"Najpierw płoniemy osobno. Delikatnie. Czasem nasz ogień prawie gaśnie, szczególnie, gdy wiatr wieje w przeciwną stronę. Potem razem zapalamy największą świecę. To wspólna miłość. Tylko od nas zależy, czy jej płomień będzie silny i trwały. Czy będzi...
"Nie szukam drugiej połówki, gdyż sam tworzę wspaniałą jedność."
~
Czuł się co najmniej tak, jakby przed chwilą ktoś wyjątkowo życzliwy podszedł do niego i z całej siły zdzielił go kijem do baseballa w głowę, a potem bezczelnie spytał, czy aby nie ma nic przeciwko. Martwy i z suchym na wiór gardłem leżał w ubraniach z wczoraj w łóżku, oddychając ciężko i czując napływ mdłości; kot drapiący w drzwi po drugiej stronie tylko dodatkowo działał mu nerwy i powodował wzrost chęci morderstwa.
Skrzywił się z niesmakiem, i trzymając się za obolałą głowę usiadł na pościeli, patrząc zmrużonymi oczami na swoje stopy. Był do tego stopnia zalany, że nawet nie zdjął butów, co doszło do niego z pewnym opóźnieniem. Śmierdział potem, alkoholem i perfumami, a gdyby tego było mało jego koszulka była w kilku miejscach rozerwana.
Wyglądał jak śmierć i czuł się jakby umierał.
Z ciężkim oddechem położył się znów i zamknął oczy, szukając po omacku swojego telefonu. Chciało mu się rzygać na to wszystko, szczególnie, że od pewnego czasu każdy jego dzień przed i po wyglądał dokładnie tak samo. Żył od imprezy do imprezy, pracował i wracał w stanie agonalnym do domu, zmagając się z własnymi demonami. Jednym z nich był ten, który prawdopodobnie teraz leżał bezpiecznie w innych objęciach i nawet przez chwilę o nim nie pomyślał. Ktoś za kogo jeszcze niedawno wskoczyłby w ogień, a teraz chętnie dolałby do niego benzyny i patrzył jak płonie. Na myśl o niej i tym nowym zbierało mu się na wymioty, no ale cóż, skoro tego właśnie chciała, to bardzo proszę.
Mieli wziąć ślub, urządzić huczne wesele, a w przyszłości wychować uroczego dzieciaka i razem się zestarzeć. Być razem do końca życia.
Taki w założeniu mieli plan, a że nie wyszło, to mówi się trudno.
Zmarszczył brwi i syknął głośno, gdy tępy ból przeszył jego głowę. Naprawdę chciał wstać, żeby zdążyć do tego cholernego kibla, a kot przestał jęczeć pod drzwiami. Najwidoczniej los jednak spłatał mu wyjątkowo nieprzyjemnego figla, bo ledwo ruszył się z miejsca i już zwymiotował na podłogę przy łóżku. Kwas, alkohol i wszelkie żarcie w wielkiej, śmierdzącej plamie na jasnych panelach wpędziły go w kolejny atak bólu głowy. Dysząc ciężko wpatrzył się w kałużę, po czym wstał na drżące nogi, próbując poskładać myśli.
Idąc od ściany do ściany czuł się jakby oberwał glanem, a za plecami dodatkowo miał diabła, który szeptał mu do ucha same najbardziej obrzydliwe rzeczy. Nie miał najmniejszej ochoty tego słuchać. Dręczony mdłościami nie wrócił nawet do sypialni, żeby posprzątać to, co zwrócił.
Wpadł do zalanej porannym słońcem kuchni jakby się paliło. Być może właśnie z tego powodu chwilę później przez własną nieuwagę wylądował na podłodze, nieprzytomnie rozglądając się po pomieszczeniu. Brakowało mu sił nawet na to, żeby się skarcić za własną bezmyślność, więc siedział tak w miejscu dopóki telefon na blacie nie zaczął przeraźliwie brzęczeć, a kot nie przebiegł obok niego z postawionym jak szczota ogonem.
- Kogo kierwa niesie... - wymamrotał zirytowany Rosjanin, chwytając się krzesła i z nim jako podpórką podnosząc się do pionu. Chwycił komórkę nim Chris się rozłączył i włączył tryb głośnomówiący.
Niech straci.
- Victor, coś ty znów narobił? - zapytał z niedowierzaniem Szwajcar.
Przyjaźnili się od gówniarzy, Christophe był jedną z tych osób, które nie cackały się z Nikiforovem. Poza byciem genialnym grafikiem był więc również świetnym motywatorem, mimo, że jego metody "wychowawcze" nie należały do delikatnych. Wiele razy wyciągał Victora z opresji, kiedy przychodził do pracy, ale teraz już sam nie wiedział, czy chce się w to gówno pakować.
- Nic, absolutnie. Jestem tylko martwy, przejdzie mi - stwierdził Nikiforov, starając się grać zabawnego.
- To nie bądź martwy, a najlepiej wskocz pod prysznic, zjedz trochę zupy, którą ci zrobiłem i przyjeżdżaj do mnie, mam dla ciebie coś ciekawego - powiedział pełnym optymizmu tonem Christophe.
- Zapomnij, nie tym razem - powiedział Rosjanin, tłumiąc głośne beknięcie.
- A chcesz zachować robotę w redakcji czy stracić lada moment mieszkanie i wylądować na bruku? Ja ci już nie pomogę, bo trochę chyba za dużo sobie ostatnio wyobrażasz, Forov. Albo wstajesz teraz na nogi i robisz, co mówię albo będziesz płakać. Wybór należy do ciebie.
Nienawidził tego jego gadania na temat niezdrowego stylu życia, znów zbierało mu się od tego na wymioty. Był w końcu dorosły, nikt nie będzie mu mówić, co ma zrobić ze sobą.
A z drugiej strony... jeśli zawali teraz to faktycznie straci jedyne źródło utrzymania i dach nad głową.
- Umowa stoi.
Chciał mieć tylko święty spokój. Nic więcej.
******
a/n: Yo Wenomiśki!
Mamy 1.11, za miesiąc święta i tak dalej i dalej. A tu nowa historia, Victuuri w zupełnie szalonej wersji. Tak się kończy faza.
Co będzie to będzie.
#Wielo
SZTOS BĘDZIE, JA WAM MÓWIĘ. O FOROVIE BIEDNY. 🔥🔥🔥
@Chisanka Bubusiu następny rozdział jest twój, powodzonka 🖤🖤🖤
#Missy
See you soon~
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.