Rozdział 11

178 11 1
                                    

     Bendy powoli usiadł roztrzęsiony za ziemi. Z jego ciała nadal spływały resztki tuszu. Susie wstrząśnięta tym widokiem ostrożnie do niego podeszła, usiadła obok niego i przytuliła go. Bendy chwilę walczył próbując się uwolnić z jej objęć ale ostatecznie poddał się i również objął Susie. Chwilę tak siedzieli aż wreszcie się odezwałem:

-Jak się czujesz?

-Nie najlepiej-powiedział diabełek cichym drżącym głosem.

-Jak długo byłeś w tej potwornej wersji?

-Nie pamiętam. Ostatnie co pamiętam to stół na którym Joey przypiął Borisa. Wyrzucił mnie z pokoju ale kiedy wyszedł na chwilę wszedłem tam. Ogarnął mnie szał. Kiedy wrócił do pokoju wystraszył się i spróbował uciec. Dogoniłem go wziąłem za nogi rzuciłem pod wylot maszyny i uruchomiłem ją. Słyszałem krzyk ale nie patrzyłem co się z nim dzieje, podszedłem do ściany i zniknąłem w niej. Pamiętam  wszystko dopiero od kilku minut.

-Już wszystko dobrze diabełku-powiedziała uspokajająco Susie.

-Bałem się. Cały czas się bałem, to jedyne co pamiętam to strach.

-Wiesz może jak stąd się wydostać?-spytałem

-Tak pokażę wam-Bendy wstał i pewnym krokiem ruszył w znanym tylko sobie kierunku. Podążyliśmy za nim ufając mu. Szliśmy przez kilka chwil. Doszliśmy w końcu do otworu w ścianie. Nasz mały przyjaciel dotknął go i natychmiast wypełnił się tuszem który zmienił się w tunel na końcu którego było światełko. Bez namysłu wszedł do środka. Nie mieliśmy innej opcji więc wkroczyliśmy za nim. Wyszliśmy w zupełnie innym miejscu.

     Wyglądało to na park rozrywki. Za nami na ścianie portal powoli się zamykał. Nad nami zabłysnął ogromny napis "Niebo Bendiego". Staliśmy na balkonie. Po lewej były schody na dół więc po nich zeszliśmy. Stanęliśmy przed metalowymi drzwiami. Ze ściany obok nich biegł kabel. Z braku innych pomysłów podążyliśmy za nim. Doprowadził nas do Nawiedzonego domu obok którego był panel z 4 wajchami i jedną dźwignią.  W tym panelu znikały jeszcze 3 inne kable.

-Co zrobimy?-spytał się Bendy

-Rozdzielimy się-odparłem-Susie, chcesz iść sama czy z kimś?

-Pójdę sama. Pójdę za drugim kablem od lewej.

-Dobrze. Bendy, pójdziesz ze mną?

-Tak, tak, tak!!!-krzyknął rozradowany stworek

Tak więc Susie poszła w swoją stronę a my w swoją. Nasz kabel znikał w drzwiach z napisem"Magazyn atrakcji". Kiedy weszliśmy do środka byliśmy w przedsionku większej sali. W przedsionku stały beczki wypełnione maskotkami Bendiego. Od razu do nich podbiegł i wziął jedną. Chwilę się jej przyglądał po czym odwrócił się w moją stronę i spytał się:

-Czy ja naprawdę mam taki uśmiech jak na maskotce?

Z trudem nie roześmiałem się na cały głos ponieważ Bendy wyglądał teraz jak większa wersja pluszaka którego trzymał w ręce. Odpowiedziałem:

-Nie. Masz o wiele ładniejszy uśmiech.

-To dobrze

Wyszliśmy z przedsionka. W sali stała ogromna wyłączona karuzela. Podszedłem do stołu na którym stało dziwne urządzenie z taśmą w środku i dwoma przyciskami. Wcisnąłem na próbę jeden z nich. Zaczęło lecieć nagranie:

-To był największy park jaki kiedykolwiek zbudowałem.-usłyszałem nieznany mi głos ale Bendy podpowiedział mi, że to Bertrum Piedmont-każdy jeden większy i wspanialszy od poprzedniego. Za każdym razem gdy spoglądałem na jego plany łza kręciła mi się w oku. Ale teraz... panie Drew. Wszystkie twoje opowiadania o snach, ty jesteś prawdziwym architektem za tyloma koszmarami. Ja zbudowałem ten park. To miałobyć dzieło. Moje dzieło!!! I teraz myślisz, że możesz mnie po prostu wyrzucić?!? Wrzucić i wdeptać w ziemię!?! Nie!!! To mój park!!! Moja chwała!!!-karuzela zaczęła się rozświetlać-Myślisz, że zniknąłem! Ale nadal tutaj jestem!

Karuzela zaczęła się aktywować a ramiona do tej pory bezwładnie leżące na ziemi zaczęły się podnosić i  w środku karuzeli otwarły się drzwi za którymi była ogromna brzydka głowa.

                                                       *           *           *           *          *

     Weszłam do pokoju bez opisu. W środku była tylko wajcha więc ją pociągnęłam i wróciłam do panelu. Świeciło się jedno światełko. Poszłam więc do kolejnego pokoju. Za drzwiami były schody prowadzące w dół. Zeszłam po nich i weszłam do tuszu zalewającego podłogę. Pośrodku sporego pokoju stała ciuchcia z twarzą diabełka na przedniej części. Uważnie ją obejrzałam ale nic szczególnego nie znalazłam. Od obserwacji oderwał mnie chlupot czyichś kroków. Ostrożnie się obejrzałam i zobaczyłam dziwny snop światła. Wskoczyłam do wnętrza atrakcji i cicho wyjrzałam nad krawędź. Pode mną stał dziwaczny stwór. Na głowie miał projektor. Z jego ciała wystawały taśmy i kable. Był wielkości mniej więcej człowieka. Chciałam go od siebie odciągnąć więc wzięłam do ręki bryłkę węgla i rzuciłam do tuszu. Rozległ się donośny chlupot ale stwór nie zareagował. Zamiast tego spojrzał się na mnie.

Bendy and The Ink MachineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz