Ilość słów: 1868.
Kiedy następnego ranka Louis się obudził, Harry siedział na jego klatce piersiowej i uśmiechał się. Cmoknął go w usta na przywitanie i przyjrzał mu się dociekliwym wzrokiem.
- Co, kochanie?
- Chcę cię przedstawić moim rodzicom. Jako mojego chłopaka. Jeśli nie masz nic przeciwko.
Louis uśmiechnął się szeroko i wycisnął kolejnego małego całuska na jego ustach, chwytając bruneta za dłoń i przewracając ich, by zamienili się miejscami.
- Niczego innego nie pragnę.
~*~
Kiedy Louis wrócił do domu, był on zasypany papierem z prezentów od dalszej rodziny dla Brody'ego i Hayden. Szatyn zajął się składaniem nowego zestawu Playmobil Hayden. Kiedyś żył i oddychał tymi zabawkami, był mistrzem.
Jego mama wysłała mu kilka godzin temu zdjęcie jego prezentów zgromadzonych pod choinką w Anglii, więc nie czuł się źle, że nie ma nic do odpakowania. Poza tym, był zbyt zdenerwowany wizją poznania rodziców Harry'ego, że nie obchodziły go prezenty.
Kilka tygodni temu zamówił dla Harry'ego bukiet z jego ulubionych kwiatów i był umówiony za godzinę, by go odebrać w tej samej kwiaciarni, do której poszedł ostatnim razem. Wymigał się więc od śniadania, mówiąc, że jedzie na przejażdżkę swoim nowym samochodem.
Był on odrażający, lecz Louis pokochał go od pierwszego wejrzenia. Nazwał go Nessie i pomimo bladoniebieskiego, obłupanego lakieru i sporej ilości rdzy, jechał on całkiem dobrze.
W mgnieniu oka znalazł się w mieście. Kiedy tylko wszedł do kwiaciarni, natychmiast został przywitany przez sprzedawczynię. Przyciągnęła go do uścisku i poklepała po głowie, po czym zaprowadziła go do lady, gdzie leżał możliwie najpiękniejszy bukiet, jaki widział w całym swoim życiu. Otworzył usta w zachwycie i spojrzał na kobietę.
- Harry będzie przeszczęśliwy.
Uśmiechnęła się i ostrożnie zawinęła kwiaty.
- Mam nadzieję, kochany. Jestem pewna, że nie spędziliśmy tych kilku godzin przed paroma tygodniami na marne – mrugnęła, na co szatyn zarumienił się.
Kilka tygodni temu przyszedł, by męczyć ją z ulubionymi kwiatami Harry'ego i spędził w sklepie jakieś trzy godziny, zanim był zadowolony z efektu. Kobieta chwaliła go przez cały czas, ale Louis i tak miał wrażenie, że zbyt dużo go jej zajmuje.
Wyjął portfel i uśmiechnął się z wdzięcznością, gdy wręczyła mu torbę.
- Ile płacę?
- Oh, nie bądź głupcem, kochanie. Wydaj te pieniądze na randkę z Harrym, a nie stare kwiaty – wypchnęła go ze sklepu, nie dając chwili na protest. - Weź to za podziękowanie, że tak dobrze traktujesz Harry'ego. Uwielbiam widzieć go szczęśliwego.
Louis pokiwał głową i mocno ją przytulił, w podziękowaniu ucałowując ją w oba policzki.
- Bardzo ci dziękuję, naprawdę.
Wzruszyła ramionami i popchnęła go na chodnik.
- Wyszykuj się dobrze, kiedy będziesz szedł poznać jego rodzinę. Nigdy nie zaszkodzi zrobić dobre pierwsze wrażenie.
Louis przytaknął i pomachał jej, wsiadając do samochodu, po drodze będąc ostrożnym, by nie zniszczyć kwiatów.
Jechał już błotnistą drogą prowadzącą do domu, kiedy uświadomił sobie, że nigdy nie mówił jej, że pozna dzisiaj rodziców Harry'ego.
CZYTASZ
Violet PL (Larry)
FanfictionLouis jest brytyjskim studentem z wymiany, który swój ostatni rok nauki spędza w szkole w Kalifornii. Oczekuje piaszczystych plaż, wyluzowanych, wytatuowanych surferów i skejterów, a także dużo słońca i ładnej pogody. Nie spodziewa się jednak, że go...