Część 1

1.6K 135 91
                                    

Ilość słów: 2382

Spanie już od lat było dla niego trudne i Harry nie był pewny, kiedy ostatni raz przyzwoicie przespał noc.

Obudził się, miotając i próbując uniknąć wystrzeliwanych w jego stronę pocisków. Prześcieradła pod nim były nasiąknięte potem. Zanim zdał sobie sprawę, że to tylko sen, przyszła pielęgniarka, by podać mu środek uspokajający. Kiedy już miała wbić igłę w jego ramię, przyszedł umundurowany mężczyzna z plikiem oficjalnie wyglądających papierów. Oddalił ją pogardliwym gestem i zwrócił się do niego:

- Szeregowy Styles, z trzeciej Piechoty? – zapytał oficer. Brunet zaczął podnosić się do pozycji siedzącej.

- Tak – odpowiedział Harry.

- Mamy tutaj twoje zwolnienie, synu. Kin cię puszcza, możesz się pakować – mężczyzna wręczył mu wspomniane dokumenty. – Zanim odejdziesz, idź do pokoju pocztowego. Myślę, że Jonesy ma dla ciebie jakieś listy.

Harry przytaknął, dziękując mężczyźnie, zanim ten odszedł. Nie wiele myśląc, zaczął poruszać biodrami, by noga zwisała z boku jego łóżka polowego. Sięgnął w bok, z łatwością natrafiając na drugą, sztuczną.

Kiedy obudził się po raz pierwszy po Dniu D, nie zdawał sobie nawet sprawy, że coś było nie tak. Rozmawiał sobie ze śliczną pielęgniarką, dopóki nie poczuł ostrego bólu w lewej nodze. Z bolesnym okrzykiem spojrzał w dół, na źródło bólu. Jakimś sposobem dolna część jego kończyny zniknęła. Było to jak jakaś magiczna sztuczka z rogu ulicy. Z twarzą wykrzywioną niedowierzaniem spojrzał na pielęgniarkę.

Kobieta była na tyle życzliwa, że wytłumaczyła, że powinien się cieszyć, że wciąż żyje. Lekarze niemal go stracili z powodu utraty krwi, jakie spowodowała rana. Najwyraźniej został draśnięty pociskiem. Pielęgniarka oszczędziła mu makabrycznych szczegółów, mówiąc tylko, że w żaden sposób nie można było uratować nogi. Została amputowana, by zapobiec infekcji.

To było dwa lata temu, wystarczająco dawno, by zdążyć przyzwyczaić się do braku kończyny. Mimo tego czasem wciąż czuł uporczywy ból.

Proteza ułatwiła chodzenie, mimo iż chód jego wciąż był daleki od tego, jaki miał wcześniej. Noga zrobiona była z błyszczącego, przypominającego aluminium materiału, co było ogromnym postępem w porównaniu do drewnianych nóg sprzed kilku dekad.

Po przyczepieniu nowej nogi do pozostałej połowy swojej, sięgnął po laskę. Z dużą ostrożnością zaczął iść do pomieszczenia pocztowego. Mocno ściskał w dłoni swoje zwolnienie, powoli krocząc ku przeznaczeniu.

Pomachał do innych, rannych mężczyzn wokół niego. Niektórzy byli w jego piechocie, inni w pięćdziesiątej, ale wszyscy byli ofiarami z Normandów. Harry wciąż nie był do końca pewny, jak zdołali pokonać nazistów, ale Stany zrzuciły bomby jeszcze przed rokiem kończącym wojnę. Teraz był to tylko kolejny punkcik w podręcznikach do historii.

Po wejściu do pokoju pocztowego Harry oparł się o ścianę, by odzyskać siłę. Spędził w tym pomieszczeniu wiele godzin, czekając na listy od Jonesy.

Żadne nigdy nie przyszły, od jego rodziny, od przyjaciół z Doncaster, a zwłaszcza od Louisa. Wysłał ich tak wiele do domu, ale jakoś nigdy nie otrzymał odpowiedzi i martwił się, że może Louis poszedł naprzód, do czegoś lepszego, albo że co gorsza, został wciągnięty w piekło wojny.

To było coś, czego Harry nigdy nie mógłby wziąć pod uwagę.

Louis pewnie miał się dobrze. Szczęśliwie pracował jako profesor na najbliższym uniwersytecie, o czym zawsze marzył. Pewnie kupił im mały domek, w którym zamieszkają, gdy Harry wróci. Z białym płotkiem otaczającym skromne podwórko i słodkim szczeniaczkiem radośnie szczekającym przy furtce. Z gankiem, na którym w słoneczne dni wylegiwałby się leniwy kot. W swoim umyśle widział tylko zachmurzone niebo Donny i kiedy tylko załatwi wszystko z Jonesy, wiedział, że poruszy niebo i ziemię, by wrócić do swojego chłopca.

I Can't Use Words, They Don't Say Enough PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz