Część 6

903 110 9
                                    

Ilość słów: 2035

Pogoda już od wielu tygodniu stawała się bardziej zimowa, a Louis odliczał dni do swoich urodzin. To byłaby pierwsza Gwiazdka Harry'ego w domu, ale Louis nie był do końca pewny, jak to zrobią. Z jednej strony, Harry mógł kupić bilet na pociąg do Holmes Chapel, ale Louis obawiał się, że w ten sposób nie dotrze bezpiecznie do domu. Z drugiej strony, mógł przecież zaprosić bruneta do swojego domu, z mamą i rodzeństwem. Ale nie wiedział, czego chciałby Harry.

Jo zapewniła go obficie, że Harry jest bardzo mile widziany, ale Louis jakoś się ociągał z zaproszeniem go. Nie wiedział, jak młodszy może na to zareagować, a nie chciał go zezłościć, gdy dopiero co się znowu zbliżyli.

Jednego z rzadkich dni wolnych, jakie miał spotkał się z mamą na herbatę i wtedy mu to zaproponowała. Wspomniała, że ostatnio obydwoje wyglądali na szczęśliwych i jak miło ze strony Harry'ego, że opiekuje się jej wnuczką. To w jakiś sposób doprowadziło do dyskusji o rodzinie i gdzie szatyn spędzi nadchodzące święta. Louis niezobowiązująco wzruszył ramionami i wyjaśnił, że nawet nie wspomniał o tym drugiemu mężczyźnie.

Jego matka natychmiast zaproponowała zaproszenie Harry'ego. Zawsze uwielbiała chłopca, zwłaszcza, gdy dowiedziała się, jak wiele dla siebie znaczą. Harry od tak dawna był obecny w ich życiu, że prowadzenie go dalej bez jego miłej, sympatycznej osoby było okres suszy. Mimo że już wrócił z wojny Jo dalej się o niego martwiła. Może dobrze sobie radził, a może potrzebował jakiejś przerwy od opiekowania się przez cały dzień Barbarą? Czy chciał spotkać się z rodziną i czy oni wiedzieli, że wrócił? Jo nie mogła się powstrzymać przed takimi rozważaniami, była matką od dwudziestu czterech długich lat. Martwienie się o dzieci było częścią jej życia.

Kiedy skończyli herbatę, Louis został uraczony dokładnymi instrukcjami, by zaprosić Harry'ego na święta do ich domu. Jednak szatyn wciąż się ociągał. Na nieszczęście dla niego, nie miał zbytnio wyboru. Kiedy Jo czegoś sobie życzyła, on to robił. Nie mógł okłamać własnej matki, więc musiał przynajmniej mgliście napomknąć na ten temat Harry'emu. Nie był jednak pewny, do czego to doprowadzi.

Obawiał się, że święta u nich za bardzo przytłoczą bruneta. Biedny mężczyzna nie wychodził za wiele z domu od powrotu, woląc chować się w sobie. Po tygodniu od powrotu dowiedział się, że większość miasteczka uznała go za zmarłego. Po tym stał się samotnikiem, wychodząc tylko po zakupy, albo do Jo. Louis nie sądził, że dom pełen jego hałaśliwego rodzeństwa będzie dla niego czymś dobrym w tym czasie. Cały ten zgiełk mógłby go przytłoczyć, a wpakowanie go w taką sytuacją było ostatnią rzeczą, jaką Louis chciał zrobić.

Oczywiście, Louis nie mógł podejmować tej decyzji za bruneta. Był przecież dorosłym mężczyzną, znał własne granice i Louis nigdy by go tak nie rozpieszczał, chyba że poproszony. Pomimo obaw, szatyn musiał stanąć na wysokości zadania i przedstawić mu zaproszenie.

Kilka ranków później, kiedy Louis siorbał swoją poranną herbatę, Harry przyszedł do kuchni swoim koślawym krokiem, podpierając się laską.

- Hej, Lou – powiedział, głosem zachrypniętym od nieużywania i ciepłym od snu.

- Harry – odpowiedział szatyn, przekrzywiając głowę. – Zastanawiałem się, co zaplanowałeś na święta?

Twarz Harry'ego szybko zmieniła wyraz, jakby doświadczał czegoś nieprzyjemnego, więc Louis pośpieszył z mówieniem.

- Nie w ten sposób, głupolu. Mama o ciebie pytała. Zaprosiła cię do nas na Gwiazdkę. Nie byłem tylko pewny, czy chcesz zostać z nami, czy pojechać do domu?

Louis nerwowo szurnął butami po podłodze, woląc patrzeć na filiżankę z herbatą, niż na twarz bruneta.

- Do domu? – zapytał Harry. – Przecież jestem w domu, Louis.

I Can't Use Words, They Don't Say Enough PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz