21.

1.4K 43 0
                                    

"Just one hit to clear my mind
I’m in trouble
I’m in trouble again"

Francesco kontynuował rozmowę na balkonie, więc, choć miałam na to niebywałą ochotę, nie było mowy, żebym podsłuchała cokolwiek. A skoro tak, postanowiłam przenieść się do łazienki. I dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że w tym pośpiechu rano zabrałam ze sobą tylko bieliznę na zmianę i t-shirt. Jutro coś kupię, spoko, ale... w czym ja mam spać, cholercia? W hotelowym szlafroku?

- Kretynka - powiedziałam do swojego odbicia w lustrze

Był zresztą jeszcze inny problem. W pokoju było łóżko (duże, fakt, ale wciąż jedno... ) i kanapa. Jeśli uda mi się przekonać Francesco, żeby na niej spał, będę sobie mogła umiejętność negocjacji w CV wpisać. I to na całkiem niezłym poziomie. Wzięłam prysznic, wyprałam dzisiejsze ciuchy i wyszłam z tej łazienki w bieliźnie, t-shircie i szlafroku. Gdybym mogła, założyłabym jeszcze jakieś spodnie. I kurtkę. I golf. Choć to niby nie było nic takiego, czułam się idiotycznie.

- Zimno Ci? - parsknął śmiechem Francesco na mój widok i lekko uniósł brwi

- Śpisz na kanapie, wiesz o tym? - zapytałam, ignorując ewidentny przytyk

- Sama sobie śpij na kanapie, jak się boisz, że nie potrafisz nad sobą zapanować - odparł i zniknął za drzwiami łazienki

Wpatrywałam się w te drzwi dobrą chwilę. Robiło mi się gorąco w tym szlafroku. No, szlag by to! Nie da się tak spać! Może jednak ta kanapa? Spróbowałam się jakoś na niej ułożyć. Siedziało się całkiem nieźle, ale leżało... tragedia! Jeśli tu zasnę, o ile w ogóle zasnę, to rano będzie mnie bolało totalnie wszystko. W takiej formie spadnę z Yamahy na pierwszym zakręcie... Po co ktoś produkuje tak niewygodne kanapy? Nawet niewiernego męża żal by mi było na nią wygonić. Nie, dobra, zagalopowałam się. Niewiernego bym wygoniła, a kanapę spuściła mu na łeb. Suma summarum i tak by na niej nie spał. Więc po co...?

Spojrzałam na łóżko. Było duże, to plus. Było jedno, to minus. Ostrożnie, nie wiedzieć czemu, wsunęłam się pod przykrycie. Zrobiło mi się już naprawdę ciepło. Za ciepło. Motyla noga! Te szlafroki są zimowe czy co? Kiedy moje życie zdążyło zmienić się w pasmo idiotycznych, abstrakcyjnych i jednocześnie dość dramatycznych wydarzeń? I dlaczego nic nie zauważyłam? Chciało mi się wyć.

Póki co jednak, ściągnęłam z siebie ten nieszczęsny szlafrok. A przykrycie naciągnęłam. Po uszy. I tak pewnie nie zasnę. Naprawdę tak myślałam, ale zmęczenie musiało wziąć górę, bo ze swoistego letargu wyrwały mnie otwierające się drzwi łazienki. Francesco. W samych bokserkach. Dżizas. Nie, zupełnie nie chodziło o to czy robił na mnie jakiekolwiek wrażenie. Po prostu to, co było między nami, ta noc, o której nie pozwalał mi zapomnieć i cała ta aktualna sytuacja sprawiały, że poczułam się mocno nieswojo. Niezręcznie. Skrępowana.

Między nami zawsze była chemia i niesamowite przyciąganie. Zniknięcie Antonii przestawiło jednak postrzeganie i kompletnie zmieniło kontekst. Ale człowiek to bardzo dziwna istota. Podobno potrafi przyzwyczaić się do wszystkiego. Między innymi ta umiejętność pozwoliła ludziom przetrwać w różnych, nawet mocno skrajnych warunkach. Ten sam mechanizm w pewnym sensie odpowiadał za moje aktualne samopoczucie. Fatalnie to brzmi, ale gdzieś powoli przyzwyczajałam się do myśli, że Antonia została porwana. Coraz mocniej skupiałam się na chęci jak najszybszego jej odnalezienia, a nie na samym fakcie. Teraz też przyszedł moment na oddech. Trochę emocji i ciśnienia bez wątpienia ze mnie zeszło. Dojechaliśmy tu na czas, mamy adres, wiemy, co mamy dalej robić. Dla własnego zdrowia psychicznego, wolałam nie wnikać w szczegóły. Było oczywiste, że do rana nic się raczej nie wydarzy. A pewność siebie Francesco i to, że niedługo powinnam zobaczyć córkę choć na zdjęciu pozwalały mojej świadomości nie dopuszczać innej myśli, niż bezpieczny powrót Tosi. Całej i zdrowej. Paradoksalnie właśnie stąd wynikała niezręczność, skrępowanie i tak dalej. Ciężko było przejść do porządku dziennego (nocnego?) nad tym, że właśnie miałam wylądować w łóżku z byłym facetem. Nawet platonicznie.

On. Ona. I ja. #2 (Zakończone. Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz