Promienie światła wpadające do pokoju wyrwały mnie ze snu. Przeklnęłam siebie za niezasłonięcie ich wczoraj wieczorem. Spojrzałam na telefon. 5.16. Jasno jak na tak wczesną godzinę. Odwróciłam się na drugą stronę zakrywając twarz kocem. Ponownie zamknęłam oczy i prawie usnęłam gdyby nie dzwonek mojego telefonu. Podniosłam się, spuszczając nogi z łóżka. Na wyświetlaczu ukazało mi się zdjęcie Elizabeth. Odebrałam telefon, rzucając obelgami na dziewczynę za budzenie mnie tak wcześnie.
— Ciebie też miło słyszeć - rzuciła z sarkazmem dziewczyna. —Dzwonie z dobrą informacją, ale ma swoją dobrą i złą stronę. Którą chcesz pierwszą?
— Dawaj dobrą.
— Przyjeżdżam do Miami.
— To świetnie! - krzyknęłam. — A ta zła informacja?
— Przyjeżdżam dopiero za dwa tygodnie i tylko na 5 dni.
Dwa tygodnie.
Ja potrzebuje jej teraz.
— Dwa tygodnie zlecą szybko, nie martw się.
— No wiem, ale ja chce już. Duh.
— Ja też tęsknie - odpowiedziałam całkowicie szczerze.
— Same, kocham cię debilko. Dobra, napisze wieczorem bo muszę się szykować. Buziaki - rozłączyła się. Bynajmniej poprawiła mi humor.
Do wyjścia miałam jeszcze 2,5 godziny. Przez ostatnią sytuacje nie ćwiczyłam więc uznałam, że ze względu na ładną pogodę pójdę biegać.
Nie myślałam, że kiedyś nadejdzie ten dzień.
Przebrałam się w dresy i stary T-shirt, związałam włosy w kitkę, a do kieszeni włożyłam telefon ze słuchawkami. Pod balkonem w moim pokoju rosło ogromne drzewo. Miało mnóstwo gałęzi po których spokojnie mogłam zejść na dół. Robiłam tak zaraz po przeprowadzce kiedy chciałam wyjść do ogrodu, aby poczytać i nie natknąć się na rodziców. Myślałam, że pójdzie łatwiej, lecz chwile zajęło mi aby zejść na trawnik. No, cóż, 20 kilo temu szło mi to szybciej.
Otworzyłam bramę i wyszłam na ulice. Poszłam w stronę promenady i tam zaczęła się moja tortura. Już po przebiegnięciu 200 metrów nie mogłam oddychać. Bieg zmieniłam na spacer i od czasu do czasu truchtałam. Dobiegłam do końca promenady, gdzie usiadłam na chwile na plaży. Fale uderzały o brzeg, a słońce unosiło się nad horyzontem. Ktoś inny mógłby pomyśleć, że jest tu pięknie, ale nie ja.
W oddali dostrzegłam znajomą sylwetkę. Szczupłą osobę, garbiącą się, aby uchwycić budkę ratowniczą, która w całości pokryta była graffiti.
Chris.
Dzieliło nas 100 metrów, lecz chłopak był zbyt skupiony aby mnie zauważyć. Wykorzystałam moment, aby uciec. Nie chciałam aby widział mnie w dresach, spoconą i roztrzepaną. Weszłam na promenade i chowając się za palmami odeszłam od chłopaka. Do domu wróciłam biegiem ledwo łapiąc oddech na ostatnich metrach. Kiedy podeszłam pod bramę akurat wyjeżdżał z niej samochód moich rodziców. Schowałam się za pobliską palmą i poczekałam aż odjadą.
Kiedy weszłam do domu od progu powitała mnie kotka. Uzupełniłam jej miski i udałam się pod prysznic. Włączyłam wodę i weszłam pod strumień. Dokładnie umyłam włosy i ciało oraz się ogoliłam. Ubrałam dżinsy i T-shirt z logiem "guns and roses". Spojrzałam w lustrze na swoje oczy i przypomniałam sobie o tuszu do rzęs, który nałożyła mi Hannah, a ja do tej pory go nie zmyłam. Nie malowałam się, więc nie miałam płynu do demakijażu, a tarcie wodą nic nie dało. Zeszłam do łazienki rodziców i znalazłam płyn micelarny, którym pozbyłam się resztek produktu.
CZYTASZ
I fell in love
RomanceJakiś czas temu moje życie padło w gruzach. Moi rodzice zabrali mi wszystko co kochałam. Byłam sama. Sama z jedzeniem. Niecały 160 cm wzrostu i 78 kilogramów na wadze. Przyszedł moment kiedy musiałam wyjść z ukrycia i stanąć twarzą w twarz z ludźmi...