Część 7

877 108 9
                                    

Ilość słów: 1900

Louis obudził się gwałtownie z adrenaliną krążącą w żyłach, mimo że sam nie wiedział, dlaczego. Zanim mógł ponownie zapaść w sen, usłyszał głośny wrzask i natychmiast wyskoczył z łóżka. Naciągnął parę spodni i szlafrok, po czym wybiegł ze swojej sypialni. Krzyk był zbyt niski jak na Barbarę, więc to z pewnością Harry był w niebezpieczeństwie.

Szybko wpadł do jego pokoju, szukając wzrokiem intruza. Jednak zauważył tylko Harry'ego, który rzucał się w pościeli, owiniętej wokół niego jak kaftan. Louis westchnął z ulgą, widząc, że to tylko koszmar i nikt nie morduje bruneta w ich własnym domu. Ulga była jednak krótkotrwała, bo Harry dalej kopał powietrze i coś krzyczał przez sen.

Szatyn nie wiedział do końca, co powinien zrobić. Nigdy wcześniej nie widział dorosłego mężczyzny, mającego koszmar. Cholera, nawet Barbara nigdy czegoś takiego nie miała. Ale patrzenie, jak młodszy się męczy skłoniło go do podjęcia akcji. Pochylił się nad nim z boku łóżka, używając całej siły, by powstrzymać jego chaotyczne ruchy. Harry walczył z uściskiem, ale Louis był silniejszy, lata spędzone w kopalni miały z tym związek.

Uspokojenie się zajęło brunetowi przynajmniej trzy minuty. Potem spał dalej równie mocno, jak zanim Louis przyszedł. Szatyn wiedział, że Harry często miał problemy ze snem, ale nigdy wcześniej nie widział, żeby miał taki koszmar.

Niepewnie zaczął odplątywać koce z bezwładnego ciała młodszego. Kiedy już nakrył go nimi bardziej komfortowo, wspiął się na jego łóżko i objął ramionami.

Nigdy nie zastanawiał się zbytnio nad aspektem psychicznym, jaki wojna wywarła na Harrym. Dowiedzenie się, że stracił nogę to i tak za wiele dla Louisa. Wyglądało jednak na to, że wojna wywarła trwały efekt na umyśle bruneta. Uderzyło w niego, że taki słodki mężczyzna musi ponownie przeżywać te wszystkie horrory, jakie widział przez lata służby.

Louis zaczął przeczesywać palcami loki młodszego, delikatnie drapiąc skórę głowy. Harry zawsze to lubił, kiedy byli dziećmi. To było wszystko, co mógł dla niego zrobić w takich okolicznościach.

Serce łamało mu się, kiedy widział, jak spokojnie i dziecięco Harry wygląda, śpiąc. Biedak miał tylko dwadzieścia jeden lat, ledwo mężczyzna. Resztę młodości wyssano z niego w rękach bezsensownej wojny. Louis nie mógł sobie wyobrazić, jak silny brunet tam był, nie dostając ani słowa z domu. On postradałby zmysły, gdyby nie mógł rozmawiać ze swoją mamą i dziewczynkami. Ominięcie narodzin Ernesta i Doris też byłoby okropne. Louis nie wiedział, jak Harry mógł być w stanie zebrać się każdego ranka i ruszać do pracy. Czy płakał przed snem? Czy pozostał smutny w ciszy, będąc tylko siłą do służby?

Louis robił się coraz bardziej zły, rozważając wszystko, przez co młodszy przeszedł. Najbardziej jednak czuł się bezradny. Pozwolił Harry'emu odejść, jako dziecko i walczyć na wojnie. Zostawił go na śmierć, myśląc, że stracił go na zawsze. Gdyby tylko zamknął go w piwnicy i zmusił do wycofania się.

To była jego wina, że Harry był taki, jego wina, że Harry stracił kończynę i jego wina, że życie Harry'ego zmieniło się w sposób drastyczny.

Przyciągnął bruneta bliżej siebie, chowając zamglone oczy w zagłębieniu między jego szyją a szerokim ramieniem. W pokoju było zimno i Louis na to zrzucił dreszcze wstrząsające jego ciałem, zamiast na szlochy, które próbował powstrzymać. Zawsze był najgłośniejszą osobą w pokoju i płacz nie był żadnym wyjątkiem. Jego łzy skapywały za kołnierz koszuli nocnej Harry'ego, a ciało trzęsło jak chorągiewka na wietrze.

Nie mógł uwierzyć, że to Harry miał senny koszmar, a on płakał jak małe dziecko. Od lat tak mocno nie płakał. Czuł się jak zaryczane dziecko, ale nie mógł ukrywać, jak bardzo to wszystko go przytłoczyło. Nic nie było sprawiedliwe i nienawidził tego.

I Can't Use Words, They Don't Say Enough PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz