11.

1.7K 44 0
                                    

Pomyliłam się. Strzelała Lucinda. Rozwiązywanie problemów w tej rodzinie nadawało się do jakiejś konkretnej, długiej terapii. Na oddziale zamkniętym. Gdy weszłam, Francesco się śmiał, jego poczucie humoru włączało się czasem w dość specyficznych momentach, Amaya wciąż wyglądała na mocno wkurzoną, a Lucinda
- Voi due calmevati - Dość, oboje się uspokójcie - powiedziała
- Non interferitese - Nie wtrącajcie się - Francesco przeniósł wzrok z jednej kobiety na drugą - Io vado. Soffia. - Ja wychodzę. Wieje. - wskazał na okno, na którym widać było resztki rozbitej szyby, ponownie parskając śmiechem

Przeszedł tuż obok mnie i, szczerze mówiąc, aż się spięłam w oczekiwaniu na jakiś komentarz, ale tylko chwilę pozaczepiał Antonię, mnie nie zaszczyczając nawet spojrzeniem. Jego zmienne nastroje i podejście do świata, zaczynały coraz mocniej wytrącać mnie z równowagi.

- To wszystko Twoja wina - syknęła do mnie pani domu
Ulało mi się. To była ta kropla, która przepełniła czarę. Ani myślę pozwolić się tak traktować.

- Żeby była jasność. Ja tu w ogóle nie chciałam przyjeżdżać. Tak samo jak nie chciałam, żeby Francesco wiedział o dziecku. - mówiłam spokojnie, ale w środku kipiałam - Żyjcie sobie, jak chcecie. Mnie to nic nie obchodzi. Ale przestańcie mnie wciągać w jakieś Wasze rozgrywki. Wszyscy! Ty - podniosłam głos i wskazałam Lucindę palcem, wbrew zasadom dobrego wychowania, które wpajała mi mama, i które tak bardzo miałam teraz w dupie - dobrze wiesz, że on nie jest idealny. Nawet tu i teraz. Jest zaręczony. A zachowuje się, jakby jego narzeczona nie istniała. Ja nie jestem żadnym pieprzonym robotem! Mam swoje uczucia! I nie ma opcji, żebym dalej pozwalała na coś takiego. I, proszę bardzo, możesz mi grozić. Najwyżej będziecie sobie radzić z Antonią beze mnie, a ja zyskam w końcu święty spokój! I tak, z kronikarskiego obowiązku, ja do niego nie chcę wracać. Niech się żeni! Czy wszyscy zrozumieli?

- Mamma Ci groziła? - zainteresowała się Amaya

- A Ty - przeniosłam na nią swoją wściekłość - faktycznie przestań się wtrącać. Wymyśliłaś sobie jakąś sycylijską wersję brazylijskiej telenoweli ze mną w roli głównej. To uważaj, bo jeszcze trochę i wyjdzie z tego raczej kryminał. I wcale nie jestem pewna, kto zginie, jako pierwszy! - podałam jej Antonię - Nakarm ją. Ja mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.

Nikt mnie nie zatrzymywał. Wściekła jak 100 diabłów wpadłam do pokoju Francesco.

- O - zdziwił się - Zostawiłaś coś w nocy?
Jeśli chodzi o chronologię zbrodni, zaczynał wysuwać się na pierwsze miejsce. W roli ofiary.
- Tak - prychnęłam - Resztki honoru i trochę szacunku do samej siebie. Ale ja nie o tym chciałam. Samolot.
- Co?
- Samolot. Takie duże, ze skrzydłami. Wracam do Krakowa. Jeszcze dzisiaj.
- Nie.
- Nie zostanę tu ani chwili dłużej!
- Zostaniesz.
- Przestań mnie drażnić! Nie ma mowy! Jak nie dasz mi samolotu, spakuję Antonię i sama pojadę na lotnisko! Polecę gdziekolwiek! Byle dalej stąd. Wiesz, że jestem do tego zdolna!
- Wiem - przyznał - Tylko lepiej wybierz takie miejsce, w którym Was nie znajdę.

Wyszłam, trzaskając drzwiami. Matko, zaczynałam zachowywać się, jak on. Jak to szło? Z kim przestajesz, takim się stajesz? A gdyby tak... Chce, żebym została? Zostanę. Wytrzymam. Furia tym razem nie odpuszczała. To tylko dwa dni. Dwa dni, które zamienię w piekło. Sam będzie żałował tej decyzji! I 10 razy się zastanowi, zanim ściągnie mnie tu po raz kolejny! Trochę samozaparcia to ode mnie wymagało, ale ostatnie zachowanie i irytująca pewność siebie Włocha, sprawiły, że wreszcie wzięłam się w garść. Nie zwykłam się poddawać, tak po prostu.

Pierwsza okazja do prezentacji nowej wersji mnie nadarzyła się jeszcze tego samego dnia. Po południu pojawiła się bowiem Caterina. Kiedy przyszłam na taras, siedziała mu na kolanach. Całowali się. W okolicy serca lekko ukłuło, ale złość i nadmiar emocji, pozwoliły mi zbudować dość skuteczną skorupę. Przynajmniej na zewnątrz.

On. Ona. I ja. #2 (Zakończone. Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz