Rozdział 3

432 25 3
                                    

Upadłem dosyć twardo. Wszystko mnie bardzo bolało. Leżałem przez kilka minut po czym, z ogromnym trudem usiadłem. Kręciło mi się w głowie. Po kilku kolejnych minutach wstałem i od razu oparłem się o ścianę przez zawroty głowy i zjechałem po niej do pozycji siedzącej. Kiedy doszedłem już do siebie rozejrzałem się po pomieszczeniu.

Było utrzymane w takiej samej kolorystyce jak reszta studia. Było przejście zabite deskami a na dwóch ścianach były napisy. Na pierwszej z nich był napis:"I kto teraz się śmieje?" Na drugiej był inny napis. Brzmiał on:"Sny się spełniają"

-Bardzo śmieszne.-powiedziałem zdegustowany.

Spróbowałem wstać i prawie mi się to udało. Prawie bo nie zauważyłem szafki w której była siekiera.

-Pisze, żeby użyć jej w nagłym wypadku. Mój chyba do tego pasuje.

Zbiłem szybkę za którą była siekiera którą wziąłem. Otworzyłem sobie nią zabite deskami wyjście po prostu je przecinając. Dalsza część korytarza również była pełna desek oraz była podtopiona przez tusz który był o wiele gęstszy od wody przez co trudniej się przez niego szło. Wszystkie zniszczyłem. Kiedy w końcu przedarłem się przez tusz i deski stanąłem przed drzwiami. Pociągnąłem za klamkę i te o dziwo ustąpiły. Wszedłem do pokoju na środku którego był wymalowany tuszem pentagram a pod ścianą stały dwie zamknięte trumny. Na widok tego pokoju przeszedł mnie dreszcz. Na jego drugim końcu były kolejne drzwi. Ruszyłem szybkim krokiem aby jak najszybciej przejść przez ten upiorny pokój. Kiedy doszedłem do pentagramu i postawiłem na nim stopę upadłem i straciłem przytomność.

Ocknąłem się na w pokoju mniej więcej po jego środku ponieważ tylko jego środek był oświetlony a reszta była pogrążona w ciemności. Siedziałem na krześle do którego byłem przywiązany sznurem. Nie mogłem się ruszyć. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Kiedy spojrzałem w prawo ujrzałem Borisa który stał i jedną ręką trzymał się za brzuch. Spytałem się go:

-Boris. Wszystko w porządku?

Nic nie odpowiedział. Stał jeszcze przez chwilę. Potem po prostu Przewrócił się do tyłu. Kiedy upadł zobaczyłem, że ręką trzymał się za dziurę w brzuchu. Wyglądał dokładnie jak Boris na górze. Nagle oślepiło mnie światło które zabłysło dokładnie przede mną. Widziałem na jego tle sylwetkę Bendiego przed którym uciekałem. Powiedział do mnie spokojnym głosem:

-Witaj Henry. Poznajesz mnie?

-Oczywiście. Jak mógłbym o tobie zapomnieć? Wymyśliłem i stworzyłem cię.

-Nie. Nie stworzyłeś mnie.

-Właśnie, że ciebie stworzyłem. To ja ciebie wymyśliłem. To ja wziąłem ołówek i narysowałem cię. To ja stworzyłem kreskówkę w której występowałeś. Jestem twoim stwórcą.

-Łżesz Henry!!! Cały czas kłamiesz!!! Nie jesteś moim stwórcą! Nikt nie jest! Stwórca nie porzuca swoich dzieł na pastwę losu! Ty mnie zostawiłeś.

-Nie zostawiłem cię.

-Zostawiłeś mnie. Zobacz co Joey zrobił ze mną przez to, że mnie opuściłeś.

Rozbłysło wiele reflektorów które oświetliły Bendiego. Był o wiele wyższy niż wtedy kiedy go rysowałem. Stracił swój uroczy mały ogonek. Twarz miał zalaną tuszem przez który nie było widać oczu. Kokardka którą miał pod szyją była teraz przekrzywiona i poplamiona cieczą której używałem do rysunków. Kiedy spojrzałem na jego ręce bardzo się zdziwiłem. Bendy miał tylko jedną rękę. Druga była zakończona czarnym kikutem. Stopy miał zakończone czymś podobnym do szponów. Niczym nie przypominał tego diabełka którego stworzyłem.

-Zdziwiony, prawda? To wszystko zrobił mi Joey. To przez niego i przez maszynę do tuszu.

-Jak to? Co on ci zrobił?

-I tak byś nie zrozumiał. Powiedzmy po prostu, że ta maszyna ma pewne ciekawe właściwości.

-Nie wiedziałem.

-Wielu rzeczy nie rozumiesz. Jeszcze jedna rzecz Henry

-Jaką?

-Jeśli mnie spotkasz w prawdziwym świecie uciekaj. Nie okażę ci litości jeśli cię dopadnę.

-Prawdziwym świecie? Jak to?

-To wszystko to iluzja! Zemdlałeś i masz urojenia!

-Niemożliwe.

Bendy zaczął się do mnie zbliżać.

-Nie możesz wierzyć niczemu co widzisz.

Bendy podszedł do mnie i powiedział:

-Możesz jeszcze wszystko naprawić. Dokonaj odpowiedniego wyboru. I nie daj się mi złapać.

Po tych słowach dotknął mojego czoła zdrową ręką.

Ocknąłem się. Popatrzyłem na podłogę i zauważyłem, że siedzę na środku pentagramu. Popatrzyłem przed siebie. Jedna z trumien była teraz otwarta.

-Wreszcie się ocknąłeś Henry-usłyszałem za sobą przyjazny głos.

Odwróciłem się. Na krześle za mną siedziała piękna kobieta o brązowych oczach ubrana w czarną, prostą sukienkę. Miała głos podobny do Alice Angel w kreskówkach które tworzyłem.

-Kim jesteś?-spytałem.

-Jestem Susie Campbell. Pracowałam tutaj. Użyczałam Alice mojego głosu-Mówiła pięknym słodkim głosem.

-Skąd się tutaj wzięłaś?

-Ocknęłam się w jednej z tych trumien. Była otwarta więc wyszłam.

-Długo tutaj siedzisz?

-Kilka minut. Jak się czujesz?

-Dobrze.

-Cieszę się. Wiesz gdzie jest wyjście?

-Tak. Na górze dokąd nie ma schodów.

-Czyli zostaje nam tylko...

-Tak iść przed siebie do Departamentu Muzycznego.

Bendy and The Ink MachineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz