40.

1.1K 38 2
                                    

Światło. Jasny punkt. Światło? Co to za światło?

Powoli przypominałam sobie, co się wydarzyło. Strzały! Caterina. Caterina do mnie strzelała!

Rany boskie! Trafiła? Czy ja umarłam?

Nie, nie, nie, nie idź w stronę światła!

Powoli, ociężale, z niesamowitym wysiłkiem uniosłam powieki.

Światło. Wciąż widzę światło! Ale zaraz... to światło... o, matko... to lampa! Zwykła, najzwyklejsza lampa!

Zamrugałam szybko kilka razy. Wracała mi ostrość widzenia. Chwila! Gdzie ja w ogóle jestem? Co to za miejsce? I skąd się tu wzięłam?

Co ja...? Coś mi przeszkadzało, więc spojrzałam w dół, na rękę. Wenflon? Kroplówka? Szpital! Chyba jestem w szpitalu.

Spróbowałam rozejrzeć się dookoła. Drzwi, stolik i dwa krzesła, szafka, okno. A przy oknie - Francesco?

O.

Stał przodem do okna, ręce opierał o parapet i raz po raz zaciskał dłonie w pięści.

Antonia! Gdzie jest Antonia?!

Chciałam coś powiedzieć, ale wydałam się z siebie tylko jakiś dziwny jęk, skrzyżowany z charczeniem. Francesco błyskawicznie odwrócił się w moją stronę. Na jego twarzy zaskoczenie mieszało się z ewidentną ulgą. Poza tym nie wyglądał dobrze. Miał podkrążone oczy, a cała jego sylwetka i postawa świadczyły o sporym zmęczeniu. Nie zdążył się jednak nawet odezwać, kiedy do sali wpadła pielęgniarka, w asyscie lekarza i wyprosiła go na zewnątrz. Potem padło kilka szybkich pytań o moje samopoczucie, na które nie miałam nawet siły odpowiedzieć. Ale nie było tak źle, bolała mnie tylko głowa, więc usiłowałam się uśmiechać. Miałam nadzieję, że wpadłam przekonująco. Dowiedziałam się także, że coś mi wycięli. Przynajmniej tyle zrozumiałam, bo zarówno pielęgniarka, jak i lekarz mówili tylko po włosku. Nie dowiedziałam się jednak co. Słowo "milza" zupełnie nic mi nie mówiło. Nie miałam też pod ręką telefonu, żeby zapytać doktora Google'a. Pozostało mi więc poczekać, aż zajrzy do mnie ktoś dwujęzyczny.

Ile ja tu w ogóle już leżałam?

Drzwi za ekipą w fartuchach jeszcze się dobrze nie zamknęły, a Francesco już był z powrotem w pomieszczeniu. Sprawnym ruchem przystawił do mojego łóżka jedno z krzeseł, obrócił je tyłem i usiadł przy mnie.

- Mam Cię nie męczyć i nie siedzieć tutaj za długo. Jak się czujesz? - zapytał cicho i spokojnie

- Gdzie jest Antonia? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie

- Nie martw się - uśmiechnął się delikatnie - Z Antonią wszystko ok. Amaya i mama zajmują się nią na przemian.

- Długo tu jestem?

- Trzeci dzień.

- A... Caterina? - musiałam wiedzieć - To Ty? Ty tam byłeś?

Spuścił wzrok.

- Byłem. Ale za późno. To matka strzeliła do Cateriny - zamilkł na chwilę, po czym spojrzał na mnie - Przepraszam, Daniela, to powinienem być ja.

Obwiniał... siebie? Przecież to bez sensu.

- Ona... żyje?

- Matka? - uśmiechnął się lekko - Żyje. Chyba, że Tonia ją wykończyła.

No, tak, dlaczego spodziewałam się poważnej rozmowy w takiej sytuacji?

- Caterina. Francesco - przypomniałam sobie dość istotną informację - co z dzieckiem? Ona była w ciąży.

On. Ona. I ja. #2 (Zakończone. Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz