Kac to najgorsza rzecz jak może spotkać człowieka rano, przynajmniej tak myślałem kiedy mój budzik wyrwał mnie ze snu próbując zasztyletować moje bębenki uszne wyjątkowo bolesnym dźwiękiem. Szybko zorientowałem się że nie jestem sam w sypialni , Lou spał tuż obok mnie, a Liam zwinięty na fotelu naprzeciwko łóżka, pochrapywał cicho. Mimowolnie uśmiechnąłem się na ten widok. Wiedziałem że chłopcy tez będą mieli kaca więc zszedłem na dół do kuchni i z szafki wyciągnąłem tabletki przeciw bólowe, sam połknąłem jedną i popiłem wcześniej nalaną do szklanki wodą. Włożyłem do tostera chleb i zacząłem robić jajecznicę z bekonem, do trzech szklanek nalałem soku pomarańczowego. Kiedy jajka się usmażyły, przełożyłem je na talerze. Lecz nie było mi dane isć na górę, ponieważ przy wyjściu z kuchni, mój ojciec zastąpił mi drogę.
-Dla kogo to jedzenie?- warknął oschle.
-Dla moich przyjaciół, zostali na noc.
- Dobrze- skinął głową- śmierdzisz omegą, weź leki.
Przewróciłem oczami i poprostu go minąłem, doskonale wiem że mam wziąć leki, żaden stary dziad nie musi mi o tym przypominać.
Kiedy byłem już na górze postawiłem tacę na stoliku obok fotela i poszedłem do łazienki, chłopcy jeszcze spali więc mogłem w spokoju pocierpieć. Pierwsza substancja przepalała sobie ścieżkę przez moje żyły, a ja siedziałem na brzegu wanny skulony. Kiedy po pięciu minutach ból przeszedł, chwyciłem drugą strzykawkę z czerwonym płynem. Ale nie zdążyłem wbić jej w ramię, bo usłyszałem chrząknięcie. Moja głowa wystrzeliła w górę i jak się okazało, to Liam stał w drzwiach, z zaspaną i skonsternowaną miną.
-Co ty robisz? - odezwał się w końcu.
Spojrzałem na niego z pewnym siebie wyrazem twarzy. Wiedziałem że nie mogę mu powiedzieć co tak naprawdę robię i dobrze znałem kłamstwo na takie sytuacje, ale czy chciałem okłamywać Liama? Oczywiście że nie. Ale musiałem dla dobra sprawy.
- Ojciec każe mi brać sterydy, żebym był jeszcze lepszy w pływaniu-skłamałem gładko.
Brunet tylko skinął głową i wrócił do pokoju, a trzy sekundy później usłyszałem skrzypnięcie i jęk Lou, więc wiedziałem że poprostu położył się w łóżku, zamiast kulić się na fotelu.
Pokręciłem głową i wbiłem strzykawkę w przedramię, żywy ogień rozpostarł się po moim ciele, a mi pozostało tylko przeczekać ból, co oczywiście nie było mi dane, bo pierdolony wszechświat mnie nienawidzi...
Jeszcze jeden kamień uderzył w okno łazienki, a ja z wielkim trudem i niechęcią, wstałem żeby zobaczyć co do cholerny zakłóca moje cierpienie. Jak się okazało, ku mojemu zdziwieniu, stał tam ten strażnik, jak mu tam było, Harvey, Henry, Harold?
Ciągle myśląc jak ma na imię dupek który nie dosyć że przekracza granice, to zmusza mnie do chodzenia, kiedy moje ciało płonie ogniem piekielnym, jakimś cudem dotarłem do ogródka w którym znajdował się zielonooki. Nie wypowiedziałem słowa tylko czekałem z uniesioną brwią aż się odezwie, co w końcu zrobił, na jego szczęście, bo bym go rozszarpał jakby kazał mi tam stać dłużej niż to konieczne.
- Pan Malik chce się spotkać, dzisiaj w nocy w lesie- powiedział z wyraźną chrypą- tu jest jego numer - podał mi małą karteczkę- masz napisać o której możesz się pojawić na granicy.
Skinąłem głową, a on chciał już się odwróci, ale z lekkim uśmiechem dodał.
- Może wziąć ze sobą twojego krasnala.
- Jasne, krasnal będzie wniebowzięty swoją nową ksywką - odpowiedziałem z kpiną.
Ten uśmiechnął się tylko i znikną z pola mojego widzenia, szybciej niż zdążyłem mrugnąć.
Rozdział dedykowany Teenage_Murderer która spamowała mi cały dzień komentarzami, za co jej serdecznie dziękuję, natchnełaś mnie do pisania ❤️
Jutro mam pierwszy dzień pracy więc możecie trzymać kciuki jeśli chcecie 😉
Enjoy🙃
CZYTASZ
FAKE|| Ziall (A/B/O)✔️
FanfictionNiall szuka miłości, mimo że powinien szukać dobrego przywódcy. Okładka zrobiona przez kochaną @marixprincess