Sandro, zwykły człowiek, kelner. Podczas jego zwyczajnego dnia dochodzi do dziwnego incydentu. Sandro zostaje pozostawiony przed ważną decyzją, czy zależy mu na osobie której całkowicie nie zna? Czy jest gotowy poświęcić życie, żeby rozwiązać zagadk...
Mój dzień zaczął idealnie. Bogacz bez domu, błąka się ranną porą po mieście. W słuchawkach słuchałem Eminema i to był mój problem. Przez to, że ciągle słuchałem muzyki, słuchawki się prawie rozładowały. Potrzebuje je gdzieś naładować. Potrzebuje też ładowarki, bo kupiłem je bez. Ciekawe jak tam mój domek. Coś jeszcze z tego zostało? Może zgasili pożar odpowiednio wcześnie i znaleźli rzeczy, których nie powinni? Kogo zamierzają oskarżyć? Pewnie mnie. Nie ma mnie w domu, nie można mnie znaleźć. Muszę się ukryć. Znowu nasuwa mi się myśl, co do tej kobiety. Było wyraźnie napisane, że jakbym czegoś potrzebował to mam ją znaleźć. Numer pamiętam, ale co on w ogóle znaczy. Na początku myślałem, że to numer telefonu, ale jak to może być numer telefonu z ośmioma cyframi? Może to numer jakiegoś lokalu? Jaki lokal miałby 8 cyfrowy numer. Bez sensu. Może to jakiś kreatywny szyfr? Muszę to rozgryźć. Nie udało mi się zrobić jednej rzeczy, to uda mi się druga. Chodzi mi tutaj o zajęcie się pewną osobą. Nie ważne. Co mam ze sobą zrobić? Nie mam domu, pieniądze mam, ale co mi to da? Pójdę do hotelu, pewnie będą mnie tam szukać. Usiadłem na ławeczce w centrum. Było jeszcze ciemno, ludzie rozchodzili się do pracy. Siedziałem w mojej zielonej kurtce, właściwie to był oliwkowy, ale to nie ważny szczegół. Moje cudowne buty były lekko zakopane w śniegu. Ja siedząc kontemplowałem na temat tego pieprzonego numeru. Z niczym mi się on nie kojarzył. Może to jakieś losowe liczby, a ja po prostu miałem jej już nigdy nie zobaczyć? Pewnie tak. Może mnie też okradła, bo uznała, że mam kasę. Nie wiem. Wstałem z ławki i poszedłem w stronę katedry. Muszę kupić coś do pisania i do zapisywania. Telefon w zimę nie współpracuje z rękawiczkami, a pióro jak najbardziej. Zdejmując moją rękawiczkę włączyłem telefon i zacząłem szukać, gdzie mogę kupić coś do pisania. Okazało się, że sklep jest bardzo blisko, tylko dwa kilometry piechotą, przy temperaturze zeru stopni Celsjusza. Super. No to w drogę. Ruszyłem z miejsca i zacząłem iść w stronę tego sklepu. Patrzyłem na budynki wokół mnie, były bardzo ładne. Różne kolory starych kamienic w śniegu. Piękne miejsce. Szkoda, że pełne parszywych ludzi bez serca. Ja też nie mam serca. Nikt nie ma. Albo nie! Ja miałem, ale mi je zabrali. Ta wersja jest dobra. Koniec rozmyślania, widzę sklep. Małe drzwi z napisami, tak, żeby każdy głupi wiedział co to za miejsce. Podszedłem do drzwi i pociągnąłem zgodnie z instrukcją - zamknięte. No tak, nawet nie sprawdziłem jaka jest godzina. Chwilę po siódmej trzydzieści. Otwarcie od ósmej. Co mam zrobić przez ten czas? Postoję sobie. W słuchawkach usłyszałem "The Other Side Of Paradise", jedna z moich ulubionych piosenek. Pasowała do stania w miejscu i wegetowania. Zacząłem bardzo mocno myśleć, neurony w głowie zaczęły pracować na bardzo mocnych obrotach. Zamknąłem oczy. Pierwsze co zobaczyłem to samego siebie, widok jak w grze. Widziałem siebie od strony pleców. Tego starego mnie, jak jeszcze pracowałem. Elegancki ubiór, kelner pierwsza klasa. Potem usłyszałem strzały, przypomniało mi się morderstwo. Potem widziałem już siebie leżącego na ziemi i patrzącego w oczy tej pięknej dziewczyny. Nie potrafiłem sobie przypomnieć dokładnie jej twarzy. Mózg wskoczył na dodatkowy ukryty bieg. Dziesięć tysięcy obrotów na sekundę. Otworzyłem oczy. Spojrzałem przed siebie i ujrzałem piękne błękitne plamy. Miała niebieskie oczy. Teraz jestem pewien. Zrobiło mi się cieplej. Może to jakaś zmiana temperatury? Może puściłem bąka i gazy cieplarniane zrobiły swoje? Może to właśnie moja magiczna moc, dzięki której uratuje świat. Nie, to nie to. Już wiem co mi jest. Niedobór czerwonej herbaty w organizmie. Naprawdę się uzależniłem. Miałem na nią straszną ochotę. Tak jak na rozwiązanie tej zagadki z numerem, ale szanowny sklep jest zamknięty jeszcze przez dziesięć minut. Do jasnej ciasnej. Czemu nie może ktoś przyjść wcześniej, potrzebuje tylko dwóch rzeczy. Dwie minutki i mnie nie ma. Nawet zapłacę! Usiadłem na mokrych schodach. Walić to, że będę chory. Spojrzałem sobie pod nogi.
- Ale mam ładne buciki. - Stwierdziłem mówiąc sam do siebie.
- Też tak sądzę, ale mógłby się pan przesunąć, żebym mógł otworzyć drzwi? - usłyszałem dziwny męski głos. Przez chwilę myślałem, że zaraz zaciągnie mnie w krzaki i zabije.
- Już wstaję, chciałem kupić coś, ale było zamknięte. - Powiedziałem zmieszany.
- Ma pan widocznie dużo czasu, że chce się panu czekać na otwarcie sklepu. Zapraszam do środka - dodał po chwili.
Weszliśmy do sklepu, od razu w oczy rzuciła mi się szafeczka z piórami.
- Chciałbym jakieś dobre pióro wieczne i jakiś w miarę poręczny notes. - powiedziałem nadal patrząc na szafkę. Sprzedawca podszedł do właśnie tej szafki i wybrał z góry najdroższe pióro. Po chwili znajdował się już za ladą i przeglądał szuflady. Nie minęły dwie minuty, a on już zapakował mój zestaw do reklamówki i powiedział cenę.
- Trzysta złoty.
- O, kurwa. Aż tyle? - zapytałem zdziwiony.
- Chciał pan wieczne pióro i notes, więc dostał pan pióro i notes. Bierze pan czy się pan zastanawia? - odpowiedział sprzedawca, lekko zirytowany.
Rzuciłem mu na rękę trzysta złotych, zabrałem reklamówkę i wyszedłem z tego głupiego sklepu. Od razu wyrzuciłem reklamówkę na ulicę, a pióro z notesem schowałem do kurtki. Poszedłem w stronę katedry, tam mi się prościej myśli. Pomyślałem chwilę. Nie będę myślał na mrozie, to bez sensu. Zobaczyłem otwarte drzwi od jakiejś kamienicy. Wszedłem tam bez wahania i od razu wspiąłem się po schodach na pierwsze piętro. Odwróciłem się i spojrzałem w dół.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Cóż za ciekawe miejsce. Podszedłem do okna. Za oknem też ładnie. Usiadłem na schodach i wyjąłem moje szkolne przybory. Na pierwszej stronie mojego notesu napisałem liczbami ten właśnie numer, który dostałem od nieznajomej. Zacząłem czytać ten sam numer wiele razy. Nawet zdarzyło mi się zrobić to na głos. Co to może znaczyć? Wyjąłem telefon i w ciemnej szybie ujrzałem najbrzydszą osobę na świecie, poharatany, poparzony. Ale zawsze z klasą. Nie obchodzi mnie co ludzie teraz o mnie myślą. Zsumowałem tą liczbę. Jedenaście? O to chodzi? Nie kojarzę niczego związanego z liczbą jedenaście. Błędny trop? Przypomniało mi się, jak kiedyś szukałem mieszkania po numerze. Wtedy to pasowało, ale przecież piorun nie uderza dwa razy w to samo miejsce. Nie wiem co robić z tą liczbą. Może to jest jej numer telefonu, ale zapomniała wpisać ostatnią cyfrę? Warto spróbować. Wpisałem w telefonie właśnie ten numer i... No właśnie, co? Spróbowałem z jedynką. Numer nie istnieje. Spróbowałem z dwójką. Numer nie istnieje. Z każdym numerem moja nadzieja powoli umierała. Nagle przy szóstce usłyszałem sygnał. Długo czekałem i nagle udało mi się połączyć.
- Halo? - zapytał kobiecy głos.
- Cześć, jestem Sandro, pewnie mnie kojarzysz, prawdopodobnie to ty mi pomogłaś dostać się do domu. - powiedziałem jednym tchem.
- Pamiętam Cię, zostawiłam karteczkę, myślałam, że nigdy nie zadzwonisz, bo zapomniałam napisać ostatniego numeru. Wybacz, ale nie mogę teraz rozmawiać, zajęta jestem. Może zadzwonisz później albo wiem. Spotkajmy się gdzieś w centrum. Jutro napiszę co i jak, a ty się pilnuj tam.
Usłyszałem pustkę w słuchawce. To była ona. Zrobiłem z numeru telefonu zagadkę na poziomie enigmy. Utrudniam swoje życie. Jej głos... Był taki dziwny. Jakbym znał go całe życie, a znam go jakieś trzy dni? Dziwne uczucie. Skierowałem się do wyjścia z kamienicy. Te schody naprawdę były cudowne. Wyszedłem znów na dwór. Było mi znowu zimno. Nagle moja ręka zaczęła dziwnie drgać. W głowie miałem tylko czerwoną herbatę. Idąc w stronę centrum w telefonie znalazłem ciekawie miejsce. Herbaciarnia. Może tam mi sprzedadzą albo nawet zrobią moją herbatę. Zacząłem truchtem biec w tą samą stronę, tym razem posługując się mapą w telefonie. Nie było to bardzo daleko. Minęły dwie minuty i stałem pod drzwiami do herbaciarni. Zobaczyłem ludzi siedzących w środku. Idealnie. Wszedłem do środka i usiadłem przy stoliku, zaraz obok okna z widokiem na centrum. Po parunastu minutach na stole leżała moja herbata i ciastko. Wziąłem filiżankę do ręki i spojrzałem w stronę katedry. Łykając mój ulubiony trunek zadałem sobie pytanie – po co to wszystko?