Piętnaście

76.9K 3.3K 1.3K
                                    

Przed oczami miałam obraz Adama Farrow, który właśnie depcze piętami o moją wycieraczkę. Nigdy wcześniej nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Nie spodziewałam się, że nadejdzie taki dzień, w którym Adam zadzwoni do moich drzwi bez towarzystwa Megan czy pana Farrow.

Wzięłam kilka głębszych wdechów. Tłumaczyłam sobie, że Adam został tylko wysłany po cukier, mleko, czy inną brakującą rzecz, którą można było sobie po sąsiedzku pożyczyć.

Chwyciłam za klamkę, otworzyłam powoli drzwi i z grobową miną analizując wzrokiem sytuację.

Przede mną stał Adam Farrow w czystej okazałości. Miał na sobie zwykłe szare dresy, czerwoną kurtkę po ojcu i czapkę, z której wydostawały się pojedyncze loki. Wyglądał naprawdę żałośnie. W jego dłoni brakowało jedynie kubka, do którego mogłabym nasypać mu pożyczonej soli czy proszku do prania.

- Adam? —  spytałam nieco rozbawiona. - Jeśli szukasz mojej mamy to...

- Naprawdę cię potrzebuję, Watson — odezwał się w połowie mojego zdania, zupełnie wybijając mnie z rytmu.

Jego zdanie wleciało we mnie jak jakiś pocisk, pozostawiający po sobie okropną pustkę.

Choć jego ton brzmiał obojętnie, wydawał się gdzieś w głębi naprawdę szczery. Spojrzałam na niego jeszcze raz, unosząc delikatnie brwi do góry. Czułam, jak powoli odbierano mi mowę.

Słyszałam jedynie świst wiatru i pojedyncze śpiewy ptaków, wpatrując się w niego bez słowa, próbując ułożyć po kolei wszystkie pytania, które cisnęły mi się na usta. Był to moment, którego zupełnie się nie spodziewałam, a z natury nienawidzę niespodzianek wszelkiego rodzaju. Od zawsze lubiłam mieć wszystko rozpisane i dokładnie zaplanowane.

Jednakże tamtego dnia nikt zupełnie nie potrafił przewidzieć tego, że Adam Farrow stanie w moich drzwiach mówiąc mi, że mnie potrzebuje. To ponad wszelkie wyobrażenia.

- Co takiego? — spytałam mało inteligentnie, lekko rozchylając usta ze zdziwienia. - Daj spokój, Farrow, Sophia z pewnością jest bardziej odpowiednią osobą niż ja — wygłosiłam chłodno, widząc, jak jego wyraz twarzy zmienia się powoli w zirytowany, kładąc z wolna dłoń na skroni.

- Trener odrzucił jej propozycję — oznajmił, wywracając oczami. - Mówiłem ci, żebyś niczym się nie przejmowała. Trener nie jest na tyle głupi, żeby oddawać tak ważną posadzkę jakiejś pierwszorocznej.

Adam Farrow brzmiał na naprawdę zdenerwowanego. Mimo wszystko nie dziwiłam mu się. Właśnie posunął się do największego aktu desperacji w swoim życiu, stojąc na mojej wycieraczce błagając mnie o kolejny trening, choć właściwie mógł go przeprowadzić sam.

- Odrzucił? — powtórzyłam, uciekając wzrokiem gdzieś przed siebie. - Poza tym, nie przejmowałam się tym, Adam. Miałam to zupełnie gdzieś.

Błąd Maley, błąd.

- Jasne, Watson. Miałaś to gdzieś, zakodowałem - pokręcił jakby prześmiewczo głową. - Możemy już jechać na ten trening? Mamy mało czasu - rzucił, spoglądając na niewielki zegarek na jego lewej ręce.

- Nie ma mowy, dzisiaj mam swój własny trening — odparłam, zakładając ręce.

- Swój trening? — powtórzył, wykrzywiając się lekko i przez chwilę pozostając w milczeniu, jakby zastanawiając się nad czymś.

- Tak, mam niedługo zawody, nie mogę zająć się tylko i wyłącznie tobą, Farrow.

- W takim razie, chodźmy na twój trening - prychnął krótkim śmiechem, wpatrując się w moje ironiczne spojrzenie.

Perfectly Wrong - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz