1

186 12 1
                                    

Przez ulice szła pewna kunoichi. Było przed świtem więc życie sie dopiero budziło. Jednak nie dla niej. Aira, bo tak sie nazywała ta kunoich miała dzień wolny więc planowała go w pełni wykorzystać. Właśnie zmierzała na plac treningowy. "Poranek z treningiem, to świetny poranek" myślała. Po krótkiej chwili dotarła do celu. Najpierw zrobiła krótką rozgrzewkę. Czuła że ktoś ją obserwuje. Było to dziwne, bo przecież nikt nie wiedział o tej polanie. Jednak kontynuowała trening. Kopnięcia, uderzenia, przez nie nawet kilka pieńków rozwaliła. Nie ćwiczyła swoich technik ponieważ wiedziała że ktoś ją obserwuje i nie chciała zdradzać swoich umiejętności. Kiedy zniszczyła kolejny kawałek drewna to poczuła lekkie pieczenie. Zauważyła że ma zdarte skóre na kostkach i nogach. Czyli jak zwykle po treningu. Zawsze dawała sobie wycisk. Chciała stawać sie coraz lepsza. Pomóc starała sie w tym jej wilczyca. Był to demon. Jednak nie tak silny jak ogoniaste. Shayla, bo tak sie nazywała, została zapieczętowana w niej jak miała 5 lat. Przez pierwsze 3 lata starała sie zabić Aire jednak po tym, sie zaprzyjaźniły. Wilczyca była do pasa kobiety i była koloru czarnego. Przez to że sie przyjaźniły za zgodą Kasai mogła wyjść. Poza tym miała wiele umiejętności jednak o tym kiedy indziej. Kiedy skończyła trening było południe. Spokojnym krokiem ruszyła więc do domu. Kiedy doszła rozejrzała sie po mieszkaniu, na szczęście nikogo nie było. Jej brat widocznie znowu wyszedł z kolegami. Zrobiła sobie kanapki i poszła do jadalni. Tam szybko zjadła i umyła naczynia. Po tym po raz kolejny tego dnia wyszła z domu, na spacer. Poszła do lasu. Kiedy była już kawałek od wioski usłyszała głos. "Aira, wypuść mnie, tu jest nudnooo" była to Shayla. "W porządku" odpowiedziała w myślach i już po chwili widziała swoją przyjaciółkę. Razem z nią szła dalej. W pewnym momencie poczuła że coś ją idpycha. Nie udało jej sie ustać więc wpadła na drzewo, które było kawałek za nią. Upadła obolała, jednak zaraz podniosła sie do siadu. Nie widziała nikogo ani nie wyczuła niczyjej chakry co ją zdziwiło. Bo przecież, ktoś ją zaatakował. Pobiegła do niej wilczyca i spytała:
-nic Ci sie nie stało?
-nie, wiesz może co to było?- odpowiedziała przy okazji pytając.
-nie mam pojęcia- odrzekła. Na tym skończyła sie ich rozmowa. Aira wstała i sie rozejrzała. Tak jak szybciej nikogo nie zauważyła. Po tym postanowiła już wracać. Powoli i ostrożnie ruszyła w strone wioski. Zastanawiała sie co to mogło być.  Idąc tak nie zauważyła przed sobą kogoś. Wpadła na tą osobę i prze to sie wywaliła.
-prze-przepraszam zamyśliłam sie- powiedziała szybko i wstała. Spojrzała na osobę na którą wpadła. Zauważyła że to mężczyzna o rudych włosach i percingu na twarzy. Poza tym miał fioletowe oczy, rinnegana.
-kim jesteś?- spytała przyglądając sie mu.
-jestem bogiem, strzeż sie Airo, nie długo po ciebie przyjdę- powiedział po czym poczuła jak coś ją uderza w kark i straciła przytomność ostatnim co zobaczyła była twarz Shayli...

-----------------------------------------------------
No to na tym skończymy pierwszy rozdział. Więc no to, cześć tu hima. Nie mam za dużo do powiedzenia tylko ti że wole Peina jako Peina. Wiem że Pein to Nagato jednak tak wole i tak będzie w tym opowiadaniu. Tak poza tym przepraszam za wszystkie błedy jednak nigdy nie byłam w tym dobra. Dobra to wszystko, bayo.

Pein x OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz