9. Parat promísit

528 44 1
                                    



Byłem cały spocony i obolały. Palce opuchły od ciągłego zapinania i rozpinania guzików, a tych u stóp już od dawna nie czułem.

Suche powietrze i jaskrawe sztuczne światło również nie sprzyjały dobremu samopoczuciu. Najgorsze było to, że nijak nie zapowiadało się na koniec tych mąk.

Odnalazłem w sobie silną nić łączącą mnie z panem Yomo, gdyż teraz wiedziałem już bardzo dobrze, jak musiał się wtedy czuć.

Nawet przestałem zwracać uwagę na to, że moja przestrzeń osobista przestała dla Uty istnieć już jakieś dwie godziny temu. Bez skrępowania wchodził do przymierzalni i pomagał mi w nakładaniu kolejnych koszul i garniturów.

- Wyprostuj się - klepnął mnie znacząco po plecach. Żarty jakieś! Ledwo stoję, a on czepia się jeszcze, że krzywo. - Co jak co, ale garnitur musi leżeć idealnie - mówił bez cienia zmęczenia w głosie, stojąc za moimi plecami, patrząc na moje odbicie w lustrze i przejeżdżając opuszkami palców po czarnym, gładkim materiale, który miałem na sobie.

Zignorowałem setne ukłucie w klatce, na jego bezprecedensowy dotyk. Przechylił głowę na bok, włożył mi dłonie pod ręce i przygładził marynarkę w tamtym miejscu. Pomimo braku czucia w większości własnego ciała, to zdecydowanie poczułem. Na domiar złego odchylił płaty okrycia i począł wsuwać mi koszulę głębiej w spodnie.

Ostatkiem sił złapałem go za przedramiona.

- Sam to zrobię - burknąłem pod nosem, schylając głowę w dół, aby nie dostrzegł jak bardzo poczerwieniały mi policzki.

Uta posłusznie zabrał ręce. Nigdy nie był nachalny. Tylko czasem musiałem mu przypominać, jak bardzo krępują mnie takie sytuację, z powodu mojego braku przyzwyczajenia do obcego dotyku. Nikt prócz niego przedtem nie dotykał mnie w podobny sposób. Z taką delikatnością i wyczuciem. Ale i to było dla mnie zbyt wiele.

Słuchałem jego monologów, kiedy wygłaszał swoje krytyczne opinie dotyczące poprzednich i kolejnych garniturów. Jak na mój gust, ma trochę zbyt wygórowane oczekiwania co do japońskich sieciówek. Z każdym było coś nie tak.

- Zrozum, Ken. Chciałbym, aby twój strój odzwierciedlał twe wnętrze. Musi być skromny, ale nietuzinkowy. Ani zbyt krzykliwy, ani za prosty. Najlepiej czarny, ale mógłby być i bordowy... - tłumaczył spokojnym głosem, po zerknięciu na mnie i malujące się na mojej twarzy kompletne wyczerpanie oraz zrezygnowanie. Przewrócił kilka kolejnych wieszaków.

Wtem moją uwagę skradł dźwięk znajomego, niedbale układającego zdania głosu.

- Macie ten tylko w większym o jeden rozmiarze? Fajny jest, tyle że ciasnawy.

Przełknąłem ślinę, spostrzegając opartego o ladę Hide. Na plecach miał swój szkolny plecak. W jednej ręce unosił czarny garnitur na wieszaku, a drugą położył na blacie. Stojąca po drugiej stronie pracowniczka uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.

- Zaraz to sprawdzę, bo nie jestem pewna. Ten model jest teraz popularny i mamy na niego zniżkę, ale mam nadzieję, że jakiś się dla ciebie ostał - obeszła ladę i machnęła na niego ręką, aby poszedł za nią.

Hide i ta jego przyjazna aura, której nikt nie potrafi się oprzeć. Wystarczy jedno spojrzenie tych rozumiejących oczu, a na pochmurnym niebie mojego dnia pojawiały się promyki słońca. Żałuję, że nie potrafiłem odpłacić mu się tym samym.

- Ken?!

Z osłupienia wyrwało mnie wołanie. Odwróciłem się i podszedłem w stronę Uty.

OctoBell/TG YaoiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz