Love Is Mistreated Here

242 18 22
                                    

Nawet nie wrzasnęła. Stała bez ruchu patrząc, jak postać rozpływa się w zielonym świetle. Upuściła miecze, upadły z głośnym brzękiem.

- Loki! - wykrzyczała, rzucając się w stronę znikającej iluzji. Tak niewiele brakowało, by uchwyciła go w ramiona, zanim rozmył się w powietrzu.

Gorące łzy spływały po jej twarzy, usta wykrzywiły się w grymasie bólu, była jednocześnie zbyt zbolała, by szlochać i zbyt porażona wyczynem bruneta, by tylko milczeć. Klęczała na podłodze, nie rozumiejąc jego planu, a może nie miał takiego? Przecież obiecywał, przysięgał, ale zaraz temu zaprzeczał, załamywał ręce, odpychał ją od siebie przygotowując się na stratę. Nikt nie wiedział, co się działo w jego umyśle, a on sam być może bał się nad tym głębiej zastanowić.

Thor wpadł do mieszkania chwilę później; ujrzał zapłakaną walkirię wpatrzoną w przestrzeń, dwa miecze na podłodze. Nie widział iluzji brata, ponownie podstępnie grającego nimi jak pionkami w grze, podczas gdy oni nieświadomie robili, co chciał. Objął Brun, składając na jej czole krótki pocałunek. Oczekiwał spoliczkowania czy chociażby dezaprobującego spojrzenia za tak gwałtowne nieproszone naruszenie jej przestrzeni osobistej, jednak zamiast tego otrzymał pociągnięcie nosem i mocniejsze zaciśnięcie palców na ubraniu.

- Loki! - krzyknęła rozpaczliwie, wyciągając ręce w kierunku miejsca, gdzie minutę temu stał Kłamca. Thor zacisnął ręce wokół niej, uniemożliwiając jej rzucenie się w tamtą stronę. Zacisnął zęby, powstrzymywał i ją, i siebie od pościgu za bratem, za Oszustem, który wiecznie grał solo, a konsekwencje działań miał w głębokim poważaniu, one jednakowoż nie miały zamiaru odpuścić aroganckiemu bogu.

- Stój, stój, stój! - zatrzymał walkirię Gromowładny, stopniowo przechodząc od spokojnego tonu do krzyku, gdy rzucała się w jego uścisku, szarpała się, mało brakowało, by ignorując wszystko, poszła w ślady ukochanego. Gdyby byli w mniej przerażających okolicznościach przerzuciłby sobie ją przez ramię i poszedł, były jednak znacznie gorsze niż mógłby sobie kiedykolwiek wyobrażać.

Szatynka wtuliła twarz w ubranie Thora, za wszelką cenę starając się zdusić łzy. Nie może płakać, przecież nie będzie się mazgaić przed królem Asgardu, wojownicy nie płaczą, wmawiała sobie, jej myśli pędziły szybciej niż wiatr.

Z drugiej strony był jej serdecznym przyjacielem, a jemu chyba mogła ufać?

Duże, ciepłe dłonie Gromowładnego wsunęły się w jej włosy. Zapewne chciał ją uspokoić; niestety nigdy nie był dobry w okazywaniu uczuć.

- Musimy go znaleźć - ponagliła boga, podniosła miecze. Zamknęła zapuchnięte, zaczerwienione od płaczu oczy. Przywołała obraz uśmiechniętej twarzy Kłamcy... och, gdyby tylko wiedział, ile razy wyrywana ze snu myślała tylko o nim, jakby był jedyną, choć nietrwałą kotwicą trzymającą ją przy rzeczywistości. Jak bardzo lubiła jego szczupłe, blade ciało przy sobie, czarne włosy opadające na jej twarz, gdy się całowali, długie, zręczne palce muskające jej szyję...

Otrząsnęła się. Nie może wspominać teraz tej rozkoszy, to może już nie wrócić i nie wróci, jeśli nie zawalczy. Tym razem nie ucieknie, będzie walczyła aż do skutku nawet jeżeli będzie musiała wepchnąć tytanowi jego broń do gardła.

Odinson, nadal patrzący za okno, położył dłoń na ramieniu wojowniczki. Podziwiał jej upór, oddanie, dumę i pewność siebie, nie rozumiał, jak mogą mieścić się w tak małym kruchym ciele. Wiedział jedno; chciałby czasem być taki jak ona. Od małego podziwiał walkirie, pamiętał, jak gorzko rozczarowany był, gdy matka powiedziała mu, że to gwardia tylko dla kobiet.

- Pewnie, że musimy - zgodził się. - Potem skręcę mu kark za takie sztuczki. - Zazgrzytał zębami, dobywając ze szczękiem sporej wielkości broni zabranej z Sakaar: dwóch bladoturkusowych kling. - Mamy tytana do pokonania.

ON MIDGARD. valkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz