Rozdział 1

15 1 0
                                    

Trochę to ciężkie :) dawno pisałam, a już w ogóle nie publikowałam moich wypocin więc mam nadzieję, że wam się spodoba. No i nareszcie zaczyna się prawdziwa opowieść a nie słowa wstępne :)

Gdzieś w świecie istnieje małe, lecz piękne państewko Lidoria. Jego stolica o tej samej nazwie jest miastem łączącym w sobie tradycję i nowoczesność. Więc można spotkać wysokie wieżowce jak i małe urocze domki z drewnianym płotkiem. Taka różnorodność wydawałoby się tworzy chaos, ale wszystko tutaj było zrobione z takim smakiem, że miasto po prostu było przeurocze. Na obrzeżach tego miasta stoją dwa gotyckie budynki wyglądem przypominające mroczne zamki. Otoczone po jednej stronie pięknym parkiem z altanami i stawem a z drugiej na wpół dzikim lasem wydawałoby się, że pochodzą z innego wymiaru. Swoim mrokiem i tajemnicą nie pasujące do wesołego i uroczego obrazka miasta.Posesja na której mieszczą się te budynki miała własny podjazd z ozdobną bramą przed którą stała mała stróżówka. Właśnie przed tą bramą zatrzymał się bardzo elegancki mercedes.

-Niech pan w końcu otworzy tę bramę nie mam całego dnia!- mój szofer jak zwykle niecierpliwy. Choć nie dziwię mu się. To on a nie ten stróż będzie się musiał mierzyć z gniewem mojego ojca jak się spóźni. Brama w końcu została otwarta i szybko podjechaliśmy pod budynek, który od dzisiaj miał być moim domem. Czasami pomysłowość rodziców mnie zadziwia. To, że lubię tańczyć nie znaczy, że chcę być katowany po osiem godzin z baletu. No cóż. Przecież nie powiem im, że wolałbym pójść do normalnej szkoły, albo lepiej kontynuować naukę w domu. Nikt i mam na myśli nikt nie wpada na pomysł sprzeciwienia się moim rodzicom. Ich słowa znaczą wszytko. Jak ja tego nie lubię. Nawet przyjaciół normalnych przez to nie mogłem znaleźć, bo co moi rodzice pomyślą o nich. Zamyślony dałem się poprowadzić jak bezwładna kukła do pokoju, w którym od teraz miałem mieszkać, przez najbliższe cztery lata. Oczywiście pamiętałem by grzecznie przywitać dyrektorkę, która teraz trajkotała mi nad głową jaki to zaszczyt spotkał jej szkołę itd. Masakra. Niech ona się w końcu zamknie. Szofer wniósł ostatnie moje walizki i spojrzał na mnie zmartwiony. Odwróciłem się do dyrki

-Czy mogłaby pani zostawić mnie samego z moim szoferem? Byłbym bardzo wdzięczny za tę małą przysługę -taaa i zaraz się zrzygam od tych grzeczności

-Ależ oczywiście Albercie mogę tak do ciebie mówić?- kiwnąłem jej tylko w odpowiedzi. Jeszcze się chwilę pokręciła mówiąc coś do szofera i w końcu wyszła.

-Książę dasz sobie radę? Bo wyglądasz jakbyś zaraz miał umrzeć.-spytał mnie zmartwiony

-Spokojnie. Po prostu jej trajkotanie działało mi na nerwy. Jeśli miałbyś jakieś problemy z ojcem powiedz mu, że ja cię zatrzymałem, to powinno załatwić sprawę.

-Bardzo dziękuję. W takim razie jeśli pozwolisz zostawię cię już samego.- powiedział by zaraz się skłonić i wyjść. Nie minęła sekunda a dyrektorka już znowu była w pokoju.

-Książę.. to znaczy Albercie jeśli pozwolisz to pokażę ci szkołę i zapoznam z paroma uczniami, których towarzystwo powinno ci się spodobać. Twój plan zajęć i regulamin będą leżeć na biurku jeśli miałbyś jakieś pytania nie krępuj się pytać kogokolwiek.- skinąłem tylko głową i już po chwili byliśmy na zewnątrz przechodząc do drugiego budynku. Wielka Szkoła Artystów zawdzięcza swą nazwę nie tylko dlatego, że z niej wywodzą się wielkie gwiazdy świata artystów i nie tylko, lecz przede wszystkim dlatego, że budynek, w którym się mieści jest ogromny. Cała wycieczka trwała ponad dwie godziny, gdzie pokazano mi tylko ważniejsze sale i miejsca, o których musiałem wiedzieć jak stołówka. Ta była piękną salą z okrągłymi stołami pięknie nakrytymi skoro nadchodziła pora kolacji. Zostałem przedstawiony grupie snobów, którzy na dźwięk słowa książę mieli miny jak hieny na widok mięsa. Cóż pani dyrektor jednak nie wie  jakie towarzystwo mi pasuje. Nareszcie mogliśmy usiąść i zjeść. Oczywiście opuściłem tę grupę zarozumialców i przysiadłem się do małej grupki, która w ciszy i spokoju jadła. Zanim usiadłem przedstawiłem się, oczywiście pomijając należny mi tytuł. Wszyscy przy stole na mnie spojrzeli przyjaźnie

W świetle księżycaWhere stories live. Discover now