7.Zabici?

12 2 1
                                    

Henry:

Nie mogłem w to uwierzyć. Tyle przeszliśmy i mam moich przyjaciół dać na pewną śmierci.Nie mogę o tym myśleć. Ta cała historia o tym duchu ,demonie czy co to było... Nie wierze. To nie może być prawda. Colin ja nie mogę mu tego zrobić. Jest moim przyjacielem od tylu lat... od początku. On jest dla mnie jak brat. Tyle wspólnych chwil, przygód i to wszystko ma iść gdzie? Popatrzyłem na Rose ,byłą taka obojętna jakby nie przejęta. Nie chcę żeby umarła. Jest wspaniałą przyjaciółką ,kompanką do wspólnych imprez. Samanta chyba tego nie przeżyje. Są ze sobą tak samo długo jak ja z Colinem. Co mamy zrobić? Wiem ,że to będzie bardzo trudna decyzja. Nie wiem co o tym myśleć. Zobaczyłem ,że ten Indianin wrócił i usiadł na krześle. Przybliżyłam się do niego i zapytałem:

-Nie zapytałem się jak się Pan nazywa?

Popatrzył na mnie wzrokiem zaskoczenia ,ale po chwili odpowiedział.

- Nazywam się Odważny duch-odpowiedział- ale dla was Nick

Popatrzyłem się na niego zaskoczony ,ale tylko pokiwałem głową. Nie wiedziałem co powiedzieć. Patrzyłem się na ścianę ,a w mojej głowie było wiele pytań.

-Musisz wybierać mój drogi-powiedział starzec- radzę się z nimi pożegnać bo nie macie dużo czasu.

Popatrzyłem się na niego i bez słowa ruszyłem w ich stronę. Usiadłem koło Colina. Patrzyłem się na ich twarze. Każdy był zamyślony i smutny. Sam miała ślady po łzach rozumiem ją. Znowu nie wiedziałem co powiedzieć. Bałem się nie palnąć jakieś głupoty. Rose się na mnie popatrzyła i lekko uśmiecha.

-Nie przejmuj się wszystko będzie dobrze.

-Nic nie będzie dobrze umrzecie!- krzyknęła Sam

-Ale wy będziecie żyć. Wracajcie do domu i żyjcie dalej.

Powiedziała wstając z podłogi. Nie wiedziałem co ona robi ,ale też wstałem. Zaczęła się kierować w stronę drzwi...

Rose:

Wiedziałam jedno to już koniec. Pogodziłam się z tym. Wiem że wszyscy nie poprą mojej decyzji ale cóż. Nie wiem co się ze mną dzieje. Coś mnie ciągnie w stronę lasu. Jakiś głos mnie tam wzywa. Wstałam z podłogi i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy chciałam wyjść zauważyłam ,że są zamknięte. Zaczęłam nimi szarpać i walić w szybę. Jednak w pewnej chwili ktoś mnie złapał za ramiona i odwrócił.

-Uspokój się

Zobaczyłam błękitne oczy Sam. Widziałam w nich strach i niepokój. Nie wiem jak ,ale ją odepchnęłam. Zobaczyłam koła drzwi kawałek deski ,chwyciłam ją i wymierzyłam w ich stronę. Nie mogłam się powstrzymać nie wiem co się dziej? Walczyłam ,ale to nie byłam ja?! 

-Otwórzcie drzwi albo je rozbije-wykrzyknęłam 

Wszyscy byli zszokowani. Ja też ale to nie byłam ja! Zobaczyłam ,że Indianin się do mnie zbliża. Lecz nie podszedł do mnie ,ale rzucił w moją stronę kluczyk.

-Co robisz!-krzyknęła Sam

-Zostaw ją to nie wasza przyjaciółka. Mówiłem wam ,że oni po nich wrócą-odpowiedział starzec

Ja szybkim ruchem chwyciłam kluczę z podłogi. Wyprostowałam się zmierzyłam ich wzrokiem i zaczęłam otwierać drzwi. Gdy je otworzyłam i poczułam zapach lasu , poczułam dziwną siłę. Odwróciłam się i spojrzałam na Colina. Przekręciłam głowę i powiedziałam:

-Chodzi za mną do naszego domu

Co! To nie mój głos,to nie ja! Chciałam to powstrzymać ,ale nie mogłam. Co mnie zdziwiło Colin poszedł w moją stronę. Kuśtykał ,ale kierował się w moją stronę. Gdy podszedł do mnie złapałam go za rękę. Razem udaliśmy się w stronę lasu. Przed nim zobaczyłam mgłę ,a z niej kilka postaci które przedstawiały różne zwierzęta. Stanęłam przed nimi. Przed mgłą na granicy lasu wyszła postać. Był to wielki wilk a przy nim postaci kobiety. Patrzyłam na nią jak sama nie wiem na kogo... Postaci kobiety podeszła do mnie i wyciągnęła rękę. 

-Dołączcie do nas...

Samanta:

Byli przy lesie tym cholernym lesie! Chciałam za nimi biec ale ten Indianin i Henry powstrzymali mnie. Zaczęłam płakać łzy lały mi się strumieniami. Nie chciałam ich tam puszczać ,ale Rose. Ona nie byłą sobą. Upadłam na kolana ,waliłam rękoma w ziemie. Zaczęłam krzyczeć ,ale widziałam że robię to na darmo. Oni umrą te jebane duchy ich zabiją. Nie mogę w to uwierzyć.  Patrzyłam się na to i nie wiedziałam co robić. Kilka chwil potem Rose i Colin zniknęli... Oni ich zabiją jak tych ludzi w opowiadaniu tego starca. Siedziałam tak prawie godzinę. Wstałam i ruszyłam do środka. Złapałam za broń i chciałam wychodzić ,ale zatrzymał mnie Henry

-Odsuń się!

-Uspokój się, pójdziesz na pewną śmierć-powiedział spokojnie

-Zamknij się wolę zginąć z nimi!

Wyrwał mi strzelbę i zamkną drzwi.

-Co ty robisz nie jestem więźniem. Wypuść minie!

-Nie ma mowy ,ale i tak zaraz idziemy.

-Co gdzie!

Ale odpowiedzi nie otrzymałam. Jestem tak na niego zdenerwowana.


Hejka:)

Dawno mnie nie było ,ale powracamy z przygodami naszych przyjaciół.

Jak myślicie Rose i Colin nie żyją? Napiszcie! 

Do zobaczenia w kolejnych :)

Tajemnica lasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz