Rozdział 4

351 20 1
                                    

     Otworzyłem drzwi, wziąłem siekierę i ruszyłem razem z Susie do Departamentu Muzycznego. Był on kilka korytarzy dalej i jeden poziom w dół.

-Ile już tutaj pracujesz?-spytałem Susie

-Około 5 lat.  Czyli odkąd powstała postać Alice. Joey szukał kogoś kto podłożyłby pod nią głos i dostałam tą pracę.-odpowiedziała

-Lubisz pracę tutaj?

-Tak. Bardzo utożsamiam się z postacią Alice. Jestem taka jak ona.

-Czyli?-drążyłem temat

-Uśmiechnięta, energiczna, urocza i ma przepiękny głos.

-Cała ty-podsumowałem

-Tak. Co to jest?

Przed nami był korytarz zalany tuszem na końcu którego były otwarte drzwi.

-Zwykły tusz

-Będę brudna

-Nie będziesz. Szedłem przez taki tusz już kilka razy i nie ubrudziłem się.

-No dobrze zaufam Ci.

     Moja towarzyszka ostrożnie zanurzyła balerinę którą miała ubraną, w tuszu. Natychmiast ją wyjęła i zdziwiła się. Była czysta. Obróciła się do mnie uśmiechnęła się i wskoczyła do tuszu. Wszedłem tam za nią. Kiedy byliśmy w połowie korytarza przed nami w drzwiach przeszła postać która była gabarytów i wyglądu człowieka, ubrana była w takie same spodnie jak Boris  ale miała na twarzy maskę w kształcie twarzy Bendiego ,niosła pod pachą jego podobiznę. A ciało wyglądało na zrobione z tuszu. Zawołałem:

-Przepraszam. Może pan się na moment zatrzymać?

Postać nie odpowiedziała tylko dalej szła przed siebie. Doszliśmy do drzwi i wyszliśmy na kolejny korytarz. Kiedy popatrzyłem się w stronę gdzie zniknęła postać widziałem litą ścianę o którą była oparta podobizna niesiona przez postać. Osoba po prostu zniknęła. Susie się odezwała:

-Zaczynam się bać. Najpierw obudziłam się w trumnie a teraz zniknął człowiek.

-To nie mógł być człowiek.-powiedziałem pewny siebie

-Dlaczego?-spytała zdziwiona

-Po pierwsze miał dziwne ciało, po drugie miał maskę na twarzy

-To jeszcze nic nie znaczy-broniła się Susie

-A po trzecie człowiek nie znika sobie od tak.

-Faktycznie. Tutaj masz rację-odrzekła Susie zrezygnowanym tonem

-Dobrze chodźmy wreszcie do tego Departamentu-zaproponowałem

-Tak! Tak! Nie mogę się doczekać aż tam dojdziemy-krzyczała Susie podskakując z radości jak mała dziewczynka.

Przeszliśmy jeszcze przez kilka korytarzy. W końcu otworzyliśmy drzwi i wkroczyliśmy do Departamentu Muzycznego.

     Główne pomieszczenie w którym staliśmy było średniej wielkości. Na ścianie naprzeciwko nas był podniszczony napis umieszczony na tablicy przymocowanej do trzech taśm. Napis ten brzmiał:"Departament Muzyczny. Tworzenie muzyki"Na lewo i prawo od napisu były drzwi. Susie powoli podeszła do napisu i powiedziała:

-On nie był zniszczony kiedy byłam tutaj ostatnio-powiedziała Susie drżącym głosem

-Co to znaczy?-spytałem zdziwiony

-To co powiedziałam. On był cały. Tutaj coś się stało.

W ciszy która panowała w tym pokoju nagle dał się słyszeć dziwny odgłos. Był on podobny do dźwięku który towarzyszy kiedy mamy wodę w kaloszach i chlupie przy każdym kroku. Razem z Susie powoli odwróciliśmy się i dźwięk ustał. Pośrodku pomieszczenia były dwa stworzenia.

