3.Ciemność

21 5 1
                                    

Samanta:

Przez całą drogę wydawało mi się ,że Henry jest jakiś dziwny. Nie wiem skąd  przyszedł mi do głowy taki pomysł. Martwię się o niego... Nie długo już przyjedziemy na miejsce. Szczerze nie mogę się doczekać. Z Colinem obgadaliśmy wszystkie sprawy ,więc nie mamy już tematów do rozmów. Siedzę i spoglądam na moją gitarę. Lubię grać mam ją po mojej mamie... Taki mi jej brakuje.Pomyśleć ,że trzy lata temu jeszcze żyła,była przy mnie a teraz... Po niej otrzymała talent  do gry i to ona mnie nauczyła. Czasami chciała bym mieć znowu rodziców przy sobie. Ale tyle dobrze ,że teraz wychowują mnie ciocia z wujkiem. Kocham ich i wiem ,że oni też i mnie kochają. Wiem ,że i oni stracili dziecko. Z tego co się dowiedziałam mieli synka. Pojechali z nim nad jezioro. I on chyba  się utopił. Dokładnie nie wiem ale wiem jak oni się czują. Samochód się zatrzymał co spowodowało ,że ocknęłam się z zamyśleń.

-Dobra wysiadka moje piękne Panie-powiedział uradowany Colin.

-Od kiedy ty taki miły się zrobiłeś-odgryzła mu Rose.

Wyszli obydwoje z kampera. A ja postanowiłam sprawdzić co jest u Henr'ego. Siedział nadal za kierownicą i patrzył się na las.

-No i jesteśmy w tajemniczym parku Ravenwood.-powiedział po woli Henry.

-Czy tylko ja się tu dziwnie czuję-powiedziałam

-Nie tylko ty-powiedział wstając i wychodząc.

Zrobiłam to samo. Rozejrzałam się dokoła. Było tu mrocznie i tajemniczo tak jak powiedział to Henry.Szczerze trochę przerażało mnie to miejsce. Było tu dużo drzew ,niby jak w zwykłym lesie ale to nie to samo. Ale słyszałam śpiew ptaków co oznaczało ,że nie jest to opuszczone miejsce. Ruszyłam po moje rzeczy z bagażnika. Zobaczyłam namiot rozkładany. Zabrała go i zaczęłam ustawiać. Jak zobaczyłam Colin z Rose zaczęli zbierać drewno i układać ognisko. Henry wypakowywał pierdoły. Po dwóch godzinach wszystko było gotowe. Było już ciemno. Oprócz światła bijącego z ogniska oświetlał nas blask księżyca. Był piękny... Rose zrobiła jedzenie. Więc pałaszowaliśmy bo byliśmy głodni jak wilki. 

-Hej Sami może zagrasz nam coś?-zapytała się Rose.

-Okej nie ma problemu-powiedziałam idąc po gitarę.

Zabrałam ją i wróciłam do ogniska. Wyjęłam ją z pokrowca i zaczęłam grać spokojną melodię. Siedzieliśmy tak przez godzinę. Dobrze się bawiliśmy. Colin osypywał nas żartami i śmiesznymi scenkami. Jednak przez cały czas Henry był jakiś nieobecny. Martwiłam się o niego.

-Okej nie wiem jak wy ale ja idę w krzaczki- zaśmiał się Colin.

-Okej tylko wracaj szybko- zaśmiałam się.

Colin:

Zagłębiłem się w las. Wcale nie poszedłem za potrzebą tylko za żartem. Tak wystraszę dziewczyny! Cała ta sceneria aż się prosi. Szukałem jakiś fajnych rzeczy ,żeby moje przedstawienie było najlepsze. Nawet nie zauważyłem kiedy naprawdę daleko się oddaliłem. Nagle zobaczyłem jakiś dziwny posąg. Były to różne zwierzęta ustawione po sobie. Na szczycie był wielki orzeł. Tknęło mnie ,żebym go dotknął... Upadłem na ziemie ,przeszedł mnie okropny ból. Jakby mi płonęła ręka. Gdy podniosłem głowę zobaczyłem wioskę Indian. Byłą spalona... Wstałem i ruszyłem w jej stronę. Przechodziłem i widziałem martwych ludzi. Zabitych...matki z dziećmi. Zabite zwierzęta wszystko. Nagle wizja zniknęła. Wokół mnie była tylko mgła i do tego tak gęsta ,że nic nie widziałem. Nagle ona zniknęła a co zobaczyłem. Moich przyjaciół zabitych. Upadłem na kolan i nie mogłem w to uwierzyć. Nagle wszystko zniknęło a wokół mnie znowu była mgła. Wstałem chciałem uciekać ale nie wiem gdzie jestem. Nagle zaś mnie zabolało. Przeszył mnie okropny ból. Spojrzałem na moją lewą rękę. Miałem ślady pazurów. Zaczęła mi krwawić ręka. Znowu poczułem ból i upadłem tym razem na plecach. Ból był tak silny ,że nie mogłem złapać powietrza. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem. Pazury które zatrzymały się przed moją twarzą. Chwilę po tym ukazała mi się mglista postać. W jednej chwili był podobny do człowieka a teraz stał wielki stwór. Cały był zrobiony jak z mgły. Zacząłem wołać o pomoc. Chciałem wstań jednak nie mogłem ból był za silny. Cofałem się powoli a postać z mgły zmieniła się w wielkiego wilka. W czarnej jak noc postać zalśniły złote ,wielkie oczy. Przed moją tworzą zbliżył się wilczy pysk.Poczułem jego oddech na twarzy. I zdawało mi się ,że powiedział mi coś.

-Dołączysz do nas...

I zniknął a za nim mgła. Ostatnie co usłyszałem był śmiech... mój śmiech...

Samanta:

Minuta za minutą mijały a Colina nie było. Zaczęłam się martwić. Henry zaczął chodzić dokoła ogniska. Rose patrzyła w miejsce w którym zniknął. Bałam się o niego. Coś się mu stało? Czy to zwykły żart. Założyłam bluzę bo zrobiło się zimno. Cisza była grobowa ,tylko słyszało się szum wiatru i szelest liść. Henry nie wytrzymał i powiedział:

-Nie powinienem go tam puszczać samego- powiedział łamiącym się głosem

-Chce pewnie zrobić nam kawał dlatego go nie ma-odparłam

-Nie coś mu się dzieje powinniśmy iść za nim!-krzyknęła Rose

-Wiem a ostrzegał mnie a ja nie posłuchałem...-powiedział Henry.

-Co! O co ci chodzi?-zapytała

-Jak byliśmy na tej stacji ten gościu on.... ostrzegał mnie przed tym miejscem.Że tu giną ludzie. Była tam tablica z zaginionymi osobami. Co ja zrobiłem

Usiadł i schował twarz w dłoniach. Nie wiedziałam co powiedzieć. Rose spojrzała na mnie i usiadła koło mnie. Przytuliłam ją ,żeby pocieszyć. Nagle usłyszeliśmy krzyk...

-POMOCY!

To głos Colina. Spojrzeliśmy po sobie. Henry ruszył przodem a ja z Rose za nim. Biegliśmy prosto w stronę krzyków...

WOW 850 słów dużo. Mam nadzieje że się podobało:)

Tajemnica lasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz