Fault

332 27 14
                                    

Loki spojrzał z uwagą w złociste oczy Heimdalla. Ciepło bijące od mężczyzny było takie przyjemne, tak miłe.

Strażnik westchnął, ujmując spracowaną, ciemną dłonią bladą rękę księcia.

- Powiedziałem kiedyś Thorowi, żeby był osobą, jakiej potrzebował w dzieciństwie - zaczął. - Odparł, że potrzebował tylko brata.

- I dlatego się tak zachowuje? - prychnął brunet. - Żałosne.

- Zależy mu na tobie - zaoponował starszy z Asgardczyków. - I mam coś dla was.

Dla was, zauważył Loki. Nie tylko dla niego.

Heimdall wstał i poprowadził nadal ściskającego kubek gościa do sypialni, również utrzymanej w ciepłych beżach, brązach oraz umeblowaną prosto, ale gustownie. Oparty o ścianę, w stojaku na parasole, który lokator najpewniej przeniósł, stał Gungnir. Na komodzie spoczywał Höfund, miecz otwierający Bifrost.

- Przekaż to bratu - poprosił, podając Lokiemu włócznię Wszechojca. - Jest królem. Należy do niego.

- Nie wydaje mi się, żeby miał sposobność z niej skorzystać - mruknął Loki, zaciskając zaborczo palce na złotym drzewcu broni. Odstawił kubek na blat, całą uwagę skupiając na Gungnirze.

- Im mniej będzie musiał jej używać, tym lepiej, czyż nie? - uśmiechnął się Heimdall. - Pamiętaj o tym, co ci powiedziałem. Poczekaj, aż się uspokoi i dopiero wtedy ją przepraszaj.

Gospodarz odprowadził boga do drzwi, żegnając go lekkim objęciem. Zdjął z wieszaka brązowy płaszcz i podał go Lokiemu.

- Pada. Załóż na siebie - powiedział troskliwie mężczyzna. - Pamiętaj, książę, że te drzwi są zawsze dla ciebie otwarte - dorzucił, po czym Kłamca uśmiechnął się z wdzięcznością i ruszył w dół schodów. Przesunął dłonią po misternych zdobieniach Gungnira, nie siląc się nawet na powstrzymanie złowieszczego uśmieszku. Tak krótko by to zajęło, ale och, była jeszcze Sif, z którą musiałby się zmierzyć, oraz Brunhilda, której nie byłby w stanie skrzywdzić. Po chwili jednak uświadomił sobie coś jeszcze.

Skoro Brun odeszła, wrócą koszmary. Wróci rzucanie się w pościeli, panika, przemożny strach.

Bał się ich. Zawsze wracały wtedy do niego tortury, rozdzierający ciało ból, poczucie upokorzenia, gdy biegał na rozkaz Thanosa jak posłuszny piesek.

Kopał kamienie, które wpadały mu pod nogi, klął pod nosem, co jakiś czas odgarniając włosy z twarzy. Doszedł do budynku, w którym mieszkali, i zadarł głowę. Nie chciał wchodzić i narażać się na miecz Sif wycelowany w jego gardło, ale jeszcze bardziej nie chciał stać na wzmagającym się deszczu. Zwłaszcza że powoli się ściemniało. Krople wody zacinały, mocząc jego płaszcz. Narzucił kaptur bluzy na głowę, chcąc zaczekać, aż ktoś z jego współlokatorów się nim zainteresuje.

Niechętnie otworzył drzwi, z jeszcze większą niechęcią wszedł do windy, następnie wcisnął guzik. Starał się uspokoić, jedyne jednak co robił, to zaciskanie dłoni w kieszeniach oraz nerwowe przygryzanie wargi.

Zadzwonił do drzwi. Niemal liczył na to, że nikt mu nie otworzy.

Miał pecha, otworzyła mu Brun. Na jego widok zamknęła oczy, po czym bez słowa odwróciła się, wchodząc w głąb mieszkania. Laufeyson zdjął płaszcz, wieszając ubranie starannie przy drzwiach. Postanowił zastosować się do rady Heimdalla, w końcu on nigdy mu źle nie życzył.

Wprowadzi tylko kilka swoich drobnych poprawek. Czy jest dobry? Nie. Lepszy? Nie. Jest Lokim. Uśmiechnął się do siebie, kierując się do salonu. Po drodze odstawił Gungnir do stojaka na parasolki. O, tak. Idealne miejsce dla potężnej broni, pomyślał złośliwie.

ON MIDGARD. valkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz