Idiota na czerwonym niebie.

2.2K 73 97
                                    

Palące słońce, piekący w stopy piasek i ogółem - gorąca pustynia. A na niej, sam, samotny jeden człowiek.

Skąd się tam wziął?

Nie mamy pojęcia!

Dokąd on zmierza?

Nie wiemy!

A kto tego nie wie?

No my! Bo nikt inny na niego nawet nie spojrzał. Smutne...

Ale w sumie, to trudno by było, żeby spojrzał na niego ktoś kogo w ogóle tam nie ma.

Na środku czegoś takiego, jak bezkresna Sahara, to mógł się znaleźć tylko jakiś bezradny kretyn.

... Albo też Hidan. W sumie to mógł być on. I w sumie, on i tamto u góry, to synonimy. Tylko wszystkie słowniki to przeoczyły...

Zresztą to tak, jak "ktoś" przeoczył swojego przyszłego partnera. A może Hidan po prostu nie był wart uwagi? Zobaczmy...

A więc na gorącej i bez...

- Tak tak, to już było. Eh, głupi narrator. I głupi Kakuzu. Kakuzu! No nie chowaj się tak! - nawoływał mężczyzna swojego kolegę po fachu... tak już od godziny.

No ale przynajmniej się nie poddawał. To ważne, co?

- Oooo... - wydał pomruk denerwowania szarowłosy, wymyślając już kolejną obrazę dla tego, kogo poszukiwał. - A niech cię! - wykrzyknął w powietrze, grożąc pięścią w tym samym kierunku.

No i w końcu zdał sobie sprawę z tego, że takie "radykalne działania" na nic się nie zdadzą.

Tak więc poszedł dalej, samotnie, w sandałach i samych spodniach. No bo w sumie w czym mógłby chodzić sobie po pustyni?

No i tak miały minąć jego dalsze dni i tygodnie. A nawet miesiące...

Jednak, jeśli okaże aię bardzo beznadziejny, to i może utkwi tu na lata. A co jeśli...?

- Eeee... mam dość! - zawołał fioletowooki, wymachując kosą przed swoją twarzą. Zaraz potem stanął prosto, trzymając narzędzie nieruchomo, w dłoni. I oczywiście nadal miał niezadowoloną minę. - Kakuzu... - mruknął gniewnie.

I nastała chwila ciszy. Ta chwila ciszy... przerywana głośnym rykiem rozdarcia i rozgoryczenia.

- Kakuzu, ty stary dziadzie! Mówiłeś, że spodoba mi się ta oferta! - Hidan rzucił jeszcze parę gniewnych słów, po czym spojrzał przez ramię i... zobaczył jakąś "przydrożną" karczmę. Taką, jakie często, a raczej zawsze pojawiają się na dzikich zachodach.

I pomyślał sobie, że jeśli już nic lepszego nie ma tu do roboty, to może wdepnie tam na chwilę. A może i będzie miał okazję się na kimś wyżyć? Miał nadzieję, że tak.

No więc Hidan ruszył w stronę tej drewnianwj budy i choć maił wrażenie, że jakaś niewidzialna siła zaraz zacznie oddalać go od niej zamiast przybliżać, to wcale tak nie było i nawet doszedł na ,iejsce spokojnie.

- To jakie by tu sobie zrobić wejście? - zastanawiał się, stojąc tak przed drzwiami. - A może by tak? - mruknął i uśmiechnął się złowrogo, choć w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby się wystraszyć tego wyszczerza.

A sekundę później, już i tak pruchniejące i prawie że urywające się z zawiasów drzwi, dwukrotnie przecięła kosa z trzema ostrzami. Wiecie co to oznacza? Że już po drzwiach...

Z początku, szarowłosy zadowolony z siebie, wkroczył do karczmy, jednak kiedy skapnął się, że jest w niej sam, znów zaczęło się w nim gotować.

Żenada wśród AkatsukiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz