Chapter Six: "Show me your darkness"

183 31 184
                                    

Victor umówił się z Altinem na wizytę w szpitalu na następny dzień. Czas nie był ich sprzymierzeńcem w tej dziwacznej grze, obaj chcieli spotkać się jak najszybciej. Nikiforovem kierował głównie instynkt zawodowego reportera i wizja pozyskania większej ilości informacji na temat obecnego stanu rzeczy. Otabkiem zaś jeszcze dodatkowo troska, którą dało się wyczuć, kiedy opowiadał o młodym blondynie. Być może łącząc siły i sprzymierzając się przeciw Leroy'owi we trójkę uda im się zakończyć tę sprawę pomyślnie, a przede wszystkim - nie stracić przy tym swoich cennych żyć. Jak to się mówi? "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem" czy jakoś tak.

Z tymi myślami i z nieco większym spokojem na duchu srebrnowłosemu udało bez większych nerwów, emocji i pasożytniczych jęków przeżyć ostatnie kilkanaście godzin. W drodze powrotnej od Chrisa w osiedlowym spożywczaku zrobił nawet solidne zapasy jedzenia, aby zająć czymś swojego tasiemca, kiedy on wieczorem wylegiwał się na kanapie i oglądał jakieś denne filmy w telewizorze. Co prawda kilka razy Yuuri pokusił się o komentarz, że jak tak dalej pójdzie to jego tyłek przestanie być jędrny i nikt go więcej nie zechce. Victor zbył go mówiąc, że według niego wszystkie części ciała wyglądają w porządku, choć z drugiej strony...

...wyobrażanie sobie reszty życia spędzonego z tym wiecznie głodnym i niewyżytym pasożytem przyprawiało go o nieprzyjemne dreszcze.


Lepszy ja niż jakieś lafiryndy albo samotne gnicie w tej norze, kochany.

Victor otworzył z nagła oczy i zaraz znowu je przymknął, nie wiedząc, co jest bardziej irytujące - promienie listopadowego słońca, które jakimś cudem przebiło się przez do połowy zasuniętą roletę w oknie i świeciło mu właśnie prosto w twarz, czy łupanie w głowie, przypominające nieco uporczywe dźwięki budzika. Najchętniej by go wyrzucił albo walnął nim w te cholerne żaluzje, ale na swoje nieszczęście nie miał takiej możliwości. Mamrocząc coś pod nosem wstał z łóżka i prawie znowu wywaliłby się o burdel na podłodze, gdyby w porę nie załapał równowagi. Machnął tylko ręką, domyślając się, czyja to zasługa i udał się do łazienki. Spojrzał w lustro i musiał przyznać, że nie wygląda już jak siedem nieszczęść - no może teraz tylko pięć. Jest progres.

Hohoho, klata jak u pirata.

- Nie jestem żadnym piratem... daj mi żyć Yuuri, wiesz, która jest godzina? - westchnął Rosjanin, przemywając twarz zimną wodą.

Z tego, co zauważyłem ludzie wstają jak słońce pojawi się na niebie, prawda?

- Taa... jest siódma rano pasożycie, to nie jest normalna godzina - wymruczał w odpowiedzi Victor, wycierając się ręcznikiem.

No i co z tego? Szkoda tracić dzień, do roboty Forov!

Srebrnowłasy miał już jakoś się odgryźć, ale ostatecznie zrezygnował. O tej porze jego mózg nie działał jeszcze w pełni, poza tym każda dyskusja z Yuurim kończyła się dokładnie tak samo - on zawsze swoje wiedział i nie dało się go w żaden sposób przegadać.

Miast tego wyszedł z pomieszczenia i skierował swe kroki do zagraconej kuchni. Kot już czekał na swoją przydziałową porcję śniadania, dlatego od razu chwycił karton kocich chrupek walający się po blacie i nasypał mu trochę smakołyków do miski. Następnie zwrócił się w stronę lodówki, a tu czekała na niego niemała zagwozdka.

Jedzenie!

- Tia... co chcesz zjeść? Mam tylko płatki, słodycze z wczoraj i chyba jakieś nudle jeszcze się uchowały. Jak u jakiegoś kierwa biednego studenta...

Nudle? Co to są nudle? Chcę spróbować!

- To taki makaron instant coś jak ramen, choć koło tego to pewnie nawet nie stało... nawet nie chcę wiedzieć, co w tym tak naprawdę jest - odpowiedział, wyciągając z szafki paczkę sera w ziołach.

Venom [Victuuri AU]Where stories live. Discover now