Część 5

871 104 2
                                    

Ilość słów: 1500

Było późno, a pogoda zaczęła robić się chłodniejsza. Zima była za rogiem, co oznaczało, że wkrótce Harry spędzi swoje pierwsze święta w domu. To było mieszane uczucie. Wrócił do swojego życia, ale nie był z rodzicami i Gemmą. Nie miał nawet jak kupić Barbarze i Louisowi prezentów.

Nie wiedział, co może zrobić, żeby im odpłacić za to, że go przyjęli i pomogli przyzwyczaić się do powojennego życia.

Przygotował właśnie dzbanek herbaty i postawił na stole w jadalni razem z mlekiem. Barbara powiedziała mu, że Louis jest z nim szczęśliwszy i tylko tego zapewnienia potrzebował, żeby zacząć próbować znowu wkraść się w jego łaski. Było między nimi tak niezręcznie, że bał się, że za bardzo się oddalili.

Jednak za błogosławieństwem Barbary gotowy był poznać nowego Louisa i dać mu także poznać nowego Harry'ego.

Szatyn właśnie położył Barbarę do łóżka, opowiedziawszy jej bajkę o smokach, rycerzach i prawdziwej miłości. W rodzinnym domu Tomlinsonów Harry słyszał ją tysiąc razy, ale nigdy nie przestała go zaskakiwać.

Potem usiedli naprzeciwko siebie przy stole jadalnym, dokładnie tak, jak Harry z Barbarą rankiem. Oboje popijali swoje gorące herbaty, próbując nie tworzyć kontaktu wzrokowego.

Po boleśnie cichej chwili, Harry postanowił się odezwać.

- Myślę, że najwyższy czas porozmawiać o tym, co się stało, kiedy mnie nie było.

Louis wyglądał na porażonego, natychmiast się przestraszył, że znowu będą kłócić się, jak wtedy, kiedy Harry przyjechał. Odstawił herbatę, udając nonszelancję.

- Jeżeli będzie to cywilizowana rozmowa. Nie możemy obudzić Barbary kolejną kłótnią. Nie jesteśmy już takimi młodzieniaszkami jak kiedyś, więc nie powinniśmy się tak zachowywać.

Brunet przytaknął, z policzkami zarumienionymi od zażenowania. Przez kilkoma tygodniami, w takim momencie to wydawało się właściwe, ten cały krzyk, złość i ostre słowa. Myśl o tym, jak Barbara płakała po ich wrzaskach wystarczyła, żeby zachowywał się jak cywilizowany człowiek.

- Jak z pewnością zauważyłeś, wróciłem do domu z jedną nogą mniej – powiedział, próbując trochę poprawić atmosferę. Jednak, gdy Louis nie zareagował ze zbytnim zadowoleniem, kontynuował. – To był Dzień D i byłem na Normandach – zamilknął, zbierając myśli.

To było dwa lata temu, ale wciąż mógł poczuć ten słony zapach morza, jakby wyrył się w jego zatokach już na zawsze. Czasami mógł także usłyszeć krzyki mężczyzn i odgłos strzałów wbijających się w ciała. Nie do końca pamiętaj, co takiego jemu mogło się stać, że stracił nogę, ale lekarze mówili coś o paskudnym pocisku.

- To było straszne, Louis, nigdy w życiu nie widziałem tyle krwi, co wtedy, tyle ofiar... - zatrzymał się, przyciskając powieki palcami, jakby chcąc zatrzymać pojawiające się przed oczami obrazy. Po chwili odsunął ręce i położył z powrotem na stole. Szatyn od razu chwycił je w swoje, pocierając kojącą kciukami.

- Wciąż nie jestem do końca pewny, co się stało. W jednym momencie zajmowaliśmy plażę, a w następnym obudziłem się w szpitalu bez lewej nogi. Niedługo potem dali mi protezę i trochę czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do niej. Bardzo ułatwia życie.

Louis kontynuował gładzenie jego dłoni, czując współczucie dla mężczyzny, który obudził się w szpitalu całkiem sam, bez jednej kończyny. Nie był w stanie wyobrazić sobie, jak trudno musiało być się z tym zmierzyć. Ale jeśli ktoś mógłby sprostać takiej zmianie, to na pewno Harry.

I Can't Use Words, They Don't Say Enough PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz