Rozdział 9

211 12 0
                                    

     Stanąłem w dziwacznym pomieszczeniu. Było to kilka pomieszczeń ze szklanymi ścianami. Pod ścianą po mojej lewej stronie stała kolejna budka. Zrobiłem krok do środka. Spod podłogi wyskoczył Poszukiwacz. Wystraszyłem się. Popatrzyłem na przepychacz w dłoni i z braku lepszej propozycji uderzyłem go. Dostał w głowę. Ponownie zadałem mu cios i tym razem rozpłynął się. Za szklaną taflą zobaczyłem kolejne rurki obok których była szafka. Podszedłem do drzwi które prowadziły do tego pomieszczenia i nacisnąłem klamkę. Nie zdziwiłem się zbytnio kiedy nie ustąpiły. Zacząłem rozglądać się za kluczem ale go nie znalazłem. Spróbowałem zniszczyć drzwi moją bronią ale nic im się nie stało. Zrezygnowany usiadłem i oparłem się o szklaną ścianę. Wtedy mnie olśniło.

     Skoro ściana jest szklana kiedy rzucę bronią szkło powinno z łatwością ustąpić. Oddaliłem się nieco od szkła i rzuciłem w nie. Zgodnie z moimi przewidywaniami szyba ustąpiła i posypał się deszcz szklanych odłamków. Wystraszyłem się ponieważ ze ścian zaczął spływać dziwny prześwitujący tusz. Spróbowałem go dotknąć ale po prostu uciekł spod moich palców. Spróbowałem jeszcze kilka razy dopóki nie usłyszałem krzyku:

-Henry!!! Gdzie jesteś!?!-ten głos był przesycony wściekłością i rozpaczą. Wiedziałem, że to Bendy ale nie pasowała mi smutna nuta w jego głosie.

Nie odpowiadając, najciszej jak potrafiłem poszedłem schować się w budce. Okazało się, że słusznie postąpiłem. Po kilku minutach pojawił się. Krążył w kółko. Znowu był wyższy ode mnie. Tym razem jednak zrobił coś czego się nie spodziewałem. Upadł na kolana, przysiadł na piętach przycisnął ręce do twarzy i spomiędzy jego palców zaczęła cieknąć jakaś ciecz. Nie był to tusz. Usłyszałem cichy szloch:

-Henry. Dlaczego nas zostawiłeś?

Chciałem wyjść ale przypomniałem sobie jak próbował mnie zabić na najwyższym piętrze. Bendy jeszcze chwilę płakał i potem wstał i rozpłynął się w ścianie. Ostrożnie wychyliłem się z budki. Stąpając najciszej jak się da podszedłem do zbiorników. Były puste. Zaniepokoiłem się. Spróbowałem otworzyć szafkę siłą ale nie ustąpiła. Rozejrzałem się po pokoju. Był tam stół a na stole leżała nieludzkich rozmiarów strzykawka. Wziąłem ją do ręki. Była zadziwiająco lekka.

     Usłyszałem za moimi plecami plusk. Natychmiast się odwróciłem i zobaczyłem następnego poszukiwacza. Musiałem zdobyć tusz. Wbiłem w niego igłę i pociągnąłem za tłok. Stwór zaczął wydawać okropne okrzyki męki. Powoli znikało jego ciało. Głowa i ręce całkowicie zniknęły i został już tylko tors. W końcu i on zniknął. Strzykawka była pełna. Jej igła zaczęła dziwacznie falować. Wróciłem do pojemników. Spróbowałem włożyć do środka igłę. Byłem niemal pewien, że utknie na szkle ale ta o dziwo gładko przeszła. Powoli wciskałem tłok. Kiedy tusz doszedł do poziomu kropki, wyjąłem igłę i powtórzyłem to samo przy pozostałych zbiornikach. Tak jak poprzednio szafeczka się otwarła więc wziąłem rdzeń. 

     Rozejrzałem się jeszcze po pozostałych pokojach ale nie znalazłem nic godnego uwagi. Wróciłem do "gniazda" Alice. Przed wejściem musiałem oddać rdzenie ale zachowałem broń. Bez wahania wszedłem do pokoju z szybą. ukryłem przepychacz za moimi plecami aby nikt się nie zorientował co planuję. Susie dalej siedziała w tym samym miejscu ale Alice stała z boku. Zaczęła mówić:

-Wróciłeś. Dobrze się spisałeś. Ale muszę ciebie zasmucić, to było dopiero pierwsze zadanie aby uwolnić Susie.

-Mylisz się i to bardzo

-Jak to? Mam nad tobą władzę. Jesteś ode mnie uzależniony!!!

-I tutaj się mylisz aniołku.

Rzuciłem przepychaczem w szybę w nadziei, że będzie tak samo cienka jak w tamtym pokoju. Doleciał do celu i uderzył w nią. Szkło rozbiło się na tysiące lśniących w świetle kryształków. Alice widząc niebezpieczeństwo uciekła. Susie nie miała jak się zasłonić więc kilka fragmentów ją trafiło. Jeden drasnął jej policzek. Od razu do niej podbiegłem i odwiązałem. Ta nie przejmując się raną rzuciła mi się na szyję i rozpłakała:

-Gdzie byłeś tyle czasu. Umierałam ze strachu o Ciebie.

-Dlaczego się o mnie martwiłaś?

-Bo Ciebie kocham durniu.

W momencie osłupiałem. Susie, ta sama niewinna Susie powiedziała właśnie, że mnie kocha?

-Co powiedziałaś?

-Że Ciebie kocham.

Na potwierdzenie tych słów pocałowała mnie. Była słodko uśmiechnięta. Szybko jednak oprzytomniałem. Alice cały czas gdzieś jest, na moment zniknęła ale to nie znaczy, że się zaraz nie pojawi.

-Chodź. Musimy uciekać.

     Ruszyliśmy biegiem w stronę windy. Boris jakby wiedział co się stało bo już czekał w środku. Natychmiast zatrzasnęliśmy kraty. Wdusiłem z całej siły przycisk najwyższego piętra. Winda powolutku ruszyła jakby chciała nam zrobić na złość. W pewnym momencie stanęła w miejscu. Coś trzasnęło i zaczęliśmy spadać. Boris zasłonił twarz rękoma aby nie patrzeć na to co się dzieje. Susie krzyczała i tylko ja usłyszałem co mówi Alice:

-Nieładnie Henry. Złamałeś zasady, teraz muszę Cię ukarać za to co zrobiłeś.

-Nawet nie waż się tknąć Susie.

-Nie mam jej na myśli. Boris. O niego mi chodzi, on jest doskonały. Pomoże mi w odzyskaniu dawnej urody.

Nie zdążyłem odpowiedzieć bo winda spadła na sam dół szybu, rozbiła się a mi przed oczami zatańczyły plamki a potem zapadła ciemność.

                                                                     *   *   *   *   *   *   *    *   *   *   *

Hej. Wpadam tutaj z pytaniem co powiedzielibyście na kilka książek o Fortnite? Postacie, lokacje i wydarzenia będą wyjęte z gry ale fabuła będzie zupełnie nowa wymyślona od podstaw. Chcielibyście coś takiego? Piszcie w komentarzach

Bendy and The Ink MachineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz