4.

2K 43 0
                                    

"Fuck it. Fuck the love, if you can"

- Co Ty robisz? - Piotr wypowiedział na głos moje myśli - Nie powiedziałaś mu o dziecku, jeszcze wczoraj miałaś wątpliwości, a dzisiaj chcesz zakładać z nim rodzinę?
- Cześć, Piotr - mruknęłam zirytowana, bo wszystko, ale to wszystko, w dalszym ciągu wymykało mi się spod kontroli - Nie zamierzam zakładać żadnej rodziny. Ani z nim ani z nikim innym.
- Nie? Bo Twoja mama całą drogę z parteru tutaj opowiadała mi jak się cieszy, że jednak mu powiedziałaś, bo dziecko powinno mieć ojca i, że dobrze, że dałaś mu klucze do mieszkania, bo to blisko i...
- Nie powiedziałam mu. To po pierwsze. Po drugie, sam mówiłeś, jest ojcem małej czy to się komukolwiek podoba czy nie. Nic tego nie zmieni. I wreszcie po trzecie, on jest zaręczony - dla lepszego zobrazowania sytuacji, wyciągnęłam dłonie przed siebie - Jak widać, nie ze mną.
- Faktycznie, tak to właśnie przed chwilą wyglądało - stwierdził z ironią Piotrek
- Piotr, proszę Cię... Chociaż Ty przyjmij rzeczy, jakie są i nie mieszaj mi w głowie. To jest naprawdę wystarczająco skomplikowane. I z dnia na dzień komplikuje się jeszcze bardziej, choć myślałam, że to niemożliwe.
- Daniela, z jakiegoś powodu ukryłaś przed nim informację o ciąży, a ledwo się pojawił, radośnie wpuszczasz go do swojego życia. Nie wnikam, to Twoja sprawa. Jak będzie trzeba, pewnie znowu wyjadę po Ciebie na lotnisko. Zastanawiam się tylko o co chodzi.
- Wierz mi, jak sama zrozumiem, bardzo chętnie Ci wyjaśnię.
Piotr był dla mnie ogromnym wsparciem przez cały ten czas. Miałam jednak nadzieję, że naprawdę nie liczył na nic więcej, niż przyjaźń. Bo nic więcej nie mogłam mu zaoferować. Przynajmniej tego byłam pewna. Bo co mam teraz zrobić, to już nie wiedziałam. Francesco wie, ja się nadal obawiam, co może z tej wiedzy wyniknąć. Jakby tego było mało, jest zaręczony, a ja... eh, a ja... kiedy go zobaczyłam... i jeszcze ten pocałunek... kurwa! Ja go wciąż kocham... A taki miałam dobry plan. Na dodatek, według wszystkich znaków na niebie i ziemi, już jutro stąd wyjdę. I co dalej?

Odpowiedź przyniósł następny dzień, sam z siebie. Ze szpitala faktycznie nas wypisali. Francesco przyjechał sam, samochodem moich rodziców. Z ubrankami dla małej, fotelikiem-łupinką i bukietem kwiatów dla mnie. Z jednej strony cieszyłam się, że stąd wychodzę. Z drugiej trochę się bałam stawić czoła rzeczywistości. I miałam powody przypuszczać, że następny sszpital, w którym ewentualnie wyląduję, to będzie szpital psychiatryczny. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Kiedy wpadł tutaj wściekły, był sobą, bez dwóch zdań. Wczoraj... wczoraj nie mogłam opędzić się od myśli, że sobie ze mną pogrywa. Tylko po co? Za długo się znaliśmy i za dużo się wydarzyło, żebym tak po prostu uwierzyła w zwykłą chęć posiadania normalnych relacji. Coś w tym było jeszcze innego. Jakaś niespójność. A teraz te kwiaty.
Antonia za to miała totalnie wywalone na wszystko i obudziła się dopiero, kiedy, w mieszkaniu, wyjmowałam ją z fotelika. Zaraz zresztą poszła spać z powrotem. Mottem życiowym tego dziecka był tumiwisizm. Nawet mogłam domyślać się po kim...
- Chcesz kawę? - zapytał Francesco, włączając mój ekspres
- Tak, dzięki - czuj się, jak u siebie w domu, dodałam w myślach
Nie umiałam tego rozgryźć. Ani w to uwierzyć. Wstawiłam bukiet do wazonu.

- Co teraz? - zapytałam, siadając w salonie z moją kawą
- Mówiłem Ci. Za 3 miesiące przylatujesz z małą do Włoch. Przyślę po Was samolot.
- Ale...
- Żadnych "ale". Na ferragosto jesteście na Sycylii.
- Na Sycylii? - prawie się kawą zakrztusiłam - Dlaczego na Sycylii?
- Bo tam się wtedy wybieram.
- Ale... Twoja matka... - Lucinda ułatwiła mi ucieczkę z Sycylii, zgodnie z obietnicą, ale warunek był taki, że miałam tam więcej nie wracać
- Co moja matka? To jest także mój dom. I będzie tak, jak mówię. Przyjeżdżacie.
- Ok, na kilka dni. Potem wracamy.
- Zobaczymy.
Nie, nie. Jak on mówi "zobaczymy", to nie wróży nic dobrego.
- Francesco, nie mogę tam długo zostać - sięgnęłam po konkretny argument - Antonia jest objęta polską opieką medyczną, polskim kalendarzem szczepień. Zanim przetłumaczę wszystkie potrzebne dokumenty, zdąży skończyć roczek. - prychnęłam na koniec
Spojrzał na mnie uważnie.
- Ok. Niech będzie. Ale wiesz, że tak tego nie zostawię na dłuższą metę? Nie mogę tu być tyle, ile bym chciał.
- Wiem. Coś ustalimy później.

On. Ona. I ja. #2 (Zakończone. Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz