Klasa przez wielkie A cz.1 Kalasa, zbiórka!

232 13 2
                                    

Młody nastolatek przyglądał się właśnie ponuremu deszczowi, siedząc  na niskim parapecie. Odwrócił się jednak gwałtownie, słysząc kogoś podchodzącego od tyłu.

- Idziemy? - zapytała cicho niebieskowłosa, widząc zamyślenie swojego przyjaciela.

- Tak - odpowiedział rozczochrany chłopak.

- Em, chodźmy jeszcze po... - ale nie dokończyła, bo tamten już stał przy niej z szerokim uśmiechem i wzrokiem mówiącym: "Wiem. To idziemy?".

Dziewczyna lekko odzwajemniła uśmiech po czym oboje poszli w tylko sobie znanym kierunku...

                *           *           *

Po drewnianych, skrzypiących schodach szedł powoli młody chłopak z klanu (eee... zgadujcie).

Zmierzał on właśnie do pokoju o drewnianych drzwiach (kto by się tego spodziewał?).  Złapał lekko za klamkę i nacisnął na nią, otwierając przejście do jasnego pomieszczenia.

- Nii-san! - usłyszał od progu i lekko uśmiechnął się na te słowa.

                *           *           *

- To nie jest dobry pomysł - oznajmiła jedna z osób, stojąca pod ociekającym dachem.

-  Wiem, zważając na ciebie też wolałbym uniknąć tego spotkania.

- Ale... - słowo zabrzmiało niczym warknięcie. Nie trzeba było po nim nic dodawać.

Dlatego też obaj najzwyczajniej ruszyli przed siebie...

                *           *           *

- Nie!!! - wydał się na cały dom jakiś niedojrzały dzieciak. - Nigdy w życiu - mruknął już bardziej do siebie.

Jednak po ponownym przypomnieniu mu przez dorosłych, że godzina jest już dość późna, i że 'naprawdę powinien wstawać', zdenerwował się ponownie.

- No mówię, że śpię przecież! Hm. - Po czym nakrył się szczelniej kołdrą no i ... nic się nie zmieniło.

Ponuro wyglądająca akademia stała gdzieś mniej więcej na granicach łączenia się poszczególnych krajów, co sugerował jej główny cel - że uczęszczać tutaj mogli uczniowie, ale bez względu na to skąd pochodzą i kim są.

Być może był  to budynek powszechnej tolerancji i zrozumienia.

A może po prostu brakowało mu uczniów na utrzymanie.

Ale jako że dzieci to dzieci - one po prostu miały to gdzieś.

No tak, zmierzający do tej, "szkoły z internatem", nie wiedzieli na co się piszą. W większości nie minęło nawet przed oczami obrazu tej pogruchotanej placówki. Ani żaden z dwóch chłopaków niosących jakieś dziwne ostrza na plecach, ani zielonooki dzieciak wgapiający się w zielone papierki, ani tym bardziej samotny czerwonowłosy, przynajmniej niezbyt wystawiony na działanie deszczu.

A z najwyższego okna akademii, patrzył na to wszystko ktoś, kto... właściwie chciał mieć ich wszystkich na oku. Nie za długo potrwało to jednak, gdyż mężczyzna padł ciężko na czarny, obrotowy fotel i powiedział do siebie:

- No, to zaraz przyjdą nowi uczniowie!

Po czym wstał, chcąc wybieg przez przymknięte tylko drzwi, ale... potykanie się na swoim własnym bałaganie raczej nie ułatwiało mu zadania...

No hejcia! I pytanko: jak wam się podoba taka oto wizja akasiów? Chcielibyście czegoś takiego więcej?

Nie mam do tego drygu, ale jeśli macie ochotę na takie cuś, to będzie się pojawiało.

Do zobaczenia ;)

Żenada wśród AkatsukiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz