20.

1.5K 42 0
                                    

Francesco zawsze jeździł dosyć szybko, ale teraz miałam wrażenie, że chce sprawdzić czy jest w stanie przekroczyć motorem prędkość światła. Przylgnęłam do niego całym ciałem, tak mocno, jak tylko potrafiłam, bo już po pierwszych kilku zakrętach zaczęłam się obawiać, że rzeczywiście na którymś kolejnym spadnę z maszyny. Nie zdążyłam nawet zapytać ile kilometrów mamy do tego całego Rosario, Rosarno czy jak to się nazywa. Sądząc po pośpiechu z jakim wyruszyliśmy i tempie jazdy, całkiem sporo. Ja wiedziałam tylko, że Kalabria, jako region, leży na południu Włoch, czyli dokładnie na drugim końcu buta.

Po co w ogóle mieliśmy tam jechać? O co chodziło temu człowiekowi? Będziemy teraz jeździć po całym kraju nie wiadomo w jakim celu? Zaraz... on mówił, że ktoś będzie tam na nas czekał. To jest chore! Póki nic o nim nie wiemy ani czego chce, ani gdzie jest Antonia, ani dlaczego to robi, chyba nie bardzo mamy jakieś inne wyjście, jak tylko wykonywać jego polecenia. A jeśli każe nam kogoś zabić?, pomyślałam ze strachem, zupełnie wyrzucając z głowy, że mężczyzna, z którym właśnie jadę już nie raz w życiu zabijał. W odniesieniu do Francesco wyjątkowo dobrze szło mi pomijanie wszystkich "niewłaściwych" informacji i wydarzeń. Choć przecież je znałam. Czy tak właśnie funkcjonują kobiety gangsterów?

Kiedy wpadliśmy na włoską A1, Francesco jeszcze przyspieszył. A wydawało mi się, że to niemożliwe! Z mojego punktu widzenia plus był jednak taki, że zakręty były dużo łagodniejsze i mogłam się choć trochę rozluźnić bez ryzyka, że wyląduję na poboczu. Minęliśmy Bolognę, Florencję, w pewnym momencie zorientowałam się, że widzę drogowskazy na Rzym. Naprawdę szybko jechaliśmy. Za stolicą Italii, Francesco zjechał na stację benzynową.

- Jesteśmy mniej-więcej w połowie drogi - powiedział

- Ile to jest kilometrów? - tyłek powoli zaczynał mnie boleć od siedzenia

- W sumie? Czy jeszcze?

- W sumie.

- Ponad tysiąc.

- Zdążymy, prawda? - spojrzałam na niego, szukając potwierdzenia i tej pewności, którą miał od początku tych, najgorszych w moim życiu, wydarzeń

- Zdążymy.

Stacje benzynowe we Włoszech często są bezobsługowe. Na tej też chwilowo byliśmy sami. Zawiesiłam się, wpatrując w jeden, niezdefiniowany punkt. Dlatego, kiedy usłyszałam dźwięk przewracanych metalowych, sądząc po hałasie, pojemników, serce mało nie wyskoczyło mi z piersi. Odwróciłam się gwałtownie, żeby zobaczyć, że Francesco dał wyraz swojej frustracji i kopnął w to, co stało najbliżej.

- Jak go w końcu spotkam chyba nawet nie będę strzelał. Zabiję go gołymi rękami - warknął, wsiadając  na motor - Chodź - popatrzył na mnie - Jeszcze drugie tyle przed nami.

I znowu. Francesco wyciskał ze swojej Yamahy, ile się dało. Kątem oka zarejestrowałam kolejne drogowskazy. Neapol. Zjechaliśmy na E45/Reggio C. Reggio di Calabria. Nigdy nie byłam w tej części Włoch. I stanowczo wolałabym odwiedzać ją w innych okolicznościach. Przed samym zjazdem z tej trasy, dotankowaliśmy jeszcze motocykl. Cholera wie, co usłyszymy podczas kolejnej rozmowy z Adamem.

Była 17:30. Droga zajęła nam ponad 9 godzin. Prawie 10. Do samego Rosarno mieliśmy jeszcze ok. 30 minut, przynajmniej według Francesco. To dawało nam spory zapas czasu do wskazanej 9. Zdążyliśmy. Niby mi ulżyło, ale nie do końca. Wciąż nie wiedzieliśmy ani czego ten człowiek chce ani jak znaleźć tego, który ma tu gdzieś na nas czekać.

Rosarno było stosunkowo niewielkim miasteczkiem, o którym nigdy nie słyszałam. Kalabria, jak typowej turystyce, kojarzyła mi się głównie z Tropeą. Francesco zaparkował motor w jednej z uliczek. Była 19. Mieliśmy jeszcze dwie godziny. Przeszliśmy się kawałek ulicami miasteczka. W pewnym momencie zauważyłam, że bardzo zwracamy na siebie uwagę. Kilka osób wręcz rzuciło nam niezbyt przyjazne spojrzenia. Aż obejrzałam się parę razy nerwowo za siebie. Francesco mocniej mnie objął.

On. Ona. I ja. #2 (Zakończone. Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz