Jestem wyrazem twoich pragnień.
Victor przez kilkanaście długich minut siedział jak sparaliżowany, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, wydania z siebie najcichszego brzmienia. Był niczym rzeźba zamknięta w spirali czasu przez czarownika, który na wieczność chciał zatrzymać jej piękno i perfekcję. Może o to właśnie chodziło Yuuriemu, może tego pragnął? Utrwalenia swego obrazu w umyśle Nikiforova po kres ich wspólnego życia. Tak, by nigdy nie zapomniał głębi brązowych oczu, czarującego uśmiechu, widoku rozwichrzonych, hebanowych włosów i bladości gładkiej skóry. By myślał tylko o nim, patrzył tylko na niego.
Hipnotyzował, uwodził, brał w posiadanie swego niezwykłego jestestwa.
Drobna, okuta w czarne smugi dłoń powędrowała w stronę ładnie zarysowanej linii szczęki, muskając ją opuszkami palców, a następnie sunęła dalej, w kierunku lekko zarumienionego policzka srebrnowłosego. Pogłaskała go czule, napawając się gładkością i jedwabistością skóry. Druga zaś wsunęła się w siwe, poplątane kosmyki, starając się płynnymi ruchami przywrócić fryzurę do pierwotnego stanu. Usta znajdowały się tuż przy ustach, blada szarość praktycznie stykała się z kuszącą, malinową czerwienią warg Rosjanina...
Victor, kiedy poczuł nieznany dotąd chłód na twarzy drgnął i od razu otrząsnął się z szoku. Błękitne oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, a on odruchowo strząsnął z siebie obmacujące go ręce. To było dla niego za wiele, za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Zaczął oddychać głęboko, próbując się uspokoić i nie wybuchnąć niczym wulkan.
- C-czym jesteś? - wychrypiał w końcu, lustrując zmęczonym wzrokiem nienaturalnie człowieczą postać przed sobą.
- Dobrze słyszałeś, czym - odpowiedział spokojnie Yuuri, chichocząc wdzięcznie. - Ja wiem i widzę wszystko, Victor. Mam wgląd do twoich myśli, łącznie z tymi, których głównymi bohaterami byli młodzi i atrakcyjni mężczyźni. I o to jestem, przystojny i czarujący Japończyk, do twych usług, kochanie.
- Na razie to brzmisz i zachowujesz się jak panienka lekkich obyczajów - zauważył kąśliwie Nikiforov.
- Będę dla ciebie kim tylko zechcesz, słońce - szepnął zmysłowo Yuuri, ponownie nachylając się nad twarzą swego żywiciela.
- Na razie chciałbym, żebyś wrócił... no... do środka. I nie patrz tak na mnie napaleńcu, wiesz o co mi chodzi... dziękuję za twoje jakże szczere chęci do pomocy, ale na razie muszę sobie to wszystko w głowie poukładać - Victor westchnął głęboko, mocniej wciskając się w kanapę.
Przymknął oczy, czując, jak z jego ciała ulatują resztki sił. Mimo, że Yuuri rzeczywiście nieco mu pomógł, zapewniając jego umysłowi swą nagłą zmianą formy niezły reset, potrzebował po prostu chwili, a najlepiej kilku godzin odpoczynku od rewelacji dzisiejszego dnia. Miał jedynie nadzieję, że symbiot to uszanuje i da mu trochę wolnej przestrzeni, a najlepiej pozwoli zostać w łóżku na najbliższe dwie doby. Choć patrząc na niego teraz, pewnie z chęcią zaciągnąłby go tam i bez jego słownej prośby.
Homoboże, Nikiforov ty siwa cholero, o czym ty w ogóle myślisz...
Victor potrząsnął gwałtownie głową, a gdy na powrót otworzył błękit na świat, Yuuriego już przed nim nie było. Zamiast tego po jego sercu rozeszło się charakterystyczne i przyjemne ciepło, kiedy Venom osiadł się w swojej ulubionej kryjówce. Spokojniejszy na duchu ułożył się wygodniej na okupywanym meblu, haustami łapiąc powietrze do ust.
- Zboczony pasożyt... - mruknął, chwytając za puchaty koc przewieszony przez oparcie kanapy.
Od razu zboczony. Dobrze wiem, że spodobałem ci się w takim wydaniu, a ty podobasz się mnie. Kiedyś będziemy musieli skonsumować nasz związek, Victorku.

YOU ARE READING
Venom [Victuuri AU]
Fiksi Penggemar"Najpierw płoniemy osobno. Delikatnie. Czasem nasz ogień prawie gaśnie, szczególnie, gdy wiatr wieje w przeciwną stronę. Potem razem zapalamy największą świecę. To wspólna miłość. Tylko od nas zależy, czy jej płomień będzie silny i trwały. Czy będzi...