Chapter Five: "I will call you Yuuri"

193 31 271
                                    

Ulice były jednym wielkim korkiem, co stanowiło powszechny widok w godzinach szczytu w dzielnicy zamieszkiwanej przez Victora. Nie widział najmniejszych szans na dojazd do mieszkania Chrisa taksówką, a o swojej hondzie próbował nawet nie myśleć, pewnie nadal tkwiącej w pobliżu laboratorium.

Pozostawiony pojazd zaczął go nagle martwić, gdyż szefostwo firmy mogło bez problemu dojść do jego tożsamości po zwykłej rejestracji. Przez potwora, który zalęgł się w jego ciele mógł już być ścigany przez potężną firmę, która pod przykrywką pracowała nad mrocznymi sprawami, wychodzącymi ponad zwykłe, ludzkie rozumowanie. Na samą myśl robiło mu się niedobrze. Powinien, jak najszybciej zadzwonić do Altina - dowiedzieć się, jak bardzo ma przesrane.

Jestem głodny. Zjedzmy coś. Może tamtą staruszkę, i tak już jest jedną nogą w grobie.

Victor momentalnie zwraca wzrok na starszą, poczciwą kobietę mieszkającą w sąsiednim bloku. Jak zawsze wita go już z daleka ciepłym uśmiechem - na myśl, że miałby przyczynić się do jej śmierci warczy pod nosem.

- Już ci mówiłem, nikogo nie będziemy jeść...

Tylko troszeczkę, uszczkniemy tylko mały...

- Dość!

Krzykiem zwraca na siebie uwagę przechodniów, dlatego postanawia wtopić się tłum, zakładając uprzednio kaptur na głowę. Gdy charakterystyczne, platynowe włosy giną pod ciemnym materiałem, czuje się bardziej anonimowy.

Czemu się złościsz, złotko?

- Sam sobie odpowiedz na to pytanie – mruczy, jak najciszej pod nosem, by ludzie nie wzięli go za wariata – I bądź z łaski swojej przez chwilę cicho, muszę pilnie zadzwonić.

Pasożyt wyjątkowo tym razem milknie, dzięki czemu Victor może spokojnie wybrać numer do Altina. Przedłużający się dźwięk wybieranego połączenia irytuje go bardziej niż zwykle. Ma ochotę rzucić telefonem o ziemię, jednak powstrzymuje go w ostatniej chwili głos Kazacha.

- Tak? - Nawet przez telefon jego głos obrasta w spokój i opanowanie.

- Tu Victor, za godzinę widzimy się u Chrisa. Nie przyjmuję odmowy, jasne?

Zdenerwowanie daje o sobie znać w każdym wypowiadanym przez Victora słowie, z minuty na minutę jest bardziej świadomy swojego żałosnego położenia. Świat zwala mu się z impetem na głowę, na który nie jest absolutnie gotowy. Myślał, że w jego życiu nic już bardziej nie może się zjebać, jednak los z okrutnym chichotem wyłożył nowe karty na stół.

- Jasne – Po tym krótkim słowie zapewnienia rozłączają się obydwoje.

Kup chociaż jakąś czekoladę.

Pasożyt znów daje o sobie znak, a tak było pięknie przez chwilę...

- Zapomnij, spieszę się - Irytacja Victora sięga zenitu, stara się ignorować dziwne odzywki.

JESTEM GŁODNY!

Głos istoty, która zrobiła sobie z niego mieszkanko, roznosi się wibrującym echem po ciele, wywołując nieprzyjemne nudności. Uczucie, jakby jego wnętrzności zmieniały położenie w jego ciele jest nie do zniesienia.

- Dobrze już... tylko przestań, dobrze? - W błękitnych oczach maluje się ból.

Victor będący na skraju załamania nerwowego, wchodzi do jednego z przydrożnych sklepów. Rozgorączkowany przeszukuje sklep, a nogi plączą się mimowolnie ze sobą. Jego chwiejna postawa wzbudza niepokój u właściciela sklepu, który przygląda mu się podejrzanie, jak potencjalnemu złodziejowi.

Venom [Victuuri AU]Where stories live. Discover now