[Przed przeczytaniem skontaktuj się z dobrym dilerem tlenu. Może się przydać ^^"]
Bał się. Otwierać oczy. Oddychać. Ruszać którąkolwiek kończyną. Nawet żyć.
Na dobrą sprawę nie miał pojęcia, co w ogóle się z nim dzieje. Leżąc nieruchomo, chłonął bodźce dźwiękowe z otoczenia i próbował dojść do tego, kim właściwie jest.
Ciężarówka za oknem.
Twarda faktura podłogi pod brzuchem.
Uporczywe miauczenie kociska nad uchem i ogon drażniący jego nos.
Wygląda jak obiadek.
Victor przesunął palcami po brudnych panelach, na których leżał i uchylił powieki, starając się dociec, dlaczego jego kot zaczął mówić ludzkim głosem.
Przecież jeszcze nie mieli świąt.
Ty też wyglądasz całkiem smacznie.
Victor spojrzał na kocisko siedzące obok niego i wyciągnął dłoń w jego kierunku, kiedy ta zmieniła nagle plany, uderzając go z całej siły w twarz.
- Kurwa mać! - zaklął na głos, gwałtownie podnosząc się do pozycji klęczącej. Chwycił się obiema dłońmi za twarz i oddychając ciężko rozejrzał się po zagraconym, ciemnym mieszkaniu.
Zdemolowane. Zniszczone. Nawet szyba ucierpiała choć zdawało się, że nic nie jest w stanie jej ruszyć.
Mama nie uczyła cię, że myje się łapy przed obiadem?
Z przerażeniem wypisanym w błękicie oczu zacisnął zęby i zawarczał jak zranione zwierzę, szukając w odmętach własnego zamroczonego umysłu wspomnień wczorajszej nocy.
Pamiętał Altina. Laboratorium. I pasożytowate monstrum, które jawiło się przed nim jako coś przerażającego, a zarazem pięknego i oszałamiającego. Uczucie wypełnienia w środku jakby wpuszczono w niego stado dzikich motyli.
NIE JESTEM PASOŻYTEM.
Gniewny warkot ponownie wypełnił jego głowę. Spocony i oszołomiony zerwał się z podłogi, by w panice przebiec do kuchni, gdzie zaczął przeszukiwać szafkę z lekami.
Czy te cukierki są z czekoladą?
- Wynocha z mojego łba! - krzyknął Victor, w szale wściekłości wyrzucając wszystkie talerze z szafek. Kocur siedzący w progu pomieszczenia kuchennego spojrzał na niego rozwścieczony i zaraz najeżył się jak szczotka do kibla, rzucając się na nogę Nikiforova.
ZJEDZ GO. JEST ZŁY.
- Cholera by cię! - Victor zrzucił z siebie uparte zwierzę i padł na kafelki, łapiąc się za głowę, która lada moment mogła wybuchnąć od nadmiaru bólu, jaki się w niej zgromadził.
Oddychając głośno, leżał pośród szczątków zastawy od mamusi i walił czołem o podłogę, próbując wyrzucić z umysłu ten głos. Pasożyta, który się w nim zagnieździł. Monstrum trujące go od środka.
Będzie ci niedobrze, jak będziesz się tak miotać.
- Idź w diabły - wydyszał ciężko Victor, ze łzami w oczach sięgając do jedynego talerza jaki jeszcze się ostał. Jak wtedy tak i teraz jego ręka mimowolnie cofnęła się, tym razem jednak darując mu spotkanie trzeciego stopnia z twarzą.
Wyglądasz jakby cię coś połknęło, przetrawiło i wypluło.
Zdanie odbiło się echem pod czaszką Victora. Jak świadomość utraty kontroli nad własnym ciałem.

YOU ARE READING
Venom [Victuuri AU]
Fiksi Penggemar"Najpierw płoniemy osobno. Delikatnie. Czasem nasz ogień prawie gaśnie, szczególnie, gdy wiatr wieje w przeciwną stronę. Potem razem zapalamy największą świecę. To wspólna miłość. Tylko od nas zależy, czy jej płomień będzie silny i trwały. Czy będzi...