     Nie miały nóg tylko jakby wyrastały z podłogi na pojedyńczym słupie tuszu. Na jego górze był tułów z którego wyrastały dwie ręce na których podpierał się stwór. Na górze tułowia była głowa ale nie miała oczu tylko dwie płytkie dziury i ogromne usta. Jeden ze stworów poruszył się w naszą stronę. Słup tuszu przepłynął po podłodze a rąk użył aby się przesunąć. Powoli przesuwał się w naszą stronę. Patrzyłem zafascynowany dopóki Susie nie powiedziała:

-Henry, ja się boję. To coś nas nie skrzywdzi?

-Nie-odpowiedziałem żeby ją uspokoić.

     Kiedy stwór był dwa metry od nas zaczął biec. Niewiele myśląc machnąłem siekierą celując w tułów. Susie krzyknęła ze strachu. Potwór o dziwo rozpłynął się. Drugi również nas zaatakował i skończył w podobny sposób. Po zabiciu obydwu stworów podszedłem do towarzyszki. Kucnąłem obok niej, położyłem dłoń na ramieniu i powiedziałem:

-Już po wszystkim. Nic ci nie grozi.

-To było straszne.

-Chodź. Musimy iść dalej jeśli chcemy się stąd wydostać.

     Pomogłem Susie wstać. Otrzepała się i poszła do drzwi na lewo. Bez chwili wahania otwarła je na oścież i weszła do środka. Poszedłem za nią. Kiedy wszedłem zobaczyłem ogromną salę. Na jednym jej końcu było podwyższenie gdzie były krzesła na których leżały różne instrumenty. Między innymi banjo, gitara, bębny, talerze,flet. Pod przeciwną ścianą stało pianino. Na górze był balkon do którego prawdopodobnie prowadziły drzwi po prawej. Susie usiadła ostrożnie na krześle i zapatrzyła się w przestrzeń. 

-Wszystko w porządku?-spytałem zmartwiony

-Tak. Po prostu jestem w swoim drugim domu. Tutaj pracuję. Nigdy nie byłam dalej. Tam jest biuro i sanktuarium Sammiego Lawrenca. Szefa tego działu.

-Sanktuarium?-spytałem zdziwiony

-Tak. To jego wyjątkowe miejsce. Nikt tam nie wchodzi. Nikt mu tam nie przeszkadzał w tworzeniu muzyki i piosenek które śpiewam jako Alice.

-Poczekaj tutaj. Pójdę się rozejrzeć.

Podszedłem do ściany naprzeciwko wejścia. Były tam dwoje drzwi. Jedne były zwykłe drewniane a drugie stalowe drzwi bez klamki. Nad nimi był mikrofon. Wszedłem przez drewniane drzwi. Był za nimi korytarz zalany tuszem. Na jego końcu były drzwi z napisem:"Biuro  Lawrenca" Podszedłem do drzwi. Spróbowałem je pociągnąć. Lekko ustąpiły ale od razu się zamknęły pod wpływem napierającego na nie tuszu. Spróbowałem jeszcze raz ale z takim samym skutkiem. Spojrzałem na ścianę. Biegła po niej rura. Podążyłem za nią. Biegła cały czas po suficie. Doszedłem do jej końca który znikał za stalowymi drzwiami.

     Wróciłem do Susie. Spytałem się jej:

-Wiesz jak otworzyć te stalowe drzwi?

-Nie. Nikt poza Sammym nie wie. Krążyła jedna plotka ale nikt jej nie sprawdził.

-Jaka to plotka?-dociekałem

-Żeby otworzyć te drzwi wystarczy podobno zagrać ulubioną piosenkę Sammiego.

-Jaka to piosenka?

-Bardzo prosta. Składa się z kilku nut. Trzeba ją zagrać na pianinie i bębnie.

-Powiesz jak?

-Oczywiście

Bendy and The Ink MachineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz