, w której mnie nie ma.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio osiągnęłam podobną prędkość jadąc na rowerze. W głowie karciłam się za to, że od umówionego spotkania minęło już trzydzieści minut oraz modliłam się, żeby Farrow jeszcze na mnie czekał. W końcu nie chciałam spieszyć się na marne.

Do budynku lodowiska, który znajduje się obok szkoły, wparowałam robiąc wokół siebie ogromny huk otwieranych drzwi. Oddychałam ciężko, rozglądając się po trybunach i szukając wzrokiem kogokolwiek znajomego. Całe szczęście Adam wciąż czekał, wlepiając swój wzrok w telefon, przesuwając po nim palcem, a za nim nie krzątał się zdenerwowany trener, jak to zdążyłam wyobrazić sobie podczas drogi. Na dźwięk moich kroków przekierował gwałtownie głowę w moją stronę i pospiesznie schował telefon do kieszeni.

- Czy wiesz, jak bardzo mnie denerwujesz, Watson? Jestem tu od czterdziestu minut, ciesz się, bo już miałem  wychodzić - zacisnął pięści, chwytając za torbę z łyżwami.

- Nadal masz tą szansę, droga wolna - westchnęłam pod nosem, zsuwając czapkę na uszy. - Gdybyś był odrobinę myślący, Farrow, zdążyłbyś przed te czterdzieści minut chociażby wejść na lód i poćwiczyć sam - upuściłam torbę na podłogę, siadając na krześle.

- Poza tym, ciesz się, że nie ma tutaj trenera - prychnął, zdejmując lewy but.

- Tak, mam same powody do radości - wzruszyłam ramionami. - Zakładaj te łyżwy szybciej i wchodź na lód.

- A ty? - spytał zmieszany.

- A ja?

- Nie zakładasz czegoś na siebie? - zlustrował wzrokiem mój płaszcz i dżinsy. - Łyżwiarki mają jakieś tam swoje stroiki, spódniczki, nie? - uśmiechnął się łobuzersko, po chwili spuszczając wzrok.

- Jeśli myślisz, że znowu uda ci się nagrać coś więcej, to grubo się mylisz, kretynie - zacisnęłam zęby, wsuwając buty do torby.

Nie znoszę tego uśmiechu najbardziej. Za każdym razem, gdy Farrow wie, że trafia w czuły punkt robi dokładnie ten wyraz twarzy, który niemalże krzyczy: Patrz na mnie, jestem Adam Farrow i właśnie w y g r a ł e m, rozumiesz? Dogryzłem ci i zasługuję na nagrodę.

- Nie sądziłem, że taka jesteś - zacmokał, dopinając ostatnią łyżwę, nadal nie unosząc wzroku.

- O co ci znowu chodzi?

- Zdążyłaś złamać już dwie zasady, a widzimy się niemalże dwie minuty - znów powtórzył swój uśmiech, powoli wstając z miejsca i kierując się na lód.

- Zaraz złamię nie tylko zasady - mruknęłam pod nosem.

- Mam to liczyć jako punkt numer dwa, czy nie? - zadrwił.

- Po prostu zrób co ci każę i jedź za mną - odpowiedziałam z frustracją w głosie.

Obserwowałam chłopaka, który właśnie wszedł na lód prawdopodobnie pierwszy raz w tym sezonie. Niedawno spotkało to mnie i mogłam dostrzec, jak wygląda to z zupełnie innej perspektywy. Ugięły mu się nogi i lekko poślizgnął się z pierwszym ruchem nogą. Widziałam, że z każdym kolejnym będzie czuł się coraz lepiej, znałam to po sobie, jednak wydawało mi się, jakby było całkowicie na odwrót. Znam poirytowany wyraz twarzy Adama, któremu coś się nie udaje i właśnie taką minę przybrał akurat wtedy.

- No dobra, chodź tutaj - wskazałam na linię przed sobą, trzymając w ręku kij, który niedługo później mu podałam.

- Mhm, jasne - mruknął dojeżdżając obok.

- Musisz zrobić slalom wokół tych krążków, widzisz? - wskazałam palcem przed siebie, spoglądając na kartkę zadań, którą dostałam wcześniej od trenera Duncana.

- Jesteśmy w podstawówce, Maley? Błagam cię, przecież to jest dziecinada.

- Jesteśmy na wskazówkach kochanego trenera, którego polecenia są święte, bo naliczają mi punkty do oceny rocznej, Adam - uśmiechnęłam się ironicznie, popędzając go gestem dłoni.

Kiedy chłopak wymijał krążki, jego nogi plątały się. Czułam, że wszystko sprawia mu trud, nawet całą dziecinada, którą zdążył wyśmiać. Jego dążenie do ideału i pokazania wszystkim, że już na starcie stać go na więcej cholernie działało mi na nerwy. Jeśli dłużej będzie robił dobrą minę do złej gry - zniechęci się i kompletnie nie będzie miał szans na powrót.

Mimo wszystko strasznie chcę, żeby wygrał.

W końcu, jest pod moją opieką, prawda?

Perfectly Wrong - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz