Siedem

79.9K 3.6K 1.1K
                                    

W piątek o godzinie osiemnastej skończyłam swój projekt z angielskiego, dlatego też postanowiłam zejść do kuchni napić się czegoś ciepłego. Schodząc schodami doszedł do mnie ciepły głos Megan, która właśnie śmiała się z czegoś wraz z moją mamą.

- Naprawdę, nie mogłam w to uwierzyć! - usłyszałam kawałek rozmowy stłumiony przez chichot kobiety.

Wychyliłam się zza drzwi, spotykając się natychmiastowo ze wzrokiem mojej mamy, która posłała mi znak, że mogę wejść i zupełnie nie przeszkadzam im w dość prywatnej rozmowie, jak czasem się zdarzało. Przywitałam się krótkim uśmiechem z Megan, która jakby poszerzyła swój uśmiech na mój widok.

- Cześć, Mal! Kurczę, dawno cię nie widziałam - zwróciła się do mnie.

- Och, tak. Ja ciebie też, Megan. Pracowałaś na nocnej zmianie?

Nie pamiętam dnia, kiedy z Megan przeszłyśmy na ty, jednak nie wyobrażam sobie zwracać się do niej inaczej. Od zawsze była dla mnie jak druga matka, przyjaciółka czy siostra. Choć nasze temperamenty były zupełnie różne.

Dokładnie tak różne, jak nastawienie do Adama.

- Zdarzyło się parę razy - tu upiła łyk swojej orzechowej kawy. - Co tam u ciebie?

Westchnęłam cicho, przysuwając krzesło do stołu i powolnie zajmując swoje miejsce.

- Adam - rzuciłam krótko, po chwili zostając zmierzając się z przenikliwym wzrokiem mamy.

- Co znowu? Czy wy nie możecie kiedyś zakopać tego topora wojny, czy jak? - odezwała się po chwili moja matka, kręcąc głową i nabierając na talerz kolejny kawałek ciasta.

- Sama go kiedyś zakopię, doprowadza mnie ostatnio do szału - wzruszyła ramionami Megan, kładąc na moim kolanie dłoń, jakby przyznając mi rację. - Postaraj się go zrozumieć Maley. Chyba wiesz, że kiedy mężczyźni są chorzy to wydaje im się, że umierają - prychnęła śmiechem.

Kąciki moich ust przez chwilę uniosły się, a ja wydałam z siebie ciche parsknięcie chichotem.

- To nie tak - odparłam. - Muszę go trenować do naborów na kapitana.

- Kto w ogóle wpadł na taki pomysł? - wtrąciła mama, kręcąc nosem. - Nikt nie wie, że prędzej się pozabijacie niż cokolwiek zdziałacie?

- Och, wiesz jak to działa Paige. Nastolatki, sensacja, chłopcy. Jesteśmy za stare na takie rzeczy - stwierdziła Megan, popijając kolejne kilka łyków kawy. - To dlatego ostatnio do ciebie przyszedł?

Pokręciłam jedynie głową na tak, po chwili opierając leniwie głowę o pięści i przyglądając się bezcelowo w pustą szklankę, która czekała, aż wleję do niej herbatę. W jednej chwili opuściła mnie cała ochota wypicia czegokolwiek.

- Kiedy Adam tu przyszedł myślałam, że dostałam jakiejś jaskry - przyznała mama, wbijając widelec w szarlotkę. - Nigdy nie przyszedł tu z własnej woli, a jednak cuda nadal się zdarzają.

- Jak mi powiedział, że chce ze mną iść to myślałam, że świat się kończy - zaśmiała się Megan, spoglądając wesoło na twarz przyjaciółki.

- Ta... - mruknęłam.

A ja nazwałam go swoim ojcem.

- Hej, nie może być aż tak źle - kobieta posłała mi kuksańca w bok. - Mówię ci, że macie złe nastawienie do siebie. Spróbuj być zawsze miła, aż on w końcu ulegnie i zacznie być taki jak ty. Adama od zawsze zmieniało towarzystwo, zaufaj mi. W końcu, chcąc nie chcąc, jestem jego matką.

Prawdą było, że Megan znała swojego syna jak nikt inny. Wydawało mi się jednak, że Adama w pełni nie zna tak naprawdę nikt. Nawet on sam nie wie jaki jest. Cały czas działa pod presją swoich super popularnych kolegów z drużyny, którzy mówią mu co jest fajne, a co nie. Strasznie to oklepane, Adam Farrow.

Chociaż, czy ktoś taki jak Adam przejmowałby się swoim wnętrzem, gdy może chwalić się swoją urodą?

- Nie wybaczę mu nigdy tego, co mi zrobił. Nie wybaczam mu nawet tego, czego jeszcze mi nie zrobił - wydukałam, opierając się o oparcie krzesła.

- Dzieciadaaa - jęknęła Paige, sugestywnie patrząc w moją stronę. - Weź się w garść, Maley. Nie na taką dziewczynę cię wychowałam. Jesteś silna, nie pozwól mu sobie wejść na głowę.

- W końcu, to ty teraz jesteś szefem, no nie? - dodała roześmiana Megan.

Wzruszyłam ramionami, podnosząc się z krzesła i włączając gaz, żeby następnie postawić na nim czajnik. Wyciągnęłam herbatę malinową i wrzuciłam jedną torebkę do kubka, gdy usłyszałam cichą melodię dochodzącą z telefonu kobiety.

- O, to mój mąż - zdziwiła się, chwytając za telefon. - Przepraszam, on raczej nie dzwoni... - wytłumaczyła się, odbierając połączenie i wychodząc na chwilę z kuchni.

Spojrzałam na mamę pytająco, na co ona tylko pokręciła głową.

Od kiedy pan Farrow odzywa się o tej porze? Właściwie zawsze ojciec domu Farrow był dla mnie największą zagadką, której nie rozwikłałam do dzisiaj. Mama mówi, żebym nawet się za to nie brała. Chciałabym wiedzieć co kryje się pod maską lekarza, który ucieka na nocne zmiany.

Dokładnie tak, jak w Scooby Doo.

- Pan Farrow nie jest na nocnej zmianie? - spytałam, wyciągając cukier.

- Może i jest Mal, nie bądź ciekawska! - syknęła mama, upijając łyk kawy, choć po chwili wykrzywiła się, gdyż kawa bez Megan smakuje o wiele inaczej.

- Jasne, jasne - wymamrotałam, czekając aż woda w czajniku zacznie się gotować.

Kiedy gwizdek w czajniku zaczął głośno piszczeć. Megan znów powróciła do kuchni.

Znów trzęsły jej się dłonie, zupełnie tak jak tamtego dnia, gdy wieszała pranie.

- Muszę lecieć, dziewczyny - powiedziała, łamiącym się głosem, choć wykrzesała z siebie krótki uśmiech.

Zakuło mnie w okolicach żołądka. Doskonale wiedziałam, że coś się stało. Obserwowałam jej drżące powieki i ręce, słyszałam jej głos pełen obawy.

Byłam w jednym momencie strasznie zmartwiona, jak i wściekła.

Nienawidziłam, gdy Megan Farrow bywała w takim stanie, a zdarzało jej się to ostatnimi czasy dość ciężko.

A jeśli jest to wina Adama, to Adam nie przeżyje do gwiazdki.

Perfectly Wrong - W KSIĘGARNIACHOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